Podstrony
- Strona startowa
- Dziennik Trojkowej Bridget Jones czyli Brygidy Janoskiej red H Gizy
- James Jones Stad do wiecznosci
- Jones James Stad do wiecznosci
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Dodd Wiliam Dziennik ambasadora
- Makuszynski Kornel O dwoch takich co ukradli ksiez (3)
- Hoang Ti Rozmowy Zoltego Cesarza o medyc
- Chess Life for Kids! 2015 04 August
- Giovanni Boccaccio Dekameron tom 2
- Gaiman Neil Amerykanscy Bogowie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Usiądź, a ja ukroję kromkę chleba, byś sobie mogła ją zamaczać w trakcie jedzenia.– I kieliszek ario – dodała matka, znów ożywiona.– Sądzę, że możemy zaproponować naszemu gościowi kieliszek, skoro jest dawno po zmroku i wszyscy kapłani wrócili do domu.– Spojrzawszy na Tessę, mrugnęła szelmowsko okiem.– Może i ja skuszę się na pół kubka.Tessa uśmiechnęła się.Podejrzewała, że staruszka wychyla co wieczór ze dwa takie kubki.– Och, uważaj, panienko! – ostrzegł Emith, kiedy zamierzała postawić miskę na stole.Podbiegł i pochwycił szkic, który nie tak dawno namalowała.– Jeszcze by się zachlapał.– Racja.– Usiadła przy stole i zaczęła sondować głębokość polewki w poszukiwaniu zabłąkanych kawałeczków mięsa.Słyszała, jak Emith podreptał gdzieś do kąta, a potem wrócił.– Czy ten szkic jest naprawdę taki dobry, jak powiedziałeś? – zapytała, kiedy opróżnił wraz z matką kubek ario.Po raz pierwszy tego dnia Emith usiadł na krześle.– Tak, chyba tak – odparł, przysuwając swoje krzesło najbliżej, jak na to pozwalała grzeczność.– Nie jestem ekspertem w tych sprawach tak wspaniałym, jakim był mój mistrz, ale oglądałem prace wielu skrybów.Mistrzów od miernych gryzipiórków odróżnia głównie podejście do szczegółu.Mój mistrz zawsze mawiał: “Iluminację potrafi namalować każdy, żeby jednak błyszczała, nieodzowna jest umiejętność dopracowywania detali”.Detale.Tessa odłożyła łyżkę, tracąc nagle apetyt.Jeszcze trzy dni temu nie potrafiła niczego przekopiować z detalami.Przez całe lata jej życie pozbawione było długotrwałych związków, zobowiązań finansowych, planów na zrobienie kariery, wakacji, papierkowej pracy czy jakichkolwiek celów.Kiedy jej chłopcy zaczynali poważnie myśleć o życiu, ona natychmiast z nimi zrywała; kiedy przyjaciele stawali się zbyt przyjacielscy, ona ich odpychała; kiedy bank domagał się, by swoje oszczędności składała na kontach gotówkowych, groziła, że zerwie z nim współpracę, byle tylko nie słyszeć tego uciążliwego marudzenia o “dodatkowej połowie procentu”.Nie miała komputera, dziennego rozkładu zajęć czy nawet książeczki adresowej.Nie zamówiła nigdy niczego pocztą, gdyż oznaczało to wypełnianie formularzy.A teraz ów mały, skromny człowieczek, siedzący w przyzwoitym oddaleniu trzech kroków, powiedział najspokojniej w świecie, że wykazała się talentem w dopracowywaniu szczegółów.Wybuchła śmiechem.Nie sądziła, żeby to było aż tak zabawne, ale musiała jakoś zareagować.Emith wyglądał na urażonego.– Mówię prawdę, panienko.Ażeby malować wzory, jakie tworzył pan Deveric, trzeba dostrzegać rzeczy, których nie widzą oczy zwykłego śmiertelnika.Chociaż zerknąłem tylko pobieżnie na pierścień, który odrysowałaś, uderzyła mnie wierność szczegółów.Udało ci się przenieść na skórę całą złożoność poskręcanych splotów.I nie tylko skopiowałaś powikłany ornament, ale zdołałaś odnaleźć wzór będący sercem pierścienia.