Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- King Stephen Mroczna wieza I Roland
- Sagan Carl Kontakt (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mur byÅ‚ wysoki, lecz podskoczywszy zdoÅ‚aÅ‚by dosiÄ™Âgnąć palcami krawÄ™dzi.NastÄ™pnie z dziecinnÄ… Å‚atwoÅ›ciÄ… mógÅ‚Âby podciÄ…gnąć siÄ™ w górÄ™ i przeskoczyć na drugÄ… stronÄ™, a nie wÄ…tpiÅ‚, że w ten sam sposób może pokonać mur wewnÄ™trzny.WahaÅ‚ siÄ™ jednak, zastanawiajÄ…c siÄ™ nad nieznanymi niebezpieczeÅ„stwami oczekujÄ…cymi go w ogrodach.Wiele sÅ‚yszaÅ‚ o taÂjemnicach zachodnich królestw – Brythunii, Nemedii, Akwilonii i Koth, lecz ci należący do zupeÅ‚nie innej rasy poÅ‚udniowÂcy wydawali mu siÄ™ jeszcze dziwniejsi i bardziej zagadkowi.Zamoranie byli niezwykle starym i, z tego co wiedziaÅ‚, hoÅ‚ÂdujÄ…cym zÅ‚u ludem.PomyÅ›laÅ‚ o Yarze, arcykapÅ‚anie żyjÄ…cym samotnic w tej wysadzanej klejnotami wieży i na wspomnienie opowieÅ›ci pijanego giermka dreszcz przebiegÅ‚ po plecach barbarzyÅ„cy.DwoÂrzanin opowiadaÅ‚, jak Yara Å›miaÅ‚ siÄ™ wrogo usposobionemu ksiÄ™ciu w twarz, a potem uniósÅ‚ pÅ‚onÄ…cy zimnym Å›wiatÅ‚em kamieÅ„, z którego trysnęły oÅ›lepiajÄ…ce pÅ‚omienie, otaczajÄ…c nieszczęśnika.Książę wrzasnÄ…Å‚ i upadÅ‚, a jego ciaÅ‚o zmieniÅ‚o siÄ™ w niewielkÄ…, poczerniaÅ‚Ä… bryÅ‚kÄ™, która zamieniÅ‚a siÄ™ z kolei w czarnego pajÄ…ka biegajÄ…cego po komnacie, dopóki czarowÂnik nie zmiażdżyÅ‚ go obcasem.ArcykapÅ‚an rzadko opuszczaÅ‚ swÄ… magicznÄ… wieżę; z reguÅ‚y tylko po to, by rzucić zÅ‚y czar na któregoÅ› ze swych wrogów.Król Zamory lÄ™kaÅ‚ siÄ™ go barÂdziej niż Å›mierci, a ponieważ na trzeźwo nie mógÅ‚ znieść straÂchu, piÅ‚ bez przerwy, niemal nigdy nie trzeźwiejÄ…c.Yara byÅ‚ bardzo stary, ludzie mówili, że ma setki lat i dodawali, że dziÄ™ki swemu magicznemu kamieniowi, zwanemu Sercem SÅ‚oÂnia, bÄ™dzie żyÅ‚ wiecznie.O tym kamieniu nie wiedziano nic pewnego, a swojÄ… nazwÄ™ otrzymaÅ‚ z tego powodu, że wieżę, w której byÅ‚ przechowywany przez arcykapÅ‚ana, nazywano Wieżą SÅ‚onia.Pogrążony w tych rozmyÅ›laniach Cymeryjczyk przywarÅ‚ naÂgle do muru.KtoÅ› przechodziÅ‚ przez ogród, stÄ…pajÄ…c ciężkim, miarowym krokiem.MÅ‚odzieniec posÅ‚yszaÅ‚ szczÄ™k żelaza.A jeÂdnak straże strzegÅ‚y ogrodu! BarbarzyÅ„ca nasÅ‚uchiwaÅ‚, chcÄ…c ponownie usÅ‚yszeć kroki strażnika - daremnie.Za ogrodzeÂniem zalegÅ‚a gÅ‚Ä™boka cisza.W koÅ„cu ciekawość przemogÅ‚a Å‚Ä™k.MÅ‚odzian podskoczyÅ‚ lekko, uchwyciÅ‚ krawÄ™dź muru rÄ™kÄ… i jednym skokiem znalazÅ‚ siÄ™ na szczycie.Leżąc pÅ‚asko na szerokim murze, spoglÄ…daÅ‚ na rozlegÅ‚Ä… przestrzeÅ„ po drugiej stronie.W pobliżu nie dostrzegÅ‚ żadnych zaroÅ›li, chociaż w oddali dojrzaÅ‚ kilka starannie przystrzyżonych krzewów.W półmroku widziaÅ‚ zielonÄ… murawÄ™; gdzieÅ› szemraÅ‚a fonÂtanna.Cymeryjczyk ostrożnie opuÅ›ciÅ‚ siÄ™ do ogrodu i dobyÅ‚ mieÂcza, czujnie rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ wokół.Niczym nie osÅ‚oniÄ™ty, stal przyczajony do skoku jak dzikie zwierzÄ™.Cicho przemknÄ…Å‚ wzdÅ‚uż muru, starajÄ…c siÄ™ trzymać w cieniu, aż znalazÅ‚ siÄ™ w pobliżu krzewów, które