Podstrony
- Strona startowa
- Qi Gong Scott Baker Chi Kung in Wing Chun Kung Fu (2)
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Carter Scott Cherie Jesli milosc jest gra
- Scott Justin Poscig na oceanie (SCAN dal 805
- Smith Scott Prosty Plan (SCAN dal 924)
- Cherie Carter Scott Jesli milos
- Anderson Marina Dyscyplina
- Judith McNaught Raj
- Master of the Night Angela Knight
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuchniabreni.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego tego nie dostrzegał?Bo mistyfikacja była doskonała.A on nie wiedział, na co zwracać uwagę.Tu powinnasię znajdować ściana nośna, więc widział ją tam, gdzie chciał zobaczyć.Ale Sylvie wiedziała lepiej. Sylvie! zawołał. Sylvie!Stanęła w drzwiach.Weszła do północnego salonu.Wskazał cudownie rzezbiony po-liczek schodowy, ławę z polerowanego drewna biegnącą wzdłuż ścian alkowy pod scho-dami.Sylvie dotknęła filarów, przyjrzała się rzezbom. To ty mówiła do każdej. To ty.Zobaczyła wszystko, co mogła dojrzeć z podłogi. Podsadzić cię? spytał.Skinęła głową.Ukląkł, posadził ją sobie na ramieniu i wstał.Jakaż była lekka.Jakamała.Jak dziecko. To ty szepnęła. Chowałeś się tu przez cały czas.%7łeby mogła zobaczyć ostatnie rzezby, chwycił ją za uda i postawił sobie na ramio-nach, jak akrobatkę.Nie było to niebezpieczne, bo trzymała się schodów.Kiedy mówiła,żeby się przesunął, robił kolejny krok, aż wreszcie obejrzała wszystko.Sufit na wysokościpięciu metrów.Co za ekstrawagancja w pokoju tych rozmiarów, pomyślał Don.Ale kie-dy Sylvie dała mu znak, że chce zejść, zaczął się zastanawiać nad resztą pomieszczenia.Tak wysoki sufit nie miał tu racji bytu.Te schody zdominowały cały pokój.Były piękne,ale zbyt wielkie we wnętrzu o takich wymiarach, tak jak sufit znajdował się zbyt wyso-ko.W tym domu wszystko miało dobre proporcje.O co chodziło budowniczemu?Sylvie nie mogła oderwać dłoni od drewna.Obeszła schody i wkroczyła do alkowy.Usiadła na drewnianej ławie.Potem podciągnęła nogi i objęła kolana.W takiej samej pozie siedziała Cindy, na tej nietkniętej kanapie w salonie. Marzyłam o tym miejscu odezwała się Sylvie cicho. Wszędzie świece.Dotknęła sklepionego wnętrza alkowy.Don stanął obok i dostrzegł obraz osadzo-ny w szerokiej orzechowej płycie, widoczny jedynie dla tego, kto siedział na ławie.Por-tret mężczyzny i kobiety.W kwiecie wieku, lecz już niemłodych.Maniera przywodziłana mysi czasy Gainsborougha.A przynajmniej jego naśladownictwo.Sentymentalizm.Ale patrząc w oczy kobiety wiedziało się, że właśnie dla niej powstał ten dom.A męż-czyzna to jego twórca. Doktor Bellamy, prawda? Zostawili ich tutaj szepnęła. Nawet w czasach burdelu.To okropne.Kazaliim patrzeć na to, co się stało z ich domem. Ale byłoby jeszcze gorzej, gdyby ich stąd wydarli. Chyba tak.139 Poza tym burdel był na górze.Na dole był tylko tajny bar. Chciałabym wiedzieć, czy mój ojciec kochał tak moją matkę. Nikt nigdy nie pozna prawdy o swoich rodzicach.Co naprawdę czuli.Aatwiej spo-tkać Elvisa, niż poznać serca własnych rodziców.Zachichotała.Lubił ten jej cichy chichot.Roześmiała się kaskada radości, jak woda omywająca omszały kamień.To też musię podobało. Skąd wiedziałaś? spytał. O czym? %7łe to ściana nośna. Mieszkam tu od tak dawna.Chyba zaczęłam wyczuwać dom.Nie była to prawda.Teraz już wiedział.Nawiedzone staruszki miały rację.Ten dompotrafi uwięzić.Zniewolić.Dlatego Sylvie tu mieszkała.Dom ją złapał i nie mogła muuciec.Ale w zamian przemawiał do niej.Odsłaniał się przed nią.Wiedziała, gdzie zna-lezć wszystko, czego chciała.To nie ona ukradła łom, ona go tylko zobaczyła.Zaczynam wpadać w szaleństwo, pomyślał.Daję się opętać, ale nie domowi.Roześmiał się z samego siebie. Dlaczego jestem taki pewien własnych wątpliwości? Co? Dlaczego nigdy nie wątpimy jedynie we własne wątpliwości? Potrafimy zakwe-stionować przekonania innych, a im bardziej ludzie są pewni swego, tym bardziej wąt-pimy.Ale nigdy nie przychodzi nam do głowy, żeby podać w wątpliwość własne wątpli-wości.Wydaje nam się, że wystarczy coś zakwestionować, żeby odkryć prawdę. Nam? Mnie.Ja tak postępuję.Przepraszam. Za co? Za to, że uważałem cię za wariatkę. Za to nie musisz przepraszać. Uśmiechnęła się krzywo. A za co? Za to, że uważałeś, iż kłamię. Przepraszam. Bardzo proszę. Zachichotała. Co się na to odpowiada?Usiadł obok niej na ławie.Pod spojrzeniami postaci z obrazu nagle zapragnął, żebySylvie się do niego przytuliła.Ale ona spuściła nogi na ziemię i odwróciła się do niego. Wydaje mi się, że jestem wariatką, Don.Naprawdę.Pokręcił głową. Jakby to cię odróżniało od nas wszystkich.140Ukryła twarz w dłoniach. Polubiłeś mnie, prawda? Tak. Ponieważ nie pozwoliłam ci zniszczyć domu. Nie.Lubiłem cię już przedtem.Ale dopiero teraz to przyznałem. Nie powinieneś mnie lubić. No, jak wolisz.Roześmiała się.A może to nie był śmiech. Gdybyś tylko wiedział, co zrobiłam.nigdy byś mnie nie polubił.Poczuł, że ta chwila nadchodzi.Kolejne wyznanie.Jak z Cindy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]