Podstrony
- Strona startowa
- Iskry z popiołów nieznane opowiadania XIX wieku
- Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadania
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania
- Kiryl Bulyczow Nowe Opowiadania Guslarskie
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania (2)
- Niziurski Edmund Opowiadania.WHITE
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- RD vs RFFC Christian Poisson
- Michael Judith ÂŚcieżki kłamstwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dudi.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądało na to, iż szykował on naprawdę olbrzymie przedsięwzięcie, które związane było z trójkątnym, prążkowanym kawałkiem łupku - zgodnie z interpretacją Lake'a był on sprzeczny z naturą, co w najważniejszym stopniu pobudzało jego ciekawość, sprawiając iż nie mógł już doczekać się kolejnych wierceń i kruszenia skał w formacjach rozciągających się na zachodzie, do których to formacji owe fragmenty należały.Był dziwnie przekonany, iż ślad ów jest odciskiem jakiegoś ogromnego, nieznanego i niesklasyfikowanego dotąd organizmu, stojącego dość wysoko na drabinie ewolucji.Absolutnie nie zwracał uwagi na fakt, że wiekowe ślady - kambryjskie, jeśli nie prekambryjskie - wykluczały istnienie nie tylko wyżej rozwiniętego, ale w ogóle jakiegokolwiek życia poza jednokomórkowcami, lub co najwyżej trylobitami.Odłamki skały, na której zachowały się niezwykłe ślady musiały pochodzić sprzed bardzo wielu eonów.2.Opinia publiczna żywo zareagowała na nasze radiowe biuletyny, donoszące o wyprawie w nietknięte dotąd ludzką stopą i nie spenetrowane nawet wyobraźnią człowieka, północno-zachodnie terytoria, pomimo iż dotychczas nie wspomnieliśmy jeszcze o wielkich nadziejach na dokonanie rewolucji w naukach biologicznych i geologicznych.Wstępna wyprawa Lake'a saniami, między 11 a 18 stycznia w towarzystwie Pabodiego i paru innych osób, podczas której przy przekraczaniu jednego z ogromnych masywów sprasowanego lodu utracono dwa psy, przyniosła jeszcze więcej łupków z ery archaicznej - nawet ja zaintrygowany byłem osobliwą ilością ewidentnych skamielin w tej tak niewiarygodnie pradawnej warstwie.Chociaż były to odciski prymitywnych form życia, nie stanowiących zbyt wielkiego paradoksu, znalezione zostały, jak sądziliśmy, w warstwach, gdzie nie powinniśmy napotkać żadnych śladów życia.Właśnie dlatego wciąż nie widziałem większego sensu w naleganiach Lake'a, by przerwać nasz harmonogram - plan Lake'a wymagał bowiem zaangażowania wszystkich czterech samolotów, wielu ludzi i całej aparatury mechanicznej jaką dysponowaliśmy.Koniec końców nie wyraziłem sprzeciwu wobec tego planu, choć postanowiłem iż nie będę towarzyszył grupie udającej się na północny zachód.Kiedy już odjechali, wraz z Pabodiem i pięcioma innymi ludźmi, przystąpiłem do ostatecznego opracowania planu naszych przenosin na wschód.W myśl tego, jeszcze w trakcie przygotowań, jeden z samolotów miał przetransportować spory zapas benzyny z cieśniny McMindo - to jednak mogło, przynajmniej na razie, poczekać, zostawiłem sobie sanie i dziewięć psów, gdyż nierozsądnym byłoby pozbawić się na jakiś czas możliwości transportu w tym kompletnie pustym świecie lodowatej, panującej tu od zarania śmierci, nadprogramowa wyprawa Lake'a w nieznane, jak wszyscy sobie przypominają, nadsyłała własne raporty za pośrednictwem zainstalowanych w samolotach krótkofalówek.Komunikaty odbierane były jednocześnie przez nasze odbiorniki w bazie południowej i na "Arkham" w cieśninie McMurdo; z lego ostatniego miejsca zaś szły dalej w świat na lalach długich, w paśmie do 50 metrów.Lakę wyruszył 22 stycznia o czwartej nad ranem, pierwszy przekaz radiowy zaś nadszedł już po dwóch godzinach, kiedy to Lakę doniósł o lądowaniu i rozpoczęciu wierceń oraz