Podstrony
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Mastering Delphi 6
- Masterton Graham Studnie piekiel (SCAN dal 736)
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 (SCAN dal 91
- Masterton Graham Dzinn (SCAN dal 1029) (3)
- Masterton Graham Podpalacze Ludzi t.1 (SCAN dal
- pf 10s049 51
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuchniabreni.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No wiesz, jak Ogień św.Elma albo fatamorgana na pustyni.- W porządku - zgodziła się Angie.Choć jej głos nie brzmiał zbyt szczęśliwie.Gordon wspiął się już na górę, wchodząc po trzy lub cztery stopnie naraz.Odwrócił się na podeście i przez chwilę widzieli tylko jego ogromny przygarbiony cień.- Wygląda na to, że tu też pada - krzyknął w dół.- Cholera - zamruczała Angie.- Szlag by to trafił.- No dalej - zachęcał ją Stanley.Beztroska Gordona dodała mu nowej odwagi.- To w końcu tylko deszcz.Dołączyli do Gordona na piętrze.Znajdowało się tu pięcioro drzwi.Prawdopodobnie czworo do sypialni, a jedne do łazienki.Na ścianach wisiał z tuzin obrazków i reprodukcji tak małych, że prawie miniaturowych.Przedstawiały tę samą kobietę z opaską na oczach, której podobizna była na kołatce i witrażu w głębi korytarza.Stanley przyjrzał się bliżej obrazkom i odkrył, że każdy z nich nieco się różni.Na jednym z nich kobieta miała koronę z czegoś, co przypominało wbite w skórę czoła haczyki na ryby.Na innym jej usta były zapchane ziołami, które wyglądały jak pietruszka i kolendra.Na trzecim z jej ust wystawał łepek martwego jerzyka.- Co sądzisz o tych cholernych obrazkach? - spytał Gordona.Gordon wychylając się zza jego ramienia, wolno pokręcił głową.- Nie mam najmniejszego pojęcia.Być może coś symbolizują.Przypominają mi trochę karty tarota.Raczej średniowieczne, jeśli wiesz, co mam na myśli.Kiedy Stanley przyjrzał się dokładniej obrazkom, zobaczył, że ich tło także się różni.Na niektórych widać było mroczne, lesiste krajobrazy albo ruiny teutońskich zamków.Na innych znowu opustoszałe plaże, zarośnięte ogrody albo długie puste korytarze w szachownice.Łączyła je dziewczyna z opaską na oczach i mała zakapturzona postać w oddali - postać, która spoglądała albo podążała w przeciwnym kierunku.Stanley zatrzymał się przed obrazkiem, na którym dziewczyna była ukazana na tle błotnistych, opustoszałych pól i rzędu zrujnowanych chałup, przybudówek i chlewików.Na tym obrazku z kącików jej ust spływała gęsta biaława ciecz, Stanley mógł tylko się domyślać, co to było.- Poznaję ten krajobraz - szepnął do Gordona.- Skąd poznajesz?- Widziałem go, kiedy byłem w szpitalu.we śnie albo w jakiejś halucynacji.To ten sam krajobraz, przysięgam.Angie zadrżała.- Może byśmy się tak pośpieszyli.Rozejrzeli się po piętrze nasłuchując.Ten sam dźwięk kapiącego deszczu na mokre dywany, co na dole.- Spróbujmy otworzyć któreś z tych drzwi - zaproponował Stanley.- Wygląda, że ten pokój jest nad salonem.Otworzyli go, ale nie było tam niczego prócz szafy na bieliznę wypełnionej poszewkami na poduszki, ręcznikami i z żółkłymi prześcieradłami.- Mam wrażenie, że ktokolwiek tu mieszkał, wyjechał raczej w pośpiechu, nie uważacie? To znaczy, kto zostawiałby swoją najlepszą bieliznę - powiedział Gordon.- A może umarli - stwierdziła Angie.- No tak, może umarli - przyznał Gordon.- Ale zaczynam myśleć, że Stanley może mieć rację, i że Kaptur naprawdę tu żyje.Jakkolwiek rozumieć to słowo.- Wygląda na to, że zaczynasz mi wierzyć - powiedział Stanley.- Chyba tak - przyznał Gordon z nieco dwuznacznym uśmiechem.- Nie co dzień widzi się padający deszcz w czyimś salonie, prawda? Słuchaj, jeśli miałeś rację co do tego krajobrazu, jeśli rzeczywiście identyczny krajobraz widziałeś, kiedy byłeś w szpitalu, w takim razie musi być jakiś związek między tym kimś, kto tutaj mieszka, a tym, co przydarzyło się tobie, gdy zostałeś zaatakowany.- Powinieneś być prawnikiem - pochwalił go Stanley.- Omal nim nie zostałem - odpowiedział Gordon.- Niestety.wiesz.zawsze byłem trochę za bardzo beztroski.Innymi słowy szalony pedek, mój żółty kwiatuszku - odwrócił się do Angie.- Idziemy czy nie? - dopytywała się Angie.Szczękała zębami i była wyraźnie zbyt przestraszona, by zwracać uwagę na uszczypliwości Gordona.Beztroska Gordona jest niesamowita - pomyślał Stanley.Może jest zniewieściały i nadwrażliwy, ale teraz kiedy zdecydował się dowiedzieć, co dzieje się w tym niezwykłym domu, wydawał się opanowany i kompletnie pozbawiony uczucia strachu.Przypomniał sobie, jak ojciec opowiadał mu o pewnym sierżancie transwestycie, który we Włoszech podczas wojny zdobył niemiecki schron, galopując na niego w jaskrawoniebieskiej balowej sukni, wydając sopranem okrzyk wojenny i strzelając z biodra ze swego pistoletu maszynowego.Niemcy byli tak osłupiali, że nawet nie odpowiedzieli na strzały.- Są dzielni timtums i tchórzliwi timtums, tak samo jak wśród zwykłych ludzi - mawiał ojciec każdemu, kto zechciał słuchać jego wojennych wspomnień.Ale Stanley wiedział, że zasmuciłby go śmiertelnie, gdyby okazał się homoseksualistą.Prawie cieszył się, że ojciec umarł i nie musiał być świadkiem rozpadu jego małżeństwa z Eve.- No to co robimy? - spytał Gordon.- Spróbujmy tutaj - zaproponował Stanley, chwytając klamkę od drzwi po lewej stronie od pokoju z bielizną.Klamka była bardziej skorodowana niż pozostałe, a drewno było napęczniałe.Mocnym kopniakiem Gordonowi udało się uwolnić drzwi z futryny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]