Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Eco Umberto Imie Rozy
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez słowa poprowadził starca do pokoju, na kanapę.Barzini posunął się ponad swój wiek, było jasne, że jest ciężko chory.Victor zaproponował mu coś do jedzenia; Barzini poprosił o herbatę i brandy.Kelnerzy szybko dostarczyli jedno i drugie, a potem Fontini usłyszał sprawozdanie z najistotniejszych wydarzeń w Campo di Fiori od czasu tamtej nocnej masakry.Przez wiele miesięcy po mordzie dokonanym przez Niemców oddziały faszystowskie trzymały Campo di Fiori pod ścisłą strażą.Służbie pozwolono zabrać swoje rzeczy i odejść; pokojówka, która była świadkiem egzekucji, została zamordowana jeszcze tej samej nocy.Nikomu nie pozwolono pozostać w Campo di Fiori — poza jedynym Barzinim, który już na pierwszy rzut oka był niespełna rozumu.— To nie było trudne.Fascisti zawsze uważali wszystkich oprócz siebie za wariatów.Tylko w ten sposób mogli rankiem spojrzeć sobie w oczy.Funkcja stajennego i dozorcy umożliwiała Barziniemu obserwowanie tego, co się dzieje w Campo di Fiori.Najbardziej zaskakujący byli księża.Okazało się bowiem, że do odciętej od świata posiadłości księża mieli dostęp; zjawiali się w niej w grupkach nie większych niż trzech, czterech naraz, ale takich grupek było wiele.Z początku Guido sądził, że przysyła ich Ojciec Święty, by modlili się za dusze rodziny Fontini-Cristich.Ale księża wysłani w pobożnej misji nie zachowują się tak jak tamci.Zajęli się najpierw domem, potem przybudówkami i wreszcie stajniami, przetrząsając je z niesłychaną precyzją.Oznakowali wszystko, rozebrali na części meble, opukali ściany w poszukiwaniu pustych miejsce, usunęli każdy kawałek boazerii; zerwali podłogi — nie ze złością, lecz tak, jak zrobiliby to wprawni stolarze: zdjęli je i ułożyli z powrotem.Cały teren posiadłości przetrząśnięto, jakby to było pole złotonośne.— Pytałem kilku młodych ojców, czego szukają.Wydaje mi się, że sami nie bardzo wiedzieli.Odpowiadali niezmiennie: “wielkich pak, staruszku.Skrzyni ze stali i żelaza", l wtedy zorientowałem się, że jeden z nich, starszy od pozostałych, przychodzi codziennie.Cały czas nadzorował pracę innych.— Sześćdziesiąt kilka lat — powiedział Victor cicho — z pasmem zupełnie białych włosów nad czołem?— Tak! To ten! Skąd pan wie?— Można się było tego spodziewać.Jak długo trwały poszukiwania?— Prawie dwa lata.To było coś niewiarygodnego.A potem nagle je przerwali.Według Barziniego wszelka działalność zamarła, poza działalnością Niemców.Korpus oficerski Wehrmachtu przywłaszczył sobie Campo di Fiori, przekształcając posiadłość w ekskluzywny ośrodek wypoczynkowy dla wyższych dowódców.— Czy zrobiłeś tak, jak powiedział ci ten Anglik z Rzymu, stary przyjacielu? — Fontine nalał Baraniemu jeszcze jeden kieliszek brandy; drżenie rąk częściowo ustało.— Tak, padrone.Przez ostatnie dwa dni łaziłem po rynkach Laveno, Yarese i Legnano.Wybrałem kilku największych plotkarzy i wszystkim powtarzałem to samo: “Dzisiaj będę się widział z padrone! Padrone wrócił! Jadę do Mediolanu, żeby się z nim spotkać, ale nikomu ani słowa!" Dowiedzą się, synu Fontini--Cristich.— Barzini uśmiechnął się.— Czy ktoś cię pytał, dlaczego nalegałem, żebyś przyjechał do Mediolanu?— Prawie wszyscy.Mówiłem im tylko, że chce pan ze mną porozmawiać w cztery oczy.I że czuję się tym zaszczycony.Bo naprawdę się czuję.— To powinno wystarczyć.— Victor podniósł słuchawkę i podał numer telefonistce hotelowej centralki.Czekając na połączenie, zwrócił się do Barziniego: — Kiedy będzie po wszystkim, chciałbym zabrać się ze sobą.Do Anglii, a potem do Ameryki.Ożeniłem się, stary przyjacielu.Pani ci się spodoba.Mam synów, dwóch.Bliźniaków.Barziniemu zalśniły oczy.— Ma pan synów? Bogu najwyższemu niech będą dzięki.Numer nie odpowiadał.Fontine zdenerwował się.Przecież ten facet z szóstki miał kategorycznie przykazane siedzieć przy telefonie! Umieszczono go w połowie drogi między Yarese a Campo di Fiori.Był łącznikiem ze wszystkimi pozostałymi, rozstawionymi na drogach ze Stresy, Lugano i Morcote; stanowił centrum łączności.Gdzie on się, u diabła, podział?Odłożył słuchawkę i wyjął z kieszeni portfel.W ukrytej przegródce miał jeszcze jeden numer.Rzymski.Podał go telefonistce.— Jak to nikt nie odpowiada? — spytał precyzyjną angielszczyzną głos z Rzymu.— Czy można to wyrazić jakoś jaśniej?! — warknął do słuchawki Fontine.— Nikt nie odpowiada! Kiedy ostatni raz pan z nim rozmawiał?— Mniej więcej godzinę temu.Wszystko szło zgodnie z planem.Był w kontakcie radiowym ze wszystkimi samochodami.Oczywiście dostał pan wiadomość?— Jaką wiadomość?W słuchawce zalegała cisza.— Nie podoba mi się to wszystko, Fontine.— Jaką wiadomość?!— Powiedział, że mogli go namierzyć, ale żebyśmy się nie martwili.Że skontaktuje się z panem w hotelu po pańskim przyjeździe.Sam zauważył tamten samochód.Było to na drodze biegnącej wzdłuż głównej bramy wjazdowej do Campo di Fiori.Nie skontaktował się z panem?Victor z trudem opanował się, żeby nie krzyczeć.— Nie skontaktował się ze mną.Nie było dla mnie żadnych wiadomości.Jaki samochód?— Zielony fiat.Numer rejestracyjny z Savony w Zatoce Genueńskiej.Jeden z rysopisów odpowiadał pewnemu Korsykaninowi, którego mają w kartotekach policyjnych.Przemytnikowi, który według Londynu pracował kiedyś dla nas.Pozostali to naszym zdaniem także Korsykanie.No i on.— Wnioskuję, że ma pan na myśli.— Tak.Czwartym był Stone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]