Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- Chmielewska J. Jak wytrzymac ze
- Ryszard Cierniński Kaszubski werblista
- Chang Jung Dzikie łabędzie. Trzy c ory Chin
- Wszystko dla pan Zola E
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (5)
- J. Pocock, Barbarism and Religion v.1 The Enlightenments of Edward Gibbon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słusznie wykopałyśmy Heastona. Bo co? zaciekawiła się Krystyna. Takie cenne? Autentyki absolutne, Ludwik XV, nawet szczątki czternastego.Obicia tro-chę przechodzone, ale spójrz na ten haft w różyczki! Przecież to ręczna robota!A drewno w doskonałym stanie, Kryśka, to są muzealne okazy! Wez pod uwagę, że przed wojną były młodsze o przeszło pół wieku.Cho-lera.Chciałam na czymś usiąść, ale teraz się waham.Może to nie wypada? Jest to niewątpliwie rodzaj świętokradztwa zgodziłam się. Ale i takjuż w jadalni siadujesz na Henryku Czwartym, więc różnica niewielka.Tylko sia-daj ostrożnie.Jak motylek. Idiotka.Jak koliberek ci nie wystarczy.?Grzebałyśmy w resztkach dobytku przodków z dreszczem nieziemskiej roz-koszy.Duperele to były, bibeloty, puzderka, szkatułki, szale i pelerynki, łabędzimpuchem obszyte, puch co prawda mocno wybrakowany, ale z daleka i w słabymświetle jeszcze efektowny.Zachwyciły nas ranne pantofelki na obcasiku i całyskład kompletnie zleżałych, ale cudownie pięknych rękawiczek.Haftowana skó-ra, perełki na atłasie.Najlepiej trzymały się koronki.W podziwie oglądałyśmyszlafmyce pradziadka, przymierzając je kolejno. Jak, na litość boską, oni mogli w tym spać? zdumiewała się Krysty-na z niesmakiem i zgrozą. Słuchaj, przecież to grzeje w głowę! Przeszkadzacholerycznie! Mogłabyś.? A skąd! Zawsze mnie to dziwiło, ale może byli przyzwyczajeni.Tu sąchyba rzeczy z czasów jeszcze dawniejszych, popatrz, to żabot.Sprzed Rewolucji.Garderoba dostarczyła nam wrażeń upojnych, spróbowałyśmy wbić się w pra-babcine gorsety, Kryśka uparła się zasznurować mnie szczelnie, wyrwałam się jejz rąk, kiedy całkowicie zabrakło mi tchu. Dół i góra jeszcze jako tako, zostaje nawet trochę luzu, ale talię masz kom-promitującą skrytykowała. Obawiam się, że ja też.86 Odplącz te sznurki, do diabła! Widać wyraznie, dlaczego one nie mogłyubierać się same i musiały mieć osobiste pokojówki.Wszystkie haftki z tyłu! Kurtyzany, zdaje się, miały więcej rozumu, robiły sobie klamerki z przodu.Upiornie niewygodna epoka.Czas przy tym zajęciu leciał z wizgiem, niechętnie zeszłyśmy na obiad, zjadły-śmy w pośpiechu, nie patrząc co, galopem wróciłyśmy na górę.Przy wachlarzachprababci przyszła mi wreszcie do głowy rozsądna myśl. Ja jestem młoda powiadomiłam moją siostrę. Nie wiem, jak ty. Wydaje mi się, że jestem dokładnie w tym samym wieku odparła uprzej-mie, acz nieco podejrzliwie. Bo co? Jako jednostka młoda, na rozrywkach bez trudu spędzę całą noc, nie pierw-szą w życiu.I mam nadzieję, że nie ostatnią. Ja też.I co z tego? A.! Rozumiem! Proponujesz, żeby nie marnowaćczasu na głupie wypoczynki, tylko siedzieć tu do rana? A przespać się w dzień.W ten sposób wyślizgamy włamywaczy i żadnealarmy nie będą potrzebne.A stwierdzam stanowczo, że szlag by mnie trafił, gdy-by ktoś tu coś rąbnął.Zysku z tego nie będzie, bo wszystkie rupiecie bardzo stare,ale muzeum przecudne!Kryśka zgodziła się ze mną i pochwaliła pomysł.Przyniosłyśmy sobie na górękawę w termosie i wino, rezygnując z kolacji.Pokarm dla ducha w pełni zrekom-pensował nam brak pokarmu dla ciała.Gdzieś nad ranem, wciąż pełne życia i zapału, zwróciłyśmy wreszcie uwagęna sekretarzyk prababki Klementyny.Ominęłyśmy go wcześniej, bo ciągnęła nasgarderoba z kieckami, a tę konkurencję każdy mebel przegrywał w przedbiegach,teraz jednak, w pewnym stopniu zaspokojone, można powiedzieć, że wręcz prze-karmione atłasami, aksamitami, jedwabiami i całą resztą tekstyliów, wróciłyśmydo niego.Pełen był papierów i papierków, a zaraz w pierwszej szufladce pod papierkamileżał kolczyk z dużym szmaragdem, otoczonym brylancikami, w pełni sprawny,ale bez pary. Ciekawe, gdzie drugi powiedziała smętnie Krystyna. Pewnie prabab-cia zgubiła. W nieco pózniejszym wieku, bo na portrecie ma jeszcze oba przypo-mniałam jej. Na którym? Tym, co wisi w małym salonie.W samo południe słońce na niego padai te kolczyki aż świecą, wskoczyły mi w oko.Szkoda, że nie ma drugiego, boto już dużo warte.Zabytek.Osobiście uważam, że koniec baroku, pod rokokopodchodzi.Krystyna machnęła ręką i zaczęła przeglądać papierki.Jakieś rachunki to były,jakieś notatki dla pamięci, jakieś spisy potraw, wyglądające na próby dyspozycji87wystawnego obiadu, rozmaite liściki, zaproszenia, podziękowania, liczne kartywizytowe i mnóstwo uwag o koniach.Opisy gonitw, wykaz nagród, skrótowe in-formacje o samopoczuciu Rosaline i formie Torrenta, całe, porządne rodowody,opinie o stajennych i dżokejach, korespondencja z torami wyścigowymi, poradyweterynarza i, oczywiście, gruby plik karteluszków z zestawami ziół, leczącychkońskie dolegliwości. Stadninę to pradziadek miał niezłą zauważyłam z szacunkiem. A dzi-wiłam się nawet trochę, że tak mało zapisków o koniach, tylko te rejestry w gabi-necie. Tu były odparła Krystyna. Podziwiam konsekwencję prababci, po-patrz, zwierzynę też leczyła ziołami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]