topieniu na niewielką skalę lodu, w miejscu odległym od nas o około 500 mil.Sześć godzin później drugi, nader ekscytujący przekaz informował o gorączkowej, szaleńczej pracy w wyniku której został wywiercony i powiększony wybuchem płytki szyb, w którym odkryto kawałki łupka z kilkoma śladami podobnymi do tych, które spowodowały pierwotne zamieszanie.Trzy godziny później, krótki komunikat mówił o podjęciu, mimo silnej, porywistej wichury, dalszego lotu; kiedy zaś wysłałem zalecenie zabraniające dalszego ryzyka.Lakę odpowiedział obcesowo, iż jego nowe okazy czynią każde ryzyko opłacalnym.Wówczas zrozumiałem, że jego podniecenie osiągnęło stadium bliskie buntowi i nie jestem w stanie uczynić nic, by go powstrzymać i odwieść od ryzyka zagrażającego sukcesowi całej wyprawy; największym wszakże przerażeniem napawała mnie myśl, że zanurza się coraz to głębiej w złowrogi i zdradziecki biały bezmiar huraganów i niezbadanych tajemnic, ciągnący się jakieś półtora tysiąca mil aż do na poły tylko znanej, linii brzegowej Ziemi Królowej Marii i Knoxa.Następnie, po upływie mniej więcej półtorej godziny nadeszła podwójnie ekscytująca wiadomość, nadana ze znajdującego się w powietrzu samolotu Lake'a, która diametralnie zmieniła mój nastrój, sprawiając że zapragnąłem nagle towarzyszyć jego zespołowi:- 10:05.Ma pokładzie samolotu.Po burzy śnieżnej dostrzegliśmy masyw górski, wyższy niż jakikolwiek dotąd przez nas oglądany.Zważywszy na wysokość płaskowyżu można go porównać z Himalajami.Przypuszczalne położenie: 76 stopni 15 minut szerokości i l 15 stopni 10 minut długości wschodniej.Rozciąga się w prawo i w lewo daleko, jak okiem sięgnąć.Podejrzewamy istnienie dwóch dymiących wulkanów.Wszystkie szczyty czarne i oczyszczone ze śniegu.Szalejąca wichura utrudnia nawigację.Po tej informacji Pabodie, jego ludzie i ja czuwaliśmy, z niepokojem i ekscytacją nad odbiornikiem.Myśl o nieznanych górach oddalonych od nas o 700 mil rozpaliła w nas żądzę; cieszyliśmy się, że to my - pomimo iż nie osobiście - jesteśmy odkrywcami tych gór.Po pół godzinie Lakę znowu nas wywołał:- Samolot Moultona musiał przymusowo lądować na płaskowyżu, na pogórzu, nikomu nic się nie stało, a maszynę zapewne uda się naprawić.Przeładujemy najważniejszy sprzęt do trzech pozostałych maszyn na powrót, lub dalszą drogę, w zależności od sytuacji, ale na razie nie zachodzi potrzeba podróży obciążonymi samolotami.Zamierzam przeprowadzić dziś zwiad na pokładzie maszyny Carrolla, po wyładowaniu z niej całego sprzętu.Nie jesteście w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego.najwyższe wierzchołki muszą mieć ponad 55 tysięcy stóp.Everest to przy nich pestka.Atwood mierzy wysokość teodolitem, podczas gdy Carroll i ja wybraliśmy się na krótki wypad.Jeśli chodzi o wulkany, prawdopodobnie zaszła pomyłka, gdyż formacje wyglądają na warstwowe, prawdopodobnie prekambryjskie łupki przemieszane z innymi pokładami.Dziwnie prezentują się na tle nieba - regularne grupy sześcianów przylegających do najwyższych szczytów.Wszystko spowite jest cudownym czerwono-złotym blaskiem wiszącego nisko słońca.Przypomina krainę ze snów albo bramę zapomnianego świata pełnego nieznanych cudów.Chciałbym abyś tu byt i mógł to zobaczyć.Choć właściwie była to pora snu, nikt z nas, słuchających, nie myślał nawet o ułożeniu się na spoczynek.Podobne nastroje musiały zapewne panować w McMurdo, gdzie informacje dotarły do naszego magazynu i na pokład "Arkham".Douglas pogratulował nam tak istotnego odkrycia, a do niego przyłączył się Sherman, kierownik magazynu.Martwiliśmy się, rzecz jasna o uszkodzony aeroplan, ale mieliśmy nadzieję, że łatwo da się go naprawić.O 25:00 ponownie zgłosił się Lakę.- Lecimy z Carrollem nad najwyższymi partiami pogórza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]