Podstrony
- Strona startowa
- X86 Assembly Language and C Fundamentals (2013)(1st)(Joseph Cavanagh)
- Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy lat
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat (2)
- Joseph O'Connor The Structure Of Musical Talent (NLP)
- Campbell Joseph The Masks Of God Primitive Mythology
- Heller Joseph Paragraf 22
- Tey Josephine Córka czasu
- Joseph Heller Paragraf 22
- Jablonski Miroslaw P Czas wodnika (2)
- Buchanan Edna Nie igra sie z Miami
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten człowiek za wiele cierpiał.Nienawidził tego wszystkiego i jakoś nie mógł tego porzucić.Kiedy mi się trafiała sposobność, prosiłem go, żeby wyjechał, póki czas; proponowałem, że wrócę z nim razem.Mówił: dobrze, a potem zostawał; szedł znów na poszukiwanie kości słoniowej; znikał na całe tygodnie; zapamiętywał się wśród tych ludzi - zapamiętywał się - rozumie pan.- Przecież to wariat - powiedziałem.Zaprzeczył mi z oburzeniem.Gdzieżby pan Kurtz mógł być wariatem.Gdybym go słyszał mówiącego jeszcze przed dwoma dniami, nie śmiałbym sugerować czegoś podobnego.Wziąłem znów do ręki lunetę, podczas gdy tamten mówił, i patrzyłem na brzeg, wodząc szkłami po skraju lasu z obu stron domu i za nim.Niepokoiła mnie świadomość, że tam są ludzie w tym gąszczu, tacy cisi, tacy spokojni - równie spokojni i cisi jak walący się dom u szczytu wzgórza.Na obliczu natury nie było żadnego śladu tej zdumiewającej historii, której Rosjanin właściwie mi nie opowiadał, napomykał mi tylko o niej wśród oderwanych okrzyków i wzruszania ramionami, wśród ułamków zdań i aluzji przechodzących w głębokie westchnienia.Las był nieporuszony jak maska - głuchy jak zamknięte więzienne drzwi - i patrzył na mnie z wyrazem tajonej wiedzy, niedostępnego milczenia, cierpliwego oczekiwania.Rosjanin wyjaśniał w dalszym ciągu, że Kurtz powrócił nad rzekę dopiero niedawno, prowadząc z sobą wszystkich wojowników tego szczepu znad jeziora.Nie było go przez kilka miesięcy - pewno odgrywał rolę bóstwa - i zjawił się niespodzianie, zamierzając prawdopodobnie zrobić najazd na kraj za rzeką lub w dolnym jej biegu.Widać apetyt na kość słoniową zwyciężył w nim - jakże to nazwać? - mniej materialne dążenia.Lecz nagle bardzo mu się pogorszyło.- Usłyszałem, że leży bez sił, więc wybrałem się tutaj, zaryzykowałem - powiedział Rosjanin.- O, z nim jest źle, bardzo źle.- Skierowałem szkła ku domowi.Nie dostrzegłem żadnych oznak życia; zobaczyłem znowu walący się dach, długą ścianę z mułu wyglądającą znad trawy, z trzema małymi, kwadratowymi otworami okiennymi różnych rozmiarów; wszystko to znalazło się przede mną jak gdyby na odległość ramienia.Poruszyłem się nagle i jeden ze słupów, pozostałych po ogrodzeniu, które znikło, znalazł się w zasięgu moich szkieł.Pamiętacie, mówiłem wam, że uderzyły mnie już z daleka pewne próby ornamentacji, dość szczególne wobec ruiny tego miejsca.Teraz zobaczyłem je z bliska i pod pierwszym wrażeniem targnąłem głowę w tył jak przed ciosem.Potem przesuwałem szkła starannie od słupa do słupa i przekonałem się o swym błędzie.Owe okrągłe gałki to nie był ornament, lecz symbol; wyraziste i zagadkowe, uderzały i niepokoiły - jako pokarm dla myśli, a także dla sępów, gdyby się tam jakie znalazły i spojrzały spod nieba na ziemię; w każdym zaś razie był to pokarm dla mrówek, dość przemyślnych, by się wdrapać