Podstrony
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Mastering Delphi 6
- Masterton Graham Studnie piekiel (SCAN dal 736)
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 (SCAN dal 91
- Masterton Graham Dzinn (SCAN dal 1029) (3)
- Masterton Graham Podpalacze Ludzi t.1 (SCAN dal
- Fenix 1'92
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczekaj tu chwilę, muszę wrzucić trochę ubrań do torby.Poszedł do łazienki, otworzył szafę i wyciągnął swoją zniszczoną walizkę od Vuittona.Otworzył ją i napchał do niej tyle ubrań, koszul i spodni, ile tylko się dało.Wrócił do salonu i rozejrzał się po raz ostatni.Wrzucił do walizki swój notatnik i dwie butelki wyborowej.- Zrobione - powiedział.- Czy mogłabyś wziąć mój futerał ze skrzypcami?Obijając walizką o framugę drzwi, Stanley poprowadził Angie do holu.- Nie patrz na to - powiedział.- Trzymaj się lewej strony.Minęli martwych policjantów.Stanley nie zdawał sobie sprawy z początku, jak wiele krwi Kaptur rozlał wokoło.Korytarz wyglądał jakby ktoś wysadził tu kontener z ketchupem.Doszli już prawie do drzwi, kiedy nagle zatrzeszczało radio jednego z policjantów i usłyszeli kobiecy głos: „Oskar Bravo do 625, Oskar Bravo do 625.Gdzie jesteście, Ted?”.- Aaaa! - krzyknęła przestraszona Angie.- Lepiej się pośpieszmy - powiedział Stanley, kiedy otworzyli drzwi na klatkę schodową.- Za parę minut zaczną ich szukać.- Gdzie jest Kaptur? - spytała lękliwie Angie.- Jest gdzieś tutaj.Mogę się o to założyć.Wyszli na zewnątrz i zeszli po schodach.Sen Isabel Gowdie wyparował i znowu byli na Langton Street, hałaśliwej, rzeczywistej i znajomej.Obok montego Gordona były zaparkowane dwa samochody.Poobijana niebieska sierra, która musiała należeć do Morrisa i policyjne metro, z ciągle obracającym się błękitnym kogutem.Stanley otworzył samochód Gordona i wrzucił walizkę do bagażnika.A obok niej, bardziej ostrożnie położył futerał ze skrzypcami, chociaż jak przypuszczał, zawierał on tylko próchno i robaki.- Nie mogę prowadzić, Stan, po prostu nie mogę.Musisz ty to zrobić - powiedziała Angie.- W porządku, spróbuję - powiedział Stanley i rozsiadł się za kierownicą.Po drugiej stronie ulicy, na chodniku, dostrzegł wysoką i szarą postać Kaptura, postać, która teraz przyprawiała go o jeszcze większe drżenie, postać, której właśnie obiecał swoją pomoc, a być może nawet swoje życie.Przekręcił kluczyki i silnik zarzęził słabo.- Dobra, teraz wciśnij pedał sprzęgła lewą stopą aż do podłogi - powiedziała Angie.- Potem wrzuć pierwszy bieg.O tak.Popuść lewą stopę delikatnie i jednocześnie łagodnie naciskaj prawą gaz.- Boże święty, to trudniejsze niż jazda na nartach - narzekał Stanley.Silnik zawył dziko.Stanley puścił zbyt gwałtownie sprzęgło.Samochód szarpnął i stanął.- Benzynowy kangur - zauważyła Angie.- Co?- Tak się u nas mówi, gdy ktoś skacze tak jak ty.Benzynowy kangur.- Słuchaj, to jest mój pierwszy raz, okey.To nie jest wcale proste.Zapalił silnik ponownie.Samochód był nadal na biegu.I skoczył naprzód znowu.- Daj luz, Stan.Na luz! - krzyknęła Angie.Właśnie otwierał usta, by jej odpowiedzieć, kiedy usłyszeli ogłuszający wybuch.Wszystkie trzy frontowe okna w jego mieszkaniu wyleciały na ulicę.Miliony kawałków szkła, migotając wpadło w ciemną noc.Stanley i Angie usłyszeli ich brzęk na dachu samochodu.Natychmiast potem trzy ogniste kule wytoczyły się z pustych framug okiennych, oświetlając na chwilę całą kamienicę.Stanley wpatrzył się w Kaptura.- Mój Boże, on musiał tam podłożyć bombę.Albo coś w tym rodzaju.Spójrz!Całe pierwsze piętro domu paliło się gwałtownie, tak gwałtownie, jakby oblano je benzyną.Nawet z ulicy Stanley i Angie mogli dostrzec płonące brązowe welwetowe zasłony, skręcające się jak dalia wrzucona do ogniska.- Dalej, musimy wydostać się stąd - powiedział Stanley.Wrzucił drążek na luz, zapalił silnik montego, potem powoli udało mu się ruszyć od krawężnika.Po kilku metrach silnik zaczął wyć w proteście.- Musisz zmienić bieg - powiedziała Angie.- Co?- Musisz zmienić bieg na drugi.Wciśnij znowu sprzęgło, puść nogę z gazu, wrzuć drugi bieg.Potem puść sprzęgło i naduś gaz.Stanley popatrzał na nią.- Chcesz powiedzieć, że muszę to robić za każdym razem, gdy zmieniam bieg? Za każdym razem?- Oczywiście, wariacie.Na tym polega prowadzenie, samochodu.- Co za prymityw.Udało mu się znowu zmienić bieg i zaczęli jechać trochę szybciej.Kiedy skręcali w King's Road (która na szczęście była prawie pusta, tak że nie musieli się zatrzymywać i zmieniać znowu biegu), spojrzał we wstecznym lusterku po raz ostatni na Langton Street.Na zewnątrz, na ulicy, pod palącym się budynkiem, zaczął zbierać się tłum, a spalone kawałki materiału ulatywały w noc.Miał jakąś straszliwą pewność, że tak naprawdę Kaptur nie podłożył żadnej bomby, ani nawet nie rozlał benzyny.Nie miałby na to czasu i z pewnością nie miał z sobą potrzebnego sprzętu.Stanley był pewien, że Kaptur wezwał moc Isabel Gowdie, kobiety, która potrafiła wywołać burzę, trzaskając jedynie o skałę mokrą szmatą.Jeżeli była w stanie zatopić kutry z rybakami wzdłuż całego wybrzeża, spalenie trzech trupów policjantów z pewnością nie sprawiło jej wiele kłopotu.„Niech pod kotłem żar się żarzy, niech z bulgotem war się warzy[1] - pomyślał.- Nie dziw, że Szekspir pisał o wiedźmach.Sam był zarażony przez jedną z najgorszych.”Jadąc zrywami na zachód wzdłuż King's Road, natknęli się na pięć wozów strażackich pędzących w przeciwnym kierunku z ryczącymi syrenami.Za nimi podążały dwa policyjne samochody.- Przynajmniej nie mają czasu, aby przejmować się twoim prowadzeniem - powiedziała Angie, kiedy Stanley makabrycznie zazgrzytał biegami na skrzyżowaniu z Ful-ham Pałace Road.Stanley nie pamiętał, jak udało mu się doprowadzić samochód Gordona do Richmond.Przejechał Tamizę w Chiswick, potem posuwając się z prędkością 25 kilometrów na godzinę, w obłokach buchającego z rozwalonej rury wydechowej dymu, dotarł pod górę, gdzie po raz pierwszy zabrała ich Madeleine Springer.Zaparkował ukosem (nie było szans na wykierowanie) i wysiadł z samochodu z plecami zlanymi potem.- Nigdy więcej - zarzekał się.- To jest trudniejsze niż granie Rymskiego-Korsakowa.Była spokojna ciemna noc.Przed nimi w oleisto czarnej Tamizie, pobłyskiwały światła.Przeszli, stukając obcasami po kocich łbach, na drugą stronę śliskiej uliczki do budynku, gdzie było mieszkanie Madeleine Springer.Nacisnęli dzwonek, obok którego widniała tabliczka z wygrawerowanym nazwiskiem Springer, i z duszą na ramieniu czekali na odpowiedź.Ponad ich głowami w ciemnościach zagrzmiał odrzutowiec, kierując się do Heathrow.Nagle Stanley przypomniał sobie, że jutro wieczorem ma przylecieć do niego Leon.„Dowiesz się, kiedy oni przybędą, obiecuję ci.Dowiesz się na pewno”.Upłynęła prawie minuta, zanim włączył się domofon i kobiecy głos spytał:- Kto tam?- Madeleine? To ja, Stanley Eisner i Angie.- Spodziewałam się was.Zamek u drzwi zabrzęczał i weszli do środka.Angie powiedziała:- Jak ona mogła się nas spodziewać? Przecież nie dzwoniliśmy ani nic.- Nie wiem - powiedział Stanley, kiedy unosili się w windzie na ostatnie piętro.- To pestka dla Madeleine Springer.Podobnie jak zmiana płci w trakcie rozmowy.Nawet ostrygi to potrafią.- Ostrygi nie mówią, wariacie.- Skąd to wiesz? Dałaś kiedykolwiek ostrydze okazję? Ich przekomarzanie się było dość nieporadną próbą ukrycia szoku i zdenerwowania.Bali się Kaptura, ale także,choć inaczej, obawiali się Madeleine Springer i wszystkiego, co sobą reprezentowała.Zbroja, broń, niebezpieczeństwo - a przede wszystkim przerażająca odpowiedzialność z powodu tego, że są na pierwszej linii walki z diabłem, o którym do tej pory sądzili, że jest tylko alegorią.Kiedy wysiadali z windy, Madeleine Springer czekała już na nich w otwartych drzwiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]