Podstrony
- Strona startowa
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Weis M., T. Hickman Smoki jesiennego zmierzchu 1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byliśmy jak zwierzęta w rezerwacie.Właśnie tak, zwierzęta w rezerwacie.- Czy nie wyciąga pan zbyt pochopnych wniosków? - zapytał Wilson.- Nie, chyba nie.Najlepiej byłoby w tej sprawie skonsultować się z doktorem Woife'em.On powinien wiedzieć, a w każdym razie przedstawić bardziej naukowe uzasadnienie.- Nie ma pan żadnych wątpliwości?- Żadnych - odparł Gale.- Chyba że to jakiś kawał.Wilson pokręcił głową.- Nie, mam zaufanie do Toma Manninga.Znamy się dobrze.Pracowaliśmy razem w redakcji “Washington Post".Razem siadywaliśmy w barze.Byliśmy jak bracia, dopóki nie rozdzieliła nas ta cholerna robota.Nie powiem, że on nie ma poczucia humoru.Ale nie byłby zdolny do czegoś takiego.Podobnie jak Bentley.Dla niego aparat fotograficzny jest bóstwem.Nie mógłby posłużyć się nim w niegodnych celach.On żyje swoimi aparatami.Modli się do nich codziennie wieczorem, zanim położy się do łóżka.- Dysponujemy zatem dowodem, że potwory uciekają w przeszłość.Tak samo jak my.- Chyba tak - przyznał Wilson.- Chciałem poznać pańskie zdanie.Pan dobrze zna potwory, a my nie.- Nadal chcecie porozmawiać z Wolfe'em?- Owszem, skontaktujemy się z nim.- Jest jeszcze jedna sprawa, panie Wilson, o której chcieliśmy z panem porozmawiać.Moja córka i ja przedyskutowaliśmy wszystko i doszliśmy do zgodnego wniosku.- O co chodzi?- O zaproszenie.Nie wiemy, czy pan je przyjmie.Może nie.Niewykluczone, że poczuje się pan nawet urażony.Sądzę jednak, że wielu ludzi gotowych byłoby przyjąć takie zaproszenie.Dla wielu byłaby to pewnie spora atrakcja.Z trudem przychodzi mi przedstawić je panu.Otóż, kiedy będziemy przenosić się do miocenu, gdyby tylko miał pan ochotę, byłby pan mile widziany wśród nas.Zwłaszcza w naszej grupie.Bardzo bylibyśmy radzi, gdyby udał się pan z nami.Wilson zamarł.Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów.- Był pan naszym pierwszym przyjacielem - rzekła Alice.- Być może jedynym prawdziwym przyjacielem.Przekazano panu diamenty.Uczynił pan dla nas tak wiele.Szybkim krokiem okrążyła biurko, pochyliła się i pocałowała Wilsona w policzek.- Nie musi pan teraz udzielać nam odpowiedzi - powiedział Gale.- Chyba będzie pan chciał się dobrze zastanowić.Jeśli zdecyduje pan nie iść z nami, nie będziemy więcej o tym mówić.Zaproszenie to, jak sądzę, musi być rozpatrywane przy założeniu, że najprawdopodobniej wasi ludzie wykorzystają tunele czasowe, żeby przenieść się do epoki odległej od nas o kilka milionów lat w przeszłości.Mam przeczucie, że nie będziecie w stanie uniknąć kryzysu, jaki dotknął naszych przodków, to znaczy was, na pierwotnej ścieżce czasu.- Nie wiem - mruknął Wilson.- Przyznaję szczerze, że nie wiem.Proszę mi dać czas do namysłu.- Oczywiście - odparł Gale.Alice pochyliła się niżej i szepnęła Wilsonowi do ucha:- Mam nadzieję, że zdecyduje się pan przenieść razem z nami.Po chwili wyszli - równie cicho, równie niezauważalnie jak poprzednio.Pokój pogrążył się w wieczornym półmroku.W sali konferencyjnej rozbrzmiewał urywany stukot maszyny do pisania - widocznie dziennikarz z trudem dobierał słowa.Stojące rzędem pod ścianą teleksy terkotały nieustannie.Mrugała jedna z lampek na pulpicie telefonicznym Judy.Przypomniał sobie, że nie był to już jej pulpit.Judy odeszła.Samolot unoszący ją do Ohio był już w drodze na zachód.