Podstrony
- Strona startowa
- X86 Assembly Language and C Fundamentals (2013)(1st)(Joseph Cavanagh)
- Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy lat
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat (2)
- Joseph O'Connor The Structure Of Musical Talent (NLP)
- Campbell Joseph The Masks Of God Primitive Mythology
- Heller Joseph Paragraf 22
- Tey Josephine Córka czasu
- Joseph Heller Paragraf 22
- Gregory Philippa Biała księżniczka
- Dzieła ÂŚw. Jan od Krzyża
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szczyty masztów i okrętowych kominów sterczą ponad flachami z giętego żelaza.Jest to wejście do Tilbury Dock, najnowszego ze wszystkich doków londyńskich i położonego najbliżej morza.Między stłoczonymi domami Gravesendu i potwornym stosem czerwonych cegieł na wybrzeżu Essexu okręt zostaje oddany całkowicie we władzę rzeki.Ten poprzez różne żeglowne kanały, które zaczynają się odgałęziać przy latarniowcu na Norę.Handlowe statki przybrzeżne sterują na północ; okręty dalekich wód kierują się na wschód z odchyleniem ku południowi, poprzez Downs, ku najdalszym krańcom świata.Między rozszerzającymi się brzegami, które zapadają w szarą, dymną dal, ogrom morza wchłania handlową flotę tęgich statków, które Londyn wysyła przy każdej wysokiej wodzie.Suną jedne za drugimi, mijając bardzo blisko wybrzeże Essexu.Jak paciorki różańca, odmawianego przez skrzętnych armatorów na intencję większych zysków dla świata, przesuwają się jeden za drugim ku wolnej przestrzeni, a tymczasem na otwartym morzu statki dążące do kraju ukazują się pojedynczo i w gromadkach zza morskiego horyzontu zamykającego ujście rzeki między Orfordness i North Foreland.Zmierzają wszystkie ku Norę, ciepłej plamce czerwieni wśród płowych i szarych tonów, między odległymi brzegami, które zbiegają się na zachodzie, niskie i płaskie, niby krawędzie olbrzymiego kanału.Morski obszar Tamizy ciągnie się w linii prostej, a gdy się zostawi za sobą Sheerness, brzegi wydają się bardzo odludne z wyjątkiem grupki domów, która się składa na Southend, lub tu i ówdzie samotnych drewnianych pomostów, gdzie statki naftowe zostawiają swój niebezpieczny ładunek, a zbiorniki z zapasami nafty, niskie i okrągłe, o z lekka sklepionych dachach, stoją nad samą krawędzią brzegu, niby środkowo—afrykańska wieś odtworzona z żelaza.Obrzeżone przez czarne, lśniące kałuże, płaskie bagno ciągnie się milami.Daleko w głębi grunt się wznosi zamykając widok nieprzerwanym lesistym stokiem, tworzącym w oddali nieskończony wał porośnięty krzewami.Potem przy łagodnym zakręcie Lower Hope Reach ukazują się wyraźnie grupki fabrycznych kominów, wysokie i smukłe nad przysadzistymi szeregami wytwórni cementu w Grays i Greenhithe.Dymią spokojnie na tle ogromnej jasności wspaniałego zachodu słońca nadając krajobrazowi przemysłowy charakter; mówią o pracy, fabrykach i handlu, jak kępy palm na