Podstrony
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Mastering Delphi 6
- Chattam Maxime Otchłań zła 03 Diabelskie zaklęcia
- Brenner Mayer Alan Zaklecie katastrofy (SCAN dal 7 (2)
- Masterton Graham Studnie piekiel (SCAN dal 736)
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 (SCAN dal 91
- Eddings, Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Daniel Bufo jedną dłoń zaciskał na rękawie Jacka, drugą na kierownicy cadillaca, rozpaczliwie próbując nie dać wciągnąć się w ziemię.Kłykcie miał pobielałe, całe jego ciało trzęsło się z bólu i wysiłku.- Arrrrgghhhh! - chrypiał Daniel Bufo.A potem chwycił łyk bezcennego powietrza i wrzasnął: - Ratuj mnie!Były to jego ostatnie słowa.W tym momencie Jack usłyszał, jak klatka piersiowa agenta nieruchomości pęka z salwą łamiących się żeber, a potem jego miednica trzasnęła na połowy z odgłosem, którego nie sposób było zapomnieć, przypominającym przełamanie pod poduszką wielkiego półmiska na dwoje.Z ust Daniela Bufo lunęła krew, prosto na jego nogi.A potem ostatnie szarpnięcie przepchnęło go w głąb siedzenia samochodowego, przez podłogę wozu i w samą ziemię, pozostawiając tylko poszarpane strzępy ubrania i wstęgi krwawego tłuszczu, przylepione do rozwalonych sprężyn siedzenia.Jack, trzęsąc się i dysząc, padł na kolana, by zajrzeć pod samochód.Przez krótką chwilę grunt kipiał, podobnie jak na chwilę kotłuje się woda oceanu, gdy rekin chwyta ofiarę.- Jack? Jack? - wołała Karen.- Co się dzieje? Co ty robisz?! Jack wstał i oparł się o bok samochodu Daniela Bufo, ocierając rękawem pot z czoła.I wtedy, bez ostrzeżenia, z ubitej ziemi przed nim wyskoczyła dłoń i chwyciła go za pantofel.Rozdeptał ją i odskoczył.Ale natychmiast zorientował się, że nie należała do żadnego z wariatów.Była biała i tłusta, z grubymi, złotymi pierścieniami.Daniel Bufo - w ostatnim, beznadziejnym wysiłku, by się uratować.Jack sięgnął po rękę, ale odciągnięto ją od niego przez drogę.Najpierw całkiem powoli, potem coraz szybciej.Zniknęła w trawie szeleszcząc, a potem już jej nie było.Szybkim, nierównym krokiem Jack poszedł do swego kombi.Karen czekała na niego z szeroko otwartymi oczami, otwartymi ustami i na chwilę nawet przerwała żucie gumy.- Co tam się stało? Dokąd udał się pan Bufo? Jack wgramolił się na siedzenie kierowcy i powiedział:- Zamknij drzwi.Dalej, szybko.Znikamy stąd.Przekręcając kluczyk w stacyjce zobaczył, że nawierzchnia pęka z lewej strony.Silnik zawył, ale nie chciał zapalić.Znów spróbował i znów rozległo się wycie.- Dalejże, sukinsynu - zirytował się.- Miałam ci to powiedzieć - odezwała się Karen.- Zostawiłeś zapalone wewnętrzne światła.- Co? - spytał.- Masz na myśli światła na desce rozdzielczej, światła nad drzwiami? Zostawiłem je wszystkie zapalone?- Wyłączyłam je za ciebie - odparła Karen pocieszająco.O, Jezu, akumulator był już całkiem słaby, a nowy stoi pod biurkiem w warsztacie.Jak to jest, że zawsze szewc bez butów chodzi?Znów spróbował zapłonu.Tym razem silnik wykonał dwa obroty i zgasł.Bruzda w drodze była coraz bliżej.Nawierzchnię przebiła ręka, potem druga.Odwróciwszy głowę Jack ujrzał za drzewami po prawej stronie samochodu trzęsące się i podskakujące krzaki, przewalające się liście i coraz więcej zbliżających się do nich bruzd.- Zrzuć pantofle - powiedział do Karen.- Co?- Zrzuć pantofle, musimy dać dęba.- Żartujesz sobie?- Tylko zrzuć pantofle, wysiądź z wozu i goń jak wszyscy diabli.I trzymaj się z dala od naruszonej w jakikolwiek sposób ziemi.Teraz biegnij.Karen zagapiła się na niego osłupiała.Lecz w tym momencie kombi zatrzęsło się gwałtownie, pod podłogą dało się słyszeć pękanie linek hamulcowych i wściekłe bębnienie pięściami o metal pod ich siedzeniami.- Co to takiego? - wrzasnęła Karen.- Jack.co to takiego?!- Biegiem! - ryknął.Oboje gwałtownie otworzyli drzwiczki i pobiegli.Obok cadillaca Daniela Bufo, wzdłuż otaczającego Dęby muru i dalej drogą.- Dlaczego.my.tak.biegniemy? - wydyszała Karen.Jack schwycił ją za rękę.- Nie.mów.biegnij!Obejrzał się tylko raz.Jego kombi trzęsło się na resorach i słychać było odgłos rozdzierania metalu.A potem trzasnęła jedna z opon z ogłuszającym hukiem, od którego wrony poderwały się z wrzaskiem i zaczęły krążyć w powietrzu.Ciemnoskóry pracownik stacji benzynowej przyglądał się, jak nadchodzili - prawie przez milę.Szli po wysadzanej drzewami drodze, niczym aktorzy w końcowej scenie „Trzeciego człowieka”, z tą różnicą, że Karen szła kulejąc w pończochach oraz zbyt obcisłej minispódniczce, a Trevor Howard nie zatrzymał się, by zaproponować, że ich podwiezie.Gdy wreszcie dotarli do stacji Exxon, pracownik powiedział po prostu „cześć!” do Jacka oraz „cześć!” do Karen, a potem:- Awaria?- Chcemy stąd tylko zatelefonować - oświadczył Jack.- Mogę wysłać wóz holowniczy - zaproponował pracownik.- Nie, dziękuję.Zupełnie wystarczy mi telefon.A tej pani przydałoby się coś do włożenia na nogi, jeśli macie tu cokolwiek.Pracownik wysunął dolną szczękę i popatrzył na stopy Karen.- Sprzedajemy ekwipunek drużyny baseballowej Milwaukee Brewers.Powinienem mieć jakieś buty pani rozmiaru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]