na słupy.Owe głowy na palach wywierałyby jeszcze większe wrażenie, gdyby ich nie obrócono twarzami ku szopie.Tylko jedna z nich, pierwsza, którą dostrzegłem, zwracała się w moją stronę.Nie zgorszyło mnie to tak dalece, jak byście mogli przypuszczać.Moje nagłe rzucenie się w tył było w gruncie rzeczy tylko odruchem zdziwienia.Widzicie, spodziewałem się, że znajdę kulę z drzewa.Wróciłem powoli do pierwszej głowy, którą dostrzegłem - i oto tkwiła tam, czarna, zeschła, zapadła, z zamkniętymi powiekami - zdająca się spać u szczytu tego pala, a jej ściągnięte suche usta, ukazujące wąską i białą linię zębów, uśmiechały się, uśmiechały bez końca do jakiegoś nieustannego, żartobliwego snu wśród tej wieczystej drzemki.Nie zdradzam żadnych handlowych sekretów.Faktem jest, że dyrektor mówił potem, iż metody pana Kurtza zrujnowały cały okręg.Nie mam w tej sprawie własnego zdania, ale chcę, abyście zrozumieli dokładnie: nie było właściwie nic dochodowego w tych głowach tkwiących na palach.Świadczyły tylko o tym, że pan Kurtz nie posiadał hamulców w nasycaniu różnych żądz, że czegoś w nim brakowało, jakiejś drobnej rzeczy, której nie można było odnaleźć pod jego wspaniałą wymową, gdy zaszła nagląca potrzeba.Czy wiedział sam o tym swoim braku, nie umiem powiedzieć.Myślę, że uświadomił go sobie w końcu - dopiero w samym końcu.Ale dzicz przejrzała go wcześnie i wywarła na nim straszliwą zemstę za dziwaczną inwazję.Myślę, że szeptała mu rzeczy, których sam o sobie nie wiedział, rzeczy, o których nie miał pojęcia, póki ich nie podsunęła wielka samotność; a ów szept dziczy okazał się nieprzeparcie ponętny.Rozbrzmiał w Kurtzu głośnym echem, ponieważ wnętrze jego było puste.Opuściłem szkła i głowa, która wydawała mi się tak bliska, że można było do niej przemówić, odskoczyła zda się od razu na niedostępną odległość.Wielbiciel pana Kurtza był nieco zbity z tropu.Zaczął mnie zapewniać prędko i niewyraźnie, że nie ośmielił się zdjąć tych - powiedzmy - symboli.Krajowców się nie obawia, oni nie ruszą się, póki pan Kurtz nie da hasła.Wpływ tego człowieka jest nadzwyczajny.Obozowiska dzikich są rozłożone wokoło, a wodzowie ich przychodzą dzień w dzień zobaczyć pana Kurtza.Czołgają się.- Nie chcę nic wiedzieć o ceremoniach towarzyszących zbliżaniu się do pana Kurtza! - krzyknąłem.Ogarnęło mnie osobliwe uczucie, że takie szczegóły będą trudniejsze do zniesienia, niż owe głowy suszące się na palach przed oknami.Ten widok był ostatecznie tylko dziki, podczas gdy tamto zdawało się mnie przenosić od razu w jakąś bezświetlną krainę wyrafinowanej zgrozy, gdzie czysta, nieskomplikowana dzikość przynosi istotną ulgę jako coś, co ma prawo istnieć - jawnie - w blasku słońca.Młody człowiek popatrzył na mnie ze zdumieniem.Przypuszczam, że nie przyszło mu na myśl, iż dla mnie pan Kurtz bóstwem nie jest.Zapomniał, że nie słyszałem żadnego z tych wspaniałych monologów - o czym to? o miłości, sprawiedliwości, linii wytycznej życia - czego tam nie było! Gdyby doszło do czołgania się przed panem Kurtzem, czołgałby się jak najdzikszy z dzikusów.Oświadczył, że nie mam pojęcia o tamtejszych warunkach: te głowy są głowami buntowników.Roześmiałem się gorsząc go niepomiernie.Buntownicy! Jakież określenie miałem jeszcze usłyszeć? Byli tam już wrogowie, zbrodniarze, robotnicy - a teraz znów buntownicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]