Podstrony
- Strona startowa
- Ostrzegam czytelnika Carter Dickson
- Gordon Noah Lekarze
- Downum Amanda Kroniki Nekromantki 01 Tonšce Miasto
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 2 Smoczy rycerz, t. 2
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz T2
- Dickson Gordon R Smoczy rycerz t.1
- Dickson Gordon R Taktyka bledu
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz t.1
- Alex Kava Maggie O'Dell 01 Dotyk zła
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kombinezon ten obnażaÅ‚ mu tylko twarz i dÅ‚onie.W jednej z nich trzymaÅ‚ podÅ‚użny, Å›miertelnie skuteczny policyjny pistolet z usuniÄ™tÄ… muszkÄ….Zamiast muszki na lufie broni umieszczono maÅ‚y metalowy bÅ‚Ä™kitny krzyżyk.StojÄ…cych naprzeciwko siebie Burtona i McLeoda rozÂdzielaÅ‚o kilka metrów wyÅ‚ożonej dywanem podÅ‚ogi.TrzyÂmany niby niedbale pistolet wymierzony byÅ‚ pierÅ› McLeoda.Obaj przeciwnicy stali spokojnie, wydawaÅ‚o siÄ™ jednak, że nie dostrzegajÄ… w pokoju nikogo, prócz siebie nawzajem.Najbliżej ze wszystkich, z prawej strony Paula, staÅ‚ Tyne.SpoglÄ…daÅ‚ on na replikujÄ…cego Blunta i on też, wespół z bezbarwnym i nieruchomym Eatonem White, pierwszy zauważyÅ‚ wkraczajÄ…cego do pokoju Paula.Naczelny Inżynier Åšwiata wytrzeszczyÅ‚ oczy przerywajÄ…c tym przemówienie Wielkiego Mistrza.Za chwilÄ™ pozostali, nie wyÅ‚Ä…czajÄ…c McLeoda i Butlera, odwrócili siÄ™ ku Paulowi.Kantela jÄ™knęła zduszonym gÅ‚osem.Wszyscy, prócz Blunta, wyglÄ…dali jak ludzie, na oczach których popeÅ‚niono wÅ‚aÅ›nie gwaÅ‚t na prawach Natury.Blunt oparÅ‚ siÄ™ na srebrnej gaÅ‚ce swej nowej laski i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ tylko.Podobny uÅ›miech musiaÅ‚ rozjaÅ›nić oblicze ateÅ„skiego polemarchy Callimacha, gdy dwa tysiÄ…ce pięćset czterdzieÅ›ci lat temu, pewnego pochmurnego, wrzeÅ›Âniowego dnia, ujrzaÅ‚ w rzadkich promieniach sÅ‚oÅ„ca pyÅ‚ wzbijany przez wzmocnione skrzydÅ‚a szyku, którymi Grecy zamykali pierÅ›cieÅ„ okrążenia wokół hord perskich na równinie Maratonu.- ZjawiÅ‚eÅ› siÄ™ nieco za wczeÅ›nie, choć to drobiazg - powiedziaÅ‚ patrzÄ…c na Paula.- Ten tu Kirk jeszcze nie zostaÅ‚ dostatecznie zmiÄ™kczony.Ale wejdź, mój dwójniku.Paul zaÅ›, wchodzÄ…c do pokoju, po raz pierwszy wprost i z bliska zajrzaÅ‚ Bluntowi w twarz i.ujrzaÅ‚ samego siebie!RozdziaÅ‚ 21Paul wszedÅ‚ do pokoju.Wszyscy obecni wpatrzyli siÄ™ w niego, w niczyim jednak wzroku nie uwidoczniÅ‚ siÄ™ aż taki wstrzÄ…s, jak w bÅ‚Ä™kitnych oczach Kanteli.Ona jedna spoÅ›ród wszystkich obecnych czuÅ‚a to od poczÄ…tku, ale nie chciaÅ‚a siÄ™ z tym pogodzić.WÅ‚aÅ›nie to z takÄ… siÅ‚Ä… ciÄ…gnęło jÄ… ku Paulowi i temu tak bardzo siÄ™ opieraÅ‚a.Paul nie winiÅ‚ jej wtedy, obdarzony zaÅ› zrozumieniem, tym bardziej nie winiÅ‚ jej obecnie.Nawet dla niego samego, gdy zatrzymaÅ‚ siÄ™, stajÄ…c o krok przed Bluntem i spojrzaÅ‚ tamtemu w twarz, byÅ‚o to nienaturalne doÅ›wiadczenie.WiedziaÅ‚ też, że ci, którzy ich obserwujÄ…, muszÄ… odbierać to o wiele gorzej.Nie chodziÅ‚o tylko o jego fizyczne podobieÅ„stwo do Blunta.Obaj byli wysocy, barczyÅ›ci i mocno zbudowani.Obaj mieli wyraziste rysy twarzy.Na tym jednak koÅ„czyÅ‚o siÄ™ podobieÅ„stwo ciaÅ‚.O wiele bardziej drażniÅ‚a ich wspólna tożsamość, ponieważ polegaÅ‚a ona na dwoistoÅ›ci wcale nie fizycznej.Nie powinni byli wyglÄ…dać podobnie.A wyglÄ…dali.ByÅ‚o to tak niesamowite, jakby ten sam czÅ‚owiek nosiÅ‚ dwa odmienne ciaÅ‚a.Obaj różnili siÄ™ wyglÄ…dem zewnÄ™trzÂnym, mieli jednak identyczne postawy, sposób poruszania siÄ™, te same nawyki i upodobania.Wszystkie te podobieÅ„Âstwa przeÅ›wiecaÅ‚y przez powÅ‚okÄ™ zewnÄ™trznÄ…, podobnie jak pÅ‚omieÅ„ Å›wiecy przez różne ornamenty latarni.- Pojmujesz teraz - rzekÅ‚ Blunt, zwracajÄ…c siÄ™ do Paula tonem rozmowy towarzyskiej - dlaczego przez caÅ‚y czas unikaÅ‚em twej obecnoÅ›ci?- OczywiÅ›cie - odparÅ‚ Paul.W tym momencie Kirk Tyne odzyskaÅ‚ wreszcie gÅ‚os.Ton, jakim siÄ™ odezwaÅ‚, Å›wiadczyÅ‚ wyraźnie o tym, iż po raz pierwszy coÅ› poważnie zachwiaÅ‚o przekonaniami Na-.czelnego Inżyniera Åšwiata.- Walt, cóż to za przeciwne naturze diabelstwo? - wypaliÅ‚ bez ogródek.- DÅ‚ugo by o tym mówić - powiedziaÅ‚ Blunt.OpieraÅ‚ siÄ™ wciąż na swej lasce i przyglÄ…daÅ‚ Paulowi w ten sam sposób, w jaki wytrawny koneser kontempluje szczególnie cenne dzieÅ‚o sztuki.- Ale sprowadziÅ‚em ciÄ™ tutaj, Kirk, po to, byÅ› wszystkiego wysÅ‚uchaÅ‚.Tyne wodziÅ‚ wzrokiem od Paula do Blunta i z powrotem, z wysiÅ‚kiem i jakby wbrew swojej woli.- Nie wierzÄ™ - wydusiÅ‚ z siebie.- I Å›wiatu, i mnie - odparÅ‚ Blunt, nie spuszczajÄ…c wzroku z Paula - bÄ™dzie wszystko jedno, co sobie pomyÅ›Âlisz, gdy przeminie dzisiejsza noc.- Szatan! - zabrzmiaÅ‚ czyjÅ› okrzyk.Wszyscy obecni, nie wyÅ‚Ä…czajÄ…c Paula spojrzeli w tÄ™ stronÄ™.GÅ‚os należaÅ‚ do agenta Butlera, który podnosiÅ‚ trzymany w dÅ‚oni pistolet.Umieszczony na lufie broni krzyżyk skierowaÅ‚ siÄ™ ku Paulowi, a potem zadrżaÅ‚ i przesunÄ…Å‚ siÄ™ w stronÄ™ Blunta.- Bluźnierca!CoÅ› jasnego mignęło w powietrzu.RozlegÅ‚ siÄ™ Å‚agodny odgÅ‚os uderzenia, Butler zachwiaÅ‚ siÄ™ i wypuÅ›ciÅ‚ broÅ„.Z bicepsu agenta wystawaÅ‚ koniec gÅ‚adkiej liÅ›cioksztaÅ‚tnej klingi pozbawionego rÄ™kojeÅ›ci sztyletu.Do Butlera nieÂspiesznym krokiem podszedÅ‚ McLeod.PochyliÅ‚ siÄ™ po pistolet, wetknÄ…Å‚ go sobie za pas, potem lewÄ… dÅ‚oniÄ… ujÄ…Å‚ detektywa za ramiÄ™, prawÄ… zaÅ› wyciÄ…gnÄ…Å‚ sztylet z rany.NastÄ™pnie wydobyÅ‚ z kieszeni samozaciskajÄ…cy siÄ™ opatÂrunek, owinÄ…Å‚ nim ranÄ™ Butlera i chwyciwszy bezwÅ‚adnÄ… rÄ™kÄ™ agenta, podniósÅ‚ jÄ… i wÅ‚ożyÅ‚ w jego zdrowÄ… dÅ‚oÅ„.- ProszÄ™ tak trzymać - poleciÅ‚.Butler wpatrywaÅ‚ siÄ™ weÅ„ bez sÅ‚owa.McLeod wróciÅ‚ na swe miejsce obok Blunta.- Tak wiÄ™c - odezwaÅ‚ siÄ™ pobladÅ‚y Kirk - teraz szczujesz swych opryszków na mnie i na przyzwoitych ludzi?- Tego fanatyka nazywasz przyzwoitym czÅ‚owiekiem? - spytaÅ‚ Blunt kiwajÄ…c gÅ‚owÄ… w stronÄ™ odzianego w czerÅ„ Butlera.- Jak można nazywać przyzwoitym kogoÅ›, kto bez namysÅ‚u zastrzeliÅ‚by mnie albo Paula? A zrobiÅ‚by to, gdyby Burt go nie powstrzymaÅ‚.- Wszystko jedno - odparÅ‚ Tyne.Na ich oczach, dziÄ™ki niezwykÅ‚emu wysiÅ‚kowi woli, Naczelny Inżynier Åšwiata wziÄ…Å‚ siÄ™ w garść i opanowaÅ‚.- Wszystko jedno - rzekÅ‚ o wiele bardziej spokojnym gÅ‚osem.- Nic z tego nie wpÅ‚ywa na mojÄ… opiniÄ™.Was jest tylko sześćdziesiÄ…t tysiÄ™cy.Za maÅ‚o, by zniszczyć Å›wiat.- Kirk - rzekÅ‚ Blunt - wiesz, jak lubiÄ™ siÄ™ z tobÄ… spierać.JesteÅ› tak uroczo naiwny.- Ty zaÅ› jesteÅ› równie zabawny - z kpinÄ… w gÅ‚osie odciÄ…Å‚ siÄ™ Kirk.- Owszem, coÅ› w tym jest - Blunt skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… z namysÅ‚em.- Widzisz, Kirk, liczÄ™ na to, że ciÄ™ zÅ‚amiÄ™.JeÅ›li uda siÄ™ dokonać tego bez bólu, zaliczÄ™ ciÄ™ w szeregi ludzi, którzy przewrócÄ… tÄ™ cywilizacjÄ™ do góry nogami.Swój cel osiÄ…gnÄ™ dziÄ™ki temu dwukrotnie szybciej.W przeÂciwnym razie nie traciÅ‚bym czasu na tÄ™ rozmowÄ™.- Zapewniam ciÄ™ - odparÅ‚ Kirk - że nie czujÄ™ siÄ™ ani trochÄ™ zaÅ‚amany.- Bo nie powinieneÅ›.na razie - uciÄ…Å‚ Blunt.- Wszystko, co widziaÅ‚em do tej pory - stwierdziÅ‚Kirk - to seria zorganizowanych na nieco szerszÄ… skalÄ™ sztuczek z Dnia Wszystkich ÅšwiÄ™tych.- Na przykÅ‚ad - podsunÄ…Å‚ mu Blunt - ten tu Paul, nieprawdaż?Kirk spojrzaÅ‚ na Paula.- Nie wierzÄ™ w zjawiska nadprzyrodzone - powiedziaÅ‚ po chwili wahania.- Ja też - stwierdziÅ‚ Blunt.- Ja wierzÄ™ w SiÅ‚y Alternatywne.DziÄ™ki nim stworzyÅ‚em Paula.Czy nie tak, Paul?- Nie - odparÅ‚ Paul.- Tworzenie nie jest aż tak proste.- Ach, przepraszam - odparÅ‚ Blunt.- Ujmijmy to w ten sposób; zbudowaÅ‚em ciÄ™.OżywiÅ‚em.Ile z tego pamiÄ™tasz?- PamiÄ™tam, że umieraÅ‚em - przyznaÅ‚ Paul
[ Pobierz całość w formacie PDF ]