Podstrony
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Mastering Delphi 6
- Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
- Conrad Joseph Zwierciadlo morza (3)
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 (SCAN dal 91
- Masterton Graham Nocna Plaga (SCAN dal 1062)
- Biernacki Loriliai Renowned Goddess of Women Sex and Speech in Tantra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Mówiłem ci, że przyjdzie!Martin wszedł do pokoju i obejrzał pannę Redd od stóp do głów.Odpowiedziała mu spojrzeniem.Jej wzrok był wyzywający.Ramone stał tam, gdzie przedtem, nadal wstrząśnięty widokiem Boofulsa.To prawda.Boofuls naprawdę żyje.Jest żywy – i siedzi tu, śmiejąc się i gadając jak normalne dziecko.– Jak się pani miewa? – spytał Martin.Zabrzmiało to absurdalnie oficjalnie, nie był jednak w stanie wymyśleć nic innego.W jego umyśle tłoczyły się wizje Boofulsa w 1939 roku, spieszącego do „Boskiego Hollywood” z panną Redd u boku, odzianą w czarną pelerynę, szarpaną wiatrem niczym gradowa chmura.Jej spojrzenie było ostre jak brzytwa.– Wydostał pan Waltera z lustra – powiedziała panna Redd z delikatnym środkowoeuropejskim akcentem.– Powinniśmy być wdzięczni.Zabrzmiało to dziwnie – ów sposób, w jaki powiedziała „powinniśmy”, zamiast „jesteśmy wdzięczni”.Jakby subtelnie dawała do zrozumienia, że powinni być wdzięczni, lecz nie są; jakby nie odczuwali potrzeby bycia wdzięcznymi komukolwiek.Martin podszedł do lustra i stanął tam, wpatrując się w swoje odbicie.– Pani także wyszła z lustra?Panna Redd uśmiechnęła się.Była wyjątkowo piękna, Martin jednak stwierdził, że jest zbyt szczupła, by być naprawdę atrakcyjną.Jej chudość przywodziła na myśl ofiary anoreksji – jak zagłodzona gazela albo więźniarka wyzwolonego obozu koncentracyjnego.– Przeszłam z jednego etapu mego życia w kolejny – odparła.– Musi mi pan wybaczyć mój strój, pozwoliłam sobie skorzystać z pańskiej koszuli.Moje ubranie.cóż, moje ubranie zaginęło.Martin przeszedł do okna i nalał dwa kieliszki wina, nie pytając panny Redd, czy napije się również.Wyjrzał na podwórko, ale Marii nie było w pobliżu.Jej materac był pusty, pogięty egzemplarz Opowieści Harolda Robbinsa leżał na obtłuczonym szklanym blacie ogrodowego stolika.Jedna z serwetek unosiła się na wodzie.Martin podał Ramone kieliszek i sam przełknął niemal duszkiem połowę zawartości drugiego.Panna Redd obserwowała go z twarzą pozbawioną wyrazu.Boofuls uśmiechał się i nucił „Smutek szczęśliwszych dni”.– Kim pani jest? Opiekunką Boofulsa czy czymś podobnym? – spytał Martin.– Można to tak określić.– Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się, aby w ogóle potrzebował opiekunki.Świetnie sobie sam radzi, takie odnoszę wrażenie.– Istnieją pewne rzeczy, których nie jest w stanie zrobić sam – odparła panna Redd.– Na przykład czego? – chciał wiedzieć Martin.– Na razie poradził sobie ze wszystkim.Panna Redd uśmiechnęła się, lecz nic nie powiedziała.– Cóż, jeśli przybyła pani z lustra, to musi pani wiedzieć, gdzie jest teraz Emilio.– Tak – zgodziła się z nim panna Redd.– Musiałabym wiedzieć.Gdybym przybyła z lustra.Martin dopił wino i odstawił pusty kieliszek na biurko.