“Judy - pomyślał - Na miłość boską, co w ciebie wstąpiło? Dlaczego musiałaś tak postąpić?"Bez niej czuł się osamotniony.Do tej pory nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo chroniła go przed tym uczuciem, na ile silny stanowiła mur przeciwko samotności, którą można było odczuwać nawet w towarzystwie ludzi, których uważał za przyjaciół.Nie musiał mieć jej przy sobie.Wystarczyła tylko świadomość, że ona jest gdzieś w pobliżu, by znikało poczucie osamotnienia i serce wypełniała radość.Pomyślał, że przecież ona nadal jest niedaleko.Ohio nie leżało na końcu świata, zresztą w tych czasach nigdzie nie było daleko.Telefony jeszcze działały, poczta doręczała listy, chociaż to nie to samo.Zaczął się zastanawiać, co by jej napisał, gdyby zdecydował się wysłać list.Miał jednak świadomość, że nigdy go nie napisze.Zadzwonił telefon.- Skończyło się posiedzenie - oznajmiła Kim.- Możesz teraz wejść.- Dziękuję, Kim.Zupełnie wyleciało mu z głowy, że prosił o spotkanie z prezydentem.Miał wrażenie, że to było tak dawno, chociaż upłynęło niewiele czasu.Po prostu wiele się od tamtej pory wydarzyło.Kiedy tylko wkroczył do gabinetu, prezydent powiedział:- Przykro mi, że musiałeś czekać, Steve.Mieliśmy bardzo dużo rzeczy do omówienia.Z czym przychodzisz?Uśmiechnął się.- Sytuacja nie jest już tak nieprzyjemna jak wtedy, kiedy próbowałem się z panem skontaktować, panie prezydencie.Chodzi mi o plotki krążące po siedzibie ONZ.- W sprawie propozycji Rosjan?- Tak, właśnie.Zadzwonił do mnie Tom Manning i przekazał informację swego człowieka w ONZ, Maxa Hale'a.Zna go pan, panie prezydencie.- Nie pamiętam, bym go kiedykolwiek spotkał.Ale czytałem jego artykuły.Jest dość rzetelny.- Otóż Hale słyszał, że Rosjanie mają naciskać na to, by siły międzynarodowe wkroczyły z bronią nuklearną na te obszary, gdzie potwory przedarły się na wolność.- Spodziewałem się czegoś podobnego - rzekł prezydent.- Nigdy nie będą w stanie przepchnąć podobnego wniosku.- To już nieistotne.Właśnie otrzymałem to.- Położył fotografie na biurku.- Zrobił je Bentley Price.- Price? - zapytał prezydent.- Czyżby ten sam.- Tak.Ten, od którego wszystko się zaczęło.Lubi zajrzeć do kieliszka, ale to znakomity fotoreporter.Jeden z najlepszych.Prezydent zapatrzył się na zdjęcia, marszcząc brwi.- Nie jestem pewien, Steve, czy dobrze rozumiem.- Muszę panu powiedzieć, jak zostało zrobione to zdjęcie.Było to tak.Prezydent słuchał uważnie nie przerywając.Kiedy Wilson skończył, zapytał:- Czy naprawdę uważasz, że to sensowne wyjaśnienie, Steve?- Tak sądzę, panie prezydencie.Podobnego zdania jest Gale, który stwierdził, że powinniśmy porozmawiać z Wolfe'em.On nie ma żadnych wątpliwości.Zostaje nam tylko wypchnąć jak najwięcej potworów, zmusić do cofnięcia się w przeszłość, żeby pozostałe poszły w ich ślady.Gdyby było ich więcej, a my mielibyśmy tak mało broni jak ludzie z przyszłości, kiedy to po raz pierwszy potwory wylądowały na Ziemi, prawdopodobnie próbowałyby zostać tutaj.Trafiły na równorzędnych przeciwników, mających szansę wykazać się w walce.Myślę, że bezbłędnie potrafiły ocenić, iż nie pokonają nas.Jeśli przeniosą się do kredy, znów trafią na znakomitych rywali.Wręcz wymarzonych.Chociażby na tyranozaura i jego krewniaków, na tryceratopsa i celurozaura, na różne drapieżne dinozaury.Będą mogły toczyć walkę gołymi rękoma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]