– Ten pierścień ma wzór, nie musiałam niczego odnajdywać – odparła, zdejmując wstążkę z szyi.– Mogę? – Emith pochylił się i dotknął pierścienia.Asystent Deverica pachniał miętą i pigmentami.– Ja w tym klejnocie nie widzę żadnego wzoru – powiedział cicho, obracając złoto w dłoni.– Widzę wyłącznie przypadkowy zbiór lśniących włókien.Kolejne warstwy metalu ułożone są chaotycznie.Ty patrzysz nań i dostrzegasz wzór.Co więcej, przenosisz go na papier.Kiedy patrzę na twój rysunek, widzę pierścień twoimi oczami – widzę ten sam wzór, który ty zobaczyłaś – gdy jednak spojrzę bezpośrednio na złoto, ujrzę bezładną plątaninę linii.– Puścił pierścień, który zwisł luźno na wstążce.Tessa poczuła się nagle wyczerpana.Nie wiedziała, jak zachować się wobec niedawno usłyszanych wiadomości.Emith mówił z przekonaniem, to nie ulegało wątpliwości, ale nie znaczyło też wcale, że ma rację.– A gdybym wymyśliła ten wzór? Narysowała coś, co w rzeczywistości nie istnieje? Po czym byś poznał różnicę?Uśmiechnął się z delikatną reprymendą.– Takie rzeczy się wyczuwa, panienko.Nie wymyśliłaś tego wzoru ani nie wyrysowałaś go z niechęcią.Przez ułamek sekundy, kiedy dotykałem pierścienia, niemal zrozumiałem, do czego zmierzałaś.– Pamiętaj, moja droga, słuchaj uważnie Emitha.Mój syn wie wszystko na ten temat.– Staruszka stuknęła pustym kubkiem o poręcz krzesła i świdrowała ich wzrokiem.– Napiję się jeszcze kapkę tego ario, Emicie.Byłoby niegrzecznie, gdybym pozwoliła, żeby nasz gość pił wino sam.Rumieniąc się przy słowach matki, Emith z radością powitał wymówkę, by czmychnąć od stołu.Wybiegł na podwórko, gdzie studziła się beczułka ario.Tessa wzniosła swój kielich w stronę jego matki, na co staruszka odpowiedziała podobnym gestem z iście królewskim dostojeństwem, po czym znów zamknęła oczy.Bębniąc palcami po drewnianym blacie stołu, Tessa rozważała słowa Emitha.Dostrzegła wzór w pierścieniu, co do tego miał rację.Przede wszystkim z tejże właśnie przyczyny zapragnęła go skopiować – aby odczytać znaczenie tego, co zobaczyła.Przez całe życie dostrzegała wzory w każdej napotkanej rzeczy: w wieńcu z kwiatów, krzesłach zsuniętych pod ścianę w sali koncertowej, samochodach na jezdni, ubraniach w szafie, dachówkach, okładkach książek, poszewkach na poduszki, mapach.W dzieciństwie uwielbiała malować przeróżne przedmioty, ale z czasem przestała to robić.Po prostu wyrosła z tego.A może już wtedy bała się tinnitusa!Emith otworzył drzwi, wpuszczając do środka chłodne, nocne powietrze.Tessa zadrżała.Gdy tylko wszedł do kuchni, odziana w rękawiczkę dłoń wychynęła z ciemności i złapała się futryny.Coś mokrego ściekło na podłogę z jednego z palców.W chwilę potem w progu pojawił się Ravis.– Dobry wieczór – rzekł, kłaniając się wpierw matce Emitha, później Tessie i Emithowi.– Mam nadzieję, że nie spóźniłem się na kolację? – Zauważywszy spojrzenie Tessy utkwione w rękawiczkę, zdjął ją czym prędzej i schował do kieszeni.Mimochodem rozmazał butem kroplę, która spadła na ziemię.– Podejdź no do ognia, panie Ravisie – rzekła starowinka.– Emith naleje ci zaraz zupy z wołowego szpiku i kubek ario.Ravis podszedł do starszej pani i pocałował ją w oba policzki.– Zupa z wołowego szpiku! Dalibóg, jest pani jasnowidzem! Przez cały wieczór tylko o niej myślałem.Proszę wskazać właściwy rondelek, a ja już sobie poradzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]