– Jeśli nie z lustra, to jak się tu pani dostała? Wędrując nago po Franklin Avenue?Dziewczyna wciąż się uśmiechała.– Emilio jest zupełnie bezpieczny – oznajmiła.– To taki czarujący chłopczyk, nieprawdaż? Uroczy, choć raczej poważny.– Ostrzegałem już Boofulsa i ostrzegam też panią.Jeśli spadnie mu choć włos z głowy, zabiję was.Panna Redd skinęła głową.– Tak, naprawdę wierzę, że zrobiłby to pan – powiedziała głosem, który brzmiał zupełnie jak głos Grety Garbo.– Ale zupełnie nic by to panu nie dało.Ponieważ gdyby nas pan zabił, tym samym utraciłby pan możliwość sprowadzenia Emilia z powrotem na tę stronę lustra.Byłby tam uwięziony na zawsze, tak jak my z Boofulsem byliśmy tam uwięzieni.Ramone potrząsnął głową niczym pies, starający się wytrząsnąć osę z ucha.– Martin – powiedział.– Musimy opanować całą tę sytuację.Rozumiesz, ci ludzie włażą ci na głowę.I, Jezu, Martin, to nie są nawet prawdziwi ludzie!Panna Redd odwróciła się do niego i wyciągnęła rękę.– Proszę – rzekła zimno.– Proszę wziąć moją dłoń.Ramone zawahał się przez moment, potem jednak wyciągnął swoją.Panna Redd natychmiast ścisnęła ją mocno i wbiła paznokcie w jego przegub.Ramone krzyknął głośno:– Auu! Hej! To boli! – Ale panna Redd dalej wbijała w niego paznokcie, coraz głębiej.– Na miłość boską, jesteś prawdziwa! Prawdziwa! – Ramone uwolnił w końcu rękę i gniewnie obejrzał zadrapany przegub.– Co, u diabła, chcesz udowodnić? Jesteś gorsza niż kot!Boofuls wybuchnął śmiechem.– Od tej pory panna Redd będzie się mną zajmować.Panna Redd będzie mnie ubierać, karmić i zabierać do wytwórni.Zrobiłeś już swoje, Martin, i jestem ci za to wdzięczny.Ale nie masz już nic więcej do roboty.– A co z Błogosławionym rydwanem? – spytał Martin.– Przypuśćmy, że zażądają jakichś poprawek?– Panna Redd zajmie się poprawkami.Twoje zadanie jest skończone.– A Emilio? – wtrącił się ostro Ramone.– Kiedy go wreszcie wypuścisz?– Kiedy będę miał na to ochotę.– Posłuchaj tylko tego smarkacza – wykrzyknął Ramone – ma osiem lat, a gada, jakby był moim ojcem albo co.Słuchaj no, gówniarzu.– Ramone – powiedział ostrzegawczo Martin.– Przestań.Chwilowo Boofuls trzyma w ręku wszystkie atuty.Boofuls ukrył twarz w dłoniach.Cała trójka przyglądała mu się w milczeniu, wstrzymując oddech.Kiedy wreszcie ją odsłonił, na jego wargach widniał uśmiech.Jego śmiech zabrzmiał jak setka małych, dźwięcznych dzwoneczków.– Wszyscy wyglądacie na takich przerażonych! – wykrztusił.– Jesteście tacy okropnie, potwornie wystraszeni!Przez jedną szaloną minutę Martin zastanowił się, czy Boofuls nie robi z nich wszystkich durniów, czy naprawdę ma jakąkolwiek władzę nad Emiliem i czy zagłodzona panna Redd naprawdę pochodzi z drugiej strony lustra.Wtedy jednak Boofuls spojrzał na niego przelotnie i Martin ujrzał śmiertelny chłód jego oczu barwy płomienia spawarki i wiedział już, że fakt, iż to dziecko jest opętane przez Szatana, jest tak samo pewny jak to, że każdy człowiek ma za plecami swą własną śmierć.Boofuls podbiegł do Ramone i złapał go za rękaw.– Nie powinieneś się bać – powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]