Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- linux podrecznik administratora (PL) (4)
- James P.D Czarna wieza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taramis przyjęła drapieżne spojrzenie bez drgnienia powieki.- Nie jesteś już tak skora do ronienia się jak przedtem, słodka siostrzyczko - wycedziła przez zęby wiedźma.- Nie wyciśniesz już ze mnie więcej łez - odparła Taramis.- Zbyt często rozkoszowałaś się widokiem królowej Khauranu błagającej na kolanach o litość.Wiem, że żywisz mnie jeno po to, by mnie poniżać, dlatego też w zadawanych mi torturach zachowywałaś umiar, tak, by mnie nie zabić ani nie okaleczyć.Ale już się ciebie nie boję - wycisnęłaś ze mnie resztki strachu, wstydu i nadziei; zgładź mniej i skończmy już z tym, gdyż dla twej uciechy wypłakałam już ostatnie łzy, ty diablico z piekła rodem!- Pochlebiasz sobie, droga siostro - warknęła Salome.- Jak dotąd dbałam o to, by cierpiało twoje piękne ciało, miażdżyłam twą dumę i pychę; zapominasz, że w odróżnieniu ode mnie podlegasz cierpieniom ducha - dostrzegłam to, zabawiając cię opowiastkami o igrzyskach, jakie wymyślałam, by się zabawić kosztem twych durnych sług.Ale tym razem przyniosłam bardziej namacalny dowód owych facecji.Zali wiedziałaś, że Krallides, twój wierny doradca, powrócił z Turami i choć się ukrywał, został pojmany?Taramis zbladła.- Cóż.cóżeś z nim uczyniła?W odpowiedzi Salonie wyszarpnęła tajemniczy tłumok spod peleryny i otrząsnąwszy zeń jedwabny zawój, uniosła to - głowę młodego męża o rysach twarzy zastygłych w tak okropnym grymasie, jakby śmierć spadła nań pośród nieludzkich męczarni.Taramis jęknęła niby ktoś, koniu sztylet rozdarł serce:- O Isztar! Krallides!- On ci! Dążył do podburzenia ludu przeciwko mnie, biedny głupiec, rozpowiadając, jakoby prawdę mówił Conan, twierdząc, iżem nie jest Taramis.Głupiec - czyż myślał, że czerń zbrojna w kije i kopyści powstanie przeciw Shemitom Sokoła? Otrzymał godziwą zapłatę za swą głupotę - psy szarpią jego bezgłowe ciało na dziedzińcu, a tę durną czaszkę, by zgniła, cisnę do kloacznego dołu robactwu na żer.I co, siostrzyczko - przerwała na chwilę, uśmiechając się do swej ofiary - czy już odkryłaś, że masz jeszcze nie wypłakane łzy? Pięknie! Zachowałam dla cię duchowe katusze na koniec - od dziś będziesz miewała więcej takich widoków.- Salome triumfalnie potrząsnęła trzymaną za włosy głową Krallidesa.Stojąc tak w świetle pochodni, pomimo wielkiej urody nie wyglądała jak istota zrodzona z łona kobiety.Taramis nie podnosiła wzroku; leżała twarzą w dół, na oślizłej, brudnej posadzce, a jej szczupłym ciałem wstrząsał szloch.Zaciśniętymi pięściami waliła w kamienne płyty.Salome nie śpiesząc się ruszyła ku drzwiom, podzwaniając bransoletami, a jadeitowe kolczyki rzucały odblaski w żółtawym świetle pochodni.W kilka chwil później wiedźma wychynęła z odrzwi wiodących do ponurej, wysklepionej sieni, otwierającej się na pałacowe ogrody.Czekający tam człowiek zwrócił się ku niej, a był to olbrzymi Shemita o ponurych oczach i szerokich barach; długa, czarna broda spływała mu na potężny, okryty srebrną kolczugą tors.- Czy wyła? - Jego głos przywodził na myśl ryk bawołu: głęboki, basowy jak odległy grzmot.Człek ów był generałem najemników, jednym z kilku buskich popleczników Konstancjusza, którzy znali tajemnicę losu królowej Khauranu.- Oczywiście, Khumbanigashu.Są w jej duszy czułe struny, których do tej pory nie tknęłam.Gdy jeden ze zmysłów staje się otępiały przez ciągłe maltretowanie, wciąż znajduję nowe, jeszcze dotkliwsze tortury.Zgarbiona postać odziana w łachmany, brudna, o skołtunionych włosach, zbliżyła się, kuśtykając pokracznie - jeden z żebraków sypiających w otwartych ogrodach i alejach pałacowych.- Łap, psie! - Salome cisnęła mu głowę Krallidesa.- Łap, niemowo; wrzuć to do najbliższej kloaki.Khumbanigashu - on nie słyszy - pokaż mu na migi, co ma zrobić.Generał spełnił polecenie, a rozczochrany żebrak skinął głową na znak, że zrozumiał i powoli jął się odwracać w stronę, w którą zamierzał się oddalić.- Czemu jeszcze przedłużasz tę farsę - grzmiał Khumbanigash.- Tak pewnie osiadłaś już na tronie, że nic cię już zeń nie zdoła wysadzić.Cóż się stanie, jeśli khaurańscy głupcy poznają prawdę? Wszak nic nie mogą zrobić - proklamuj się władczynią pod swym własnym imieniem! Pokaż im ich byłą królową i każ jej odrąbać głowę na placu!- Jeszcze nie teraz, cny Khumbanigashu.Ciężkie drzwi zatrzasnęły się, przecinając ostry głos Salome i dudniącą echem mowę Khumbanigasha.Żebrak przycupnął bez ruchu w zakamarku ogrodu i nie było tam nikogo, kto mógłby zauważyć, że ręce kurczowo obejmujące obciętą głową drżą silnie - śniade, muskularne ręce, dziwnie nie pasujące do zgarbionej postury i brudnych łachmanów.- Wiedziałem! - Szept był ognisty, drżący, ledwo słyszalny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]