zauważyÅ‚ ze szczytu ogrodzenia.Nisko pochylony, pobiegÅ‚ do nich i prawie przewróciÅ‚ siÄ™, zawadziwszy nogÄ… o coÅ›, co leżaÅ‚o na skraju zaroÅ›li.RozglÄ…ÂdajÄ…c siÄ™ szybko na boki, nie dostrzegÅ‚ Å›ladu wroga, wiÄ™c poÂchyliÅ‚ siÄ™ i popatrzyÅ‚ uważnie.Nawet w tym nikÅ‚ym Å›wietle rozpoznaÅ‚ posrebrzanÄ… zbrojÄ™ i grzebieniasty heÅ‚m zamoraÅ„skiej gwardii królewskiej, okrywajÄ…ce zabitego, silnie zbudowaÂnego mężczyznÄ™.Tarcza i włócznia leżaÅ‚y obok.BarbarzyÅ„ca pobieżnie obejrzaÅ‚ trupa i stwierdziwszy, że gwardzista zostaÅ‚ uduszony, z niepokojem popatrzyÅ‚ wokół.WiedziaÅ‚, że kroki tego strażnika sÅ‚yszaÅ‚ uprzednio.Od tej chwili nie upÅ‚ynęło wiele czasu, a jednak czyjeÅ› rÄ™ce w ciemnoÅ›ciach bezszelestnie zabiÅ‚y silnego mężczyznÄ™.WytężajÄ…c wzrok, Cymeryjczyk mimo gÄ™stego mroku dojÂrzaÅ‚ lekko poruszajÄ…ce siÄ™ liÅ›cie w zaroÅ›lach pod murem.ÅšcisÂkajÄ…c obnażony miecz, ruszyÅ‚ w tym kierunku.Chociaż nie robiÅ‚ przy tym wiÄ™cej haÅ‚asu niż polujÄ…ca pantera, jednak czÅ‚oÂwiek, do którego siÄ™ skradaÅ‚, usÅ‚yszaÅ‚ go.MÅ‚odzieniec zobaÂczyÅ‚ niewyraźny, krÄ™py ksztaÅ‚t przyczajony pod Å›cianÄ… i poczuÅ‚ ulgÄ™, wadzÄ…c, że to czÅ‚owiek.Ze zduszonym okrzykiem straÂchu nieznajomy odwróciÅ‚ siÄ™ bÅ‚yskawicznie i zrobiÅ‚ ruch, jakby zamierzaÅ‚ rzucić siÄ™ barbarzyÅ„cy do gardÅ‚a, lecz zatrzymaÅ‚ siÄ™, zauważywszy matowo lÅ›niÄ…ce w Å›wietle gwiazd ostrze.Przez krótkÄ…, peÅ‚nÄ… napiÄ™cia chwilÄ™ stali naprzeciw siebie w milczeÂniu.- Nie jesteÅ› żoÅ‚nierzem - szepnÄ…Å‚ w koÅ„cu obcy.- JesteÅ› zÅ‚odziejem jak ja.- Kim jesteÅ›? - spytaÅ‚ podejrzliwie Cymeryjczyk.- Taurus z Nemedii.MÅ‚odzieniec opuÅ›ciÅ‚ miecz.- SÅ‚yszaÅ‚em o tobie.NazywajÄ… ciÄ™ ksiÄ™ciem zÅ‚odziei.OdpowiedziaÅ‚ mu cichy Å›miech.Taurus dorównywaÅ‚ mÅ‚oÂdemu barbarzyÅ„cy wzrostem, lecz mimo potężnej tuszy poruÂszaÅ‚ siÄ™ zwinnie i cicho na swych bosych stopach.Na ramieniu dźwigaÅ‚ zwój cienkiej, mocnej liny z zawiÄ…zanymi w regularÂnych odstÄ™pach wÄ™zÅ‚ami.Jego bÅ‚yszczÄ…ce oczy spoglÄ…daÅ‚y bysÂtro na Cymeryjczyka.- A ty kim jesteÅ›? - spytaÅ‚ szeptem.- Conan, Cymeryjczyk - odparÅ‚ zapytany.- PrzyszedÂÅ‚em tu, by spróbować ukraść klejnot Yary, ten, który ludzie nazywajÄ… Sercem SÅ‚onia.Wielki brzuch zÅ‚odzieja zatrzÄ…sÅ‚ siÄ™ od tÅ‚umionego Å›miechu, ale Conan nie wyczuÅ‚ w nim drwiny.- Na Bela, boga zÅ‚odziei! - syknÄ…Å‚ Taurus.- MyÅ›laÅ‚em, że tylko ja mam tyle odwagi, by siÄ™ na to porwać.Ci Zamoranie nazywajÄ… siebie zÅ‚odziejami.Phi! Conanie, podoba mi siÄ™ twój hart ducha.Nigdy nie wchodziÅ‚em w żadne spółki, lecz na Bela! - jeÅ›li masz ochotÄ™, możemy spróbować razem ukraść ten klejnot.- WiÄ™c ty też przyszedÅ‚eÅ› tu po kamieÅ„ Yary?- A jakże! Od miesiÄ™cy ukÅ‚adaÅ‚em plany.Ty, jak widzÄ™, dziaÅ‚aÅ‚eÅ› pod wpÅ‚ywem nagÅ‚ego impulsu, mój przyjacielu.- To ty zabiÅ‚eÅ› żoÅ‚nierza?- OczywiÅ›cie.ZeÅ›liznÄ…Å‚em siÄ™ z muru akurat w tedy, kiedy on byÅ‚ w ogrodzie.UkryÅ‚em siÄ™ w krzakach, lecz usÅ‚yszaÅ‚ mnie albo wydawaÅ‚o mu siÄ™, że coÅ› usÅ‚yszaÅ‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]