Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- O'Reilly Oracle Sql Programming
- Lem Stanislaw Bezsennosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak Sylvie za nic,ale to za nic nie mogła przywyknąć do pokazywania tyłka i wyśpiewywania: Aiiii!.Molly zaśpiewała nawet pieprzną piosenkę, podczas gdy reszta tancerek,skupiona za nią, wtórowała jej w refrenie i sugestywnie wymachiwała różdżkami.Sylvie wreszcie zrozumiała wymowę tego akurat rekwizytu.Do tego jeszczeklepały się po pupach.A potem, ku jej rozpaczy, te z tyłu odwróciły się, by poklepać po pupachtancerki w pierwszym rzędzie.Okazało się, że Sylvie przypadło klepanie miękkich, skądinąd powabnychkrągłości Molly.Boże, jej pośladki wyglądały jak wypchane poduchami.Załamaćsię można.Szybko nabrała wprawy, ponieważ żaden z tych tańców nie wymagałwdzięku i precyzji niezbędnych do wykonania grand jete.Po godzinie Generałwydzierał się na nią zaledwie raz, może dwa razy, podczas każdego numeru.- W górę, Sylvie! I nic rób takiej miny, kiedy klepiesz Molly! Ona ma ślicznądupeczkę! To zaszczyt dla ciebie!W trzy godziny przecież nie wyrośnie mi dupeczka, chciała odkrzyknąćSylvic.Mam, jaką mam i już.Dobry Boże.Trzy godziny i już wyrażała się jak angielska ulicznica, nawetw myślach.Co to za słowo dupeczka ?W głowie jej się kręciło i miała mroczki przed oczami z głodu.Szczęśliwiepróba dobiegła końca, a Generał wygłosił sakramentalne: Dziękuję paniom!"Tancerki zbiegły po schodach ze sceny i udały się do garderoby, żeby zwróżek zmienić się z powrotem w normalne dziewczęta, Sylvie stała w miejscu,zastanawiając się, czy iść za nimi, czy zostać.Ktoś dotknął jej ramienia.Obok stałaJosephine, jeszcze lekko zaróżowiona i rozgrzana od energicznego walenia wklawisze.- Sylvie, pan Shaughnessy prosił, żebym się tobą zajęła.Najpierw trzeba cięchyba nakarmić.Jesteś blada jak prześcieradło.Chodz ze mną.Ruszyła śladem Josephine przez wąskie korytarze, mijając garderobę, skądrozlegały się śmiechy i piski.Pomyślała, że może powinna zmienić ten za dużykostium i zostawić różdżkę.Przykro jej było, że nie może podzielać tej ogólnejwesołości Zastanawiała się, czy dzięki temu, że tańczyły razem i klepały sięnawzajem po tyłkach przez całe popołudnie, dziewczęta będą dla niej trochęmilsze.W Paryżu, jako primabalerina, musiała trzymać się z dala od reszty tancerekze względu na swój status, wszystkie jej się podlizywały, marzyły o tym, żeby byćnią - i te, które spiskowały przeciw niej, i te, które tylko żółkły z zazdrościWłaściwie i tu, i tam czuła się tak samo jak w powozie po napadziebandytów: miała wrażenie, że niewidzialna ściana oddziela ją od reszty ludzi.Położyła dłoń na sercu, dotykając lekko miniatury z portretem matki.Pomyślała o Susannah, lady Grantham.Może to jest ktoś, kto będzie jej bliski.Niemiała pojęcia, kiedy Susannah ma wrócić z Francji ani jak się tego dowiedzieć.Josephine pochwyciła jej spojrzenie, skierowane na drzwi garderoby.- Nie, najpierw chodz coś zjeść, kochana.Pan Shaughnessy nie będziezadowolony, jeśli zemdlejesz.Zły przykład dla innych.- Uśmiechnęła się,podkreślając, że to żart - Potem pokażę ci twój pokój.Minęły szerokie podwójne drzwi, przypominające wejście do sali balowej.Dochodziły spoza nich odgłosy młotków i pił; coś spadło z ogłuszającym łomotem,ktoś zaklął barwnie i soczyście.Mogła przysiąc, że to Generał.- Budują dekoracje - zwierzyła jej się szeptem Josephine.- Do Wenus - toostatnie słowo wypowiedziała niemal z czcią.O co im do licha chodzi z tą całą Wenus?Josephine poprowadziła Sylvie po wąskich schodach, a potem1 długimkorytarzem, wzdłuż którego było mnóstwo drzwi.Na końcu było okno.W prostychlichtarzach umocowanych do ściany tkwiło kilka świec o starannie przyciętychknotach; zdaje się, że i żadnej z nich ostatnio nie używano.- Biała Lilia była w ruinie, kiedy pan Shaughnessy ją kupił.Zrobił teatr, jaksię patrzy - powiedziała z dumą Josephine, jakby Tom był jej synem.Zatrzymały się przy trzecich drzwiach po lewej stronie.- Twój pokój, kochanie.Dziewczęta zwykle przed występami wychodzą jeśćna miasto.Ale tobie gosposia przyniosła coś z kuchni.Na stoliczku stalą taca przykryta serwetą.Sylvie uniosła róg i zajrzała podspód, obawiając się kolejnego angielskiego posiłku.Zobaczyła jednak grubopokrojony ciemny chleb, pachnący drożdżami, więc chyba świeży.Nabrałazaufania i zdjęła całą serwetę.Pod nią kryło się kilka plastrów sera - angielski serrównież wydawał jej się podejrzany, ale ten był przynajmniej aromatyczny, ostry ipokrojony w grube plastry.Obok leżały dwa czerwone jabłka i zimne mięso zdrobiu, pachnące ziołami, chyba pieczone, sądząc po złocistej skórce.W białąserwetkę zawinięto czyściutki nóż i widelec Zestawu dopełniał imbryczek zherbatą, filiżanka i spodcczek.Syfcie nagle poczuła tak silny głód, że żołądek niemal wywrócił jej się namcc; chciało jej się wymiotować.Uświadomiła sobie, że przez ostatniedwadzieścia cztery godziny nie zmrużyła oka.Ogarnęło ją ogromne zmęczenie.Nie była w stanie powiedzieć ani słowa ani nic zrobić, poza zaspokojeniem potrzebciała.Rozejrzała się wokół.Na czystej drewnianej podłodze leżał nieduży,kwadratowy dywanik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]