Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- dg
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rychło w czas.Jeżeli wiedziałeś, jak to zrobić, dlaczego, do cholery, nie zrobiłeś tego od razu?Rand roześmiał się ponownie."Ponieważ o tym nie pomyślałem.Ponieważ nie wiedziałem jak, dopóki tego nie zrobiłem".ale śmiech zamarł mu w gardle.Pył powoli osiadał na ziemi, ale w momencie gdy dotykał bruku, zaczynał się znowu marszczyć i poruszać.- Uciekamy - powiedział.- Musimy się stąd wydostać.Uciekajmy!Ramię w ramię wbiegli w mgłę, po drodze uderzając we wszystkie bruzdy pyłu, które osiągały niebezpieczną grubość, kopali je, uderzali, byle tylko powstrzymać fuzję.Rand na wszystkie strony rozsyłał powietrzne wiry.Rozproszony kurz jednakże natychmiast zaczynał znowu gromadzić się, teraz już szybciej, jeszcze zanim opadł na ziemię.Nie przerywali biegu, pokonali mgłę, wypadli na przestrzeń zalaną mglistym światłem rzucającym ostre cienie.Z obolałym bokiem Rand odwrócił się, gotów cisnąć błyskawicą, ogniem, czymkolwiek.Z mgły jednak nic nie wyszło za nimi.Być może stanowiła ona nieprzekraczalny mur dla tych ciemnych postaci.Może należały do niej, jak do swego naturalnego środowiska.Może.Nie wiedział.I tak naprawdę wcale o to nie dbał, dopóki nie szły za nimi.- Niech skonam - wymamrotał ochryple Mat - spędziliśmy w tym miejscu całą noc.Już prawie świta.Nie sądziłem, że trwało to tak długo.Rand spojrzał w niebo.Słońce nie zdążyło się wspiąć jeszcze ponad górskie szczyty; jasna, do bólu nieomal, aureola kreśliła linię poszarpanych wierzchołków.Długie cienie kładły się na dnie doliny."Wyjdzie z Rhuidean o świcie i zwiąże was więzią, której nie będziecie w stanie rozerwać.Zabierze was z powrotem i zniszczy was".- Wracajmy w góry - powiedział cicho.- Będą na nas czekać."Na mnie".ROZDZIAŁ 27W DROGACHCiemność zalegająca w Drogach dławiła światło latarni Perrina; wokół tyczki, na której ją powiesił, rozlewała się niewielka plama jasności o ostrych brzegach - pośrodku niej stali on i Gaul.Skrzypienie siodła, zgrzytliwy szczęk kopyt na kamieniu, zdawały się nie sięgać dalej w mrok niż słabe światło.W powietrzu nie było żadnych zapachów, kompletnie nic.Aiel bez trudu dotrzymywał kroku Stepperowi, nie spuszczając z oka niewyraźnie majaczącej poświaty latarni należącej do grupy Loiala.Perrin nawet w myślach nie potrafił nazywać jej grupą Faile.Nastrój panujący w Drogach zdawał się nie wywierać na Gaulu najmniejszego wrażenia, niezależnie od reputacji, jaką się cieszyły.Perrin jednak nie potrafił się powstrzymać od nerwowego nasłuchiwania, i dwa dni - lub to, co można by liczyć jako dni w tym pozbawionym światła miejscu - niczego nie zmieniły w jego zachowaniu.To jego uszy jako pierwsze zapewne pochwycą odgłos, który będzie zapowiedzią ich rychłej śmierci lub gorszego od niej losu - odgłos wiatru zrywającego się tam, gdzie żaden wiatr nie ma prawa wiać.I rzeczywiście, nie będzie to żaden wiatr, lecz Machin Shin, Czarny Wiatr, który pożera dusze.Nie potrafił pozbyć się myśli, że podróżowanie po Drogach było przejawem bezrozumnej kompletnie głupoty, ale kiedy nagliła potrzeba, pojęcie głupoty również ulegało zmianie.Słabe światło z przodu zatrzymało się, a on ściągnął wodze, przystając na środku czegoś, co wyglądało jak starożytny kamienny most, rozpościerający się łukiem nad całkowitą czernią, wrażenie starożytności potęgowały pęknięcia w balustradach mostu oraz dziury i płytkie wgłębienia o poszarpanych brzegach, którymi upstrzona była jego powierzchnia.Zapewne stał tutaj od jakichś trzech tysięcy lat, ale teraz wyglądał tak, jakby w każdej chwili miał runąć.Być może nawet właśnie w tej chwili.Juczne konie stłoczyły się za Stepperem; zwierzęta trącały się pyskami i niespokojnie przewracały oczami, wpatrzone w otaczający mrok.Perrin rozumiał, jak się czują.Kilku dodatkowych towarzyszy do kompanii uczyniłoby ciężar bezkresnej nocy znacznie łatwiejszym do zniesienia.A jednak nie zbliżyłby się nawet na stopę do światła latarni w przodzie, choćby przyszło mu wędrować samotnie.Nie miał zamiaru ryzykować ponownie powtórki tego, co zdarzyło się wcześniej, zaraz na pierwszej Wyspie, tuż po przekroczeniu Bramy w Łzie.Z irytacją podrapał się po kędzierzawej brodzie.Nie miał pojęcia, czego się dokładnie spodziewał, ale przecież nie.Zawieszona na tyczce latarnia zachybotała, kiedy zsiadł z siodła i poprowadził Steppera oraz juczne konie w kierunku Drogowskazu, wysokiej płyty z białego kamienia, pokrytej pochyłą srebrną ornamentyką odległe przypominającą kształtami liście i winorośl, upstrzoną plamkami, jakby wylano na nią kwas.Rzecz jasna, nie potrafił tego odczytać - tym musiał zająć się Loial; napisy bowiem wykonano w języku ogirów toteż po krótkiej chwili obszedł płytę i dokładniej zwiedził Wyspę.Była identyczna jak te, które widział wcześniej, z wysoką do piersi barierą z białego kamienia, o prostych balustradach ozdobionych skomplikowanym wzorem.Przed nim pojawiały się kolejne mosty, wyginając nad mrokiem, a rampy pozbawione balustrad biegły w górę lub w dół, jakby zawieszone zupełnie w pustce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]