Podstrony
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej Œmierci
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoœć nas połšczy
- (27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 1
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Blake, William Complete Poetry And Prose(1)
- Bartoszewski Władyslaw Warto być przyzwoitym
- Chmielewska Joanna Lekarstwo na
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna kula wbiła mu się w mózg, a druga w serce główne ośrodki życia.Pantera albo jaguarzwinąłby się po takim strzale jak kot, mój grizzli zaś kroczył sobie spokojnie dalej! Jeszczedwa kroki, a byłoby już po mnie. Och, ach! Dobrze, pięknie! zawołał Bob z drzewa. Czy niedzwiedz być dobrze zabi-ty, massa? Tak, zejdz! Ale czy on na pewno nie żyć, massa? Nie pożreć czarnego Boba? Jest już martwy.Tak samo szybko, jak uciekł na drzewo, zlazł teraz Murzyn na ziemię, ale gdy się przybli-żył, nogi mu zadrżały.Ja sam nachyliłem się nad niedzwiedziem bardzo ostrożnie i wbiłemmu kilkakrotnie nóż pomiędzy drugie a trzecie żebro. Och, ach, wielki niedzwiedz większy niż cały Bob! Czy Bob może jeść niedzwiedz? Tak, szynka i łapy są delikatne w smaku. O, massa dać Bobowi łapy i szynki, bo Murzyn także bardzo delikatny. Dostaniesz swoją część jak każdy z nas.Ale zaczekaj tutaj, ja zaraz przyjdę. Bob czekać tutaj? A jeśli niedzwiedz znowu dostać życie? To wskoczysz z powrotem na drzewo!I rzeczywiście w chwilę potem siedział Murzyn na drzewie.Nie był on tchórzem, bo wo-bec ludzi zawsze stawał mężnie, ale szarego niedzwiedzia nigdy w życiu nie widział, dlategorozumna jego ostrożność nie dziwiła mnie wcale.Przeszukałem najpierw otoczenie, aby się przekonać, czy tylko ten jeden niedzwiedz wy-szedł z kryjówki, czy też znajdowała się w pobliżu cała rodzina.Na szczęście znalazłem śladytylko tego jednego zwierzęcia, co mnie znacznie uspokoiło.Zresztą ani Bob, ani ja nie byli-80śmy długo sami.Moje strzały usłyszeli oczywiście towarzysze, a ponieważ nie wiedzieli, co jewywołało, natychmiast ku nam pospieszyli.Wszyscy uznali zabite zwierzę za jedną z największych sztuk, jakie dotychczas widziano, aWinnetou nachylił się, ażeby zanurzyć w jego krwi swój worek z lekami. Mój biały brat dobrze trafił.Dusza niedzwiedzia będzie mu wdzięczna, gdyż prędko i bezmęki wyzwoliła się z okowów ciała, a teraz może pójść do wiecznych ostępów swoich ojców!Indianie wierzą, że w każdym szarym niedzwiedziu mieszka dusza jakiegoś słynnegostrzelca, która odbywa w ten sposób pokutę jak gdyby w czyśćcu.Apacz pomógł mi zdjąćskórę ze zwierzęcia i odciąć najcenniejsze kawałki mięsa.Resztę przykryliśmy gałęziami ikamieniami, ziemią i mchem, ażeby nie spostrzegły jej sępy, które mogłyby zdradzić nasząobecność.Kiedy ja byłem zajęty walką z niedzwiedziem, Winnetou wyszukał po drugiej stronie doli-ny kryjówkę dla koni.Ponieważ był jeszcze jasny dzień, przeto odważyliśmy się rozniecićogień, by upiec soczyste łapy niedzwiedzie, które wybornie nam smakowały.Gdy się ściemniło, owinęliśmy się kocami, a po ustaleniu porządku straży ułożyliśmy sięna spoczynek.Przez całą noc spaliśmy bez przeszkody, a większa część następnego przedpo-łudnia upłynęła także bez żadnego wypadku.Każdy z nas pełnił po kolei straż u wejścia do doliny.W oznaczonym czasie posterunek objął Sans-ear.Wkrótce potem wrócił i doniósł: Nadchodzą! Kto? zapytałem. No, tego, na przykład, nie mogę dokładnie powiedzieć, bo jeszcze są za daleko. Ilu ich jest? Dwóch na koniach. Pokaż!Udałem się z nim na wskazane miejsce i za pomocą lunety rozpoznałem obydwóch Mor-ganów, których dzielił jeszcze od doliny z kwadrans drogi.Wszystkie ślady naszej obecnościbyły skrzętnie zatarte, a ponieważ oprócz tego przeważaliśmy liczebnie, przeto mogliśmy zzupełnym spokojem oczekiwać ich przybycia.Właśnie skierowaliśmy się z Samem z powrotem do doliny, kiedy nagle coś zatrzeszczałonad nami w zaroślach.Pomyślałem najpierw, że to może znowu niedzwiedz, ale uważniejszenadsłuchiwanie przekonało nas, że to zbliżały się z góry jakieś dwie inne istoty. Niech to wszystko diabli, Charley, kto to może być? Zaraz zobaczymy.Chodzmy czym prędzej w krzaki!Obaj ukryliśmy się tak, że gałęzie zasłaniały nas całkowicie, ale mimo to byliśmy każdejchwili gotowi do obrony, gdyby się zjawiły dzikie zwierzęta.W kilka minut potem poznali-śmy, że nie były to zwierzęta, lecz dwaj ludzie, którzy schodzili z góry, prowadząc konie zasobą.Byli to kapitan i Conchez.Po ich koniach znać było znużenie, a i powierzchownośćjezdzców dowodziła, że odbyli ciężką podróż.Stanęli nie opodal naszej kryjówki, bo stąd otwierał się swobodny widok w dal. Nareszcie! zawołał kapitan z westchnieniem ulgi. To była jazda, jakiej nie życzyłbymsobie powtórzyć.Ale przybywamy przynajmniej na czas, bo widzę, że nikogo tu jeszcze przednami nie było. Po czym to poznajecie? zapytał jego towarzysz, Moja kryjówka jest jeszcze nienaruszona.Morganów tu zatem nie było, a nikt inny niemógłby chyba dostać się w te odległe strony. Prawdopodobnie macie słuszność.Nie myślicie już zapewne o Sans-earze i Old Shatter-handzie?81 W istocie, nie biorę ich w rachubę.Gdyby ścigali Morganów, musieliby się natknąć naKomanczów, a to zniechęciłoby ich do dalszej podróży. Niepokoi mnie jednak sprawa z tym nieznanym nagim Indianinem nad Rio Pecos i bia-łym trupem w wodzie. To nas teraz nic nie obchodzi.Nikt nam tu zaszkodzić nie może, gdyż za nami są Ko-mancze.Każdy, komu by przyszło na myśl nas ścigać, wpadłby na nich. Sądzicie więc, że czerwonoskórzy są na pewno za nami? To nie ulega wątpliwości tak jak to, że stoję tu przy tobie.Zabili Indianina, jeśli był ichnieprzyjacielem w co zresztą wątpię, gdyż Apacz nie zapędzałby się tak daleko a potemruszyli za nami.Spieszyliśmy się przecież tak bardzo, że musieliśmy zostawić ślady niczymstado bizonów. A jeśli nas tutaj znajdą? To nic strasznego.Jesteśmy przecież ich przyjaciółmi.Zdziwią się najwyżej, że nie dali-śmy się im poznać, ale ja im to wytłumaczę w ten sposób, że opowiem im o poruczniku, któ-ry. Carajo! Dam się powiesić, jeśli to nie on nadchodzi! To on! Dobrze! W takim razie mamy go nareszcie.Niech poczuje, co to znaczy oszukiwać ka-pitana i towarzyszy! Jest ich tylko dwóch, to znaczy, że Komancze idą za nami.Ale, kapitanie, czy naprawdęchcecie dzisiaj wydobyć skarb? W mojej obecności? Tak. Dla kogo? Dla nas. ,,Dla nas , to może znaczyć dla całej naszej kompanii albo tylko dla nas dwóch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]