Podstrony
- Strona startowa
- Krawedz miecza [Na Krawedzi 4] Andrews Ilona
- Andrew, Ashling The Invisible Chains Part 02 Bonds of Fear
- Britton Andrew Amerykanin
- Harman Andrew 666 stopni Fahrenheita
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- Masoneria czyzby papierowy tygr
- linuxadm'
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- 16 opowiadan
- Marcin Wolski Agent do3u
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to z jego winy.Drobne wykro-czenie zachwiało życiem innych ludzi.Jego wina.Czuł się chory.Oczy zaszły mumgłą i napełniły się łzami.Był przestępcą.Nosił w sobie tajemnicę winy, która dotyczyła całej wioski.Nie mógł tego znieść.Beczka obserwował bezradnie, jak Firkin nieobecnym ruchem wyciera oczyi ucieka.* * *Jedną z ostatnich rzeczy, jakich spodziewamy się w środku nocy, jest na-głe, brutalne przywrócenie do świadomości przez złowrogą dłoń zamykającą nam28usta, by zapobiec krzykom, i przyciśnięcie naszej ręki do łóżka, unieruchomienieprzez jakiegoś dzikiego, szalonego, obłąkanego intruza.Panował środek nocy, kiedy Beczkę, ktoś nagle gwałtownie i brutalnie wyrwałze snu.Z niepokojącą sprawnością został przygwożdżony do łóżka, niezdolny doruchu, ani krzyku.Wpatrywał się w twarz szalonego intruza, znajdującą się kil-ka cali od jego własnej.Wpadł w panikę, miotającą nim jak tsunami żółwiamiwodnymi.Pot wystąpił mu na czoło, fala arktycznego zimna przelała się przezjego drżący ze strachu kręgosłup, setki pytań dotyczących nieuchronnej przyszło-ści przepychały się na pierwszą linię w jego umyśle w nadziei, że znajdzie się nanie odpowiedz.Myśli pełne długich, cienkich sztyletów, olbrzymich dawek bólu,tortur i. Leż spokojnie, głupku! zabrzmiał warkotliwy szept napastnika. Prze-stań się wiercić! Mmfflgh! Była to najlepsza odpowiedz, na jaką było go stać. I siedz cicho!.! odparł Beczka. Słuchaj, nie chciałem cię budzić, ale muszę powiedzieć ci prosto w oczy.Dłoń puściła jego usta i postać intruza wyprostowała się w padającym przezokno świetle księżyca. Nie mogłem tak cię zostawić, żebyś rano znalazł wiadomość.Już dłużejtego nie wytrzymam.Nie teraz. Firkin usiłował kontrolować emocje w swoimgłosie. Co ty wyrabiasz, tak na mnie wskakując? Informuję cię. O czym? Nie mam wyboru.To wszystko wyrwało się spod kontroli.Nic innego niemogę już zrobić. Eee.co?Firkin przełknął ślinę i kontynuował roztrzęsionym szeptem. Jest tylko jedna odpowiedz.Jeden sposób wyrwania się z tego.Długo i in-tensywnie nad tym myślałem.Nie próbuj mnie powstrzymać.To wszystko mojawina, wiem.Och.to straszne, że muszę.odejść.w taki sposób.Mam jejtyle do powiedzenia.Tak wiele chciałbym jej powiedzieć.Zanim.To tchórzo-stwo, wiem.Sam w środku nocy.Powiedzą, że zrobiłem to, żeby zwrócić na siebieuwagę.Ale inaczej będą usiłowali mnie powstrzymać, rozumiesz, nie mam wybo-ru.Złamię jej serce, wiem.Nienawidzę sprawiać jej przykrości, ale nie ma innegowyjścia.Nie rozumiesz? Nie mam wyboru.Nie mam wyboru.Wstał i szybko wyszedł, powstrzymując morze łez.Zatrzymał się na progu,odwrócił i wyszeptał: Powiedz jej, że ja.że ja. Odwrócił się i wybiegł. Co mam jej powiedzieć.dlaczego?29Pytanie dotarło do skrawka księżycowego światła padającego na miejsce,gdzie przed chwilą stał Firkin.Czy Beczka się obudził? Czy Firkin naprawdęto wszystko powiedział? Skąd ten czas przeszły? To było zbyt realne jak na sen.Bolało go ramię.Nagle przez gąszcz zakłopotanych myśli w jego głowie przedarła się jedna,ostra i cienka.Czy miał na myśli to, co Beczka myślał, że miał na myśli? .jużdłużej nie dam rady.nie mam wyboru.tchórzostwo.powiedz jej, że ja.że ja..Rozległo się bicie alarmowych dzwonów, zagłuszając ostatnie słowaFirkina.Beczka wyskoczył z łóżka, narzucił kurtkę, wciągnął buty i pobiegł do chatyprzyjaciela.Po paru chwilach oglądał przez okno puste łóżko i schludny pokój.A więc to prawda.Zamierzał to zrobić.Musi go znalezć.I to szybko.Firkin nie powinien być sam w takiej chwili.Rozmyślając, Beczka rozglądał się wokół.Gdzie mógł pójść? Gdzie!?Spanikowany Beczka biegł tak szybko, jak tylko potrafił.Miał nadzieję, że ma rację.Miał nadzieję, że uda mu się dorwać przyjaciela.* * *Następnego ranka Jutrzenka powoli wstała z łóżka.Z trudem wyszła z pokoju, kurczowo ściskając znaleziony pod poduszką skra-wek papieru.Hektolitry łez oczekiwały w pełnej gotowości za jej powiekami. Wyllf, kochanie, widziałeś dziś rano Firkina? spytała Shurl, zmywającpo śniadaniu. Nie.Jutrzenka przystanęła i słuchała przy drzwiach, próbując się uspokoić.Usiło-wała nie wierzyć. Nie był na śniadaniu, a jego łóżko jest posłane. Och!- burknął Wyllf. To bardzo dziwne. Najpewniej znów siedzi u tego całego Francka.Stary bez wątpienia napy-cha mu głowę bzdurami. Ale on nigdy nie wychodzi bez śniadania. Shurl, nie wiem, gdzie jest nasz syn.Ale wiem, gdzie go nie ma.W ogro-dzie, pomagającego mi.Nigdy nie ma go w ogrodzie pomagającego mi.Nagle drzwi otworzyły się z impetem i do kuchni wpadła jak trąba powietrznapulchna, czerwona na twarzy kobieta.30 To ma być dowcip? pisnęła, wymachując małym niechlujnym kawał-kiem papieru. Dowcip to ma być? Dzień dobry, pani Hopwood! Jak się pani miewa? spytała Shurl. Co to ma znaczyć? Nigdy nie czytałam czegoś w podobnie złym guście!Niesmaczny dowcip! Niesmaczny! Dzieńdoberek burknął Wyllf. To się skończy kłopotami, zobaczą państwo! Czemu ona się tak gorączkuje? zapytał Wyllf. Pozwólmy się jej uspokoić, to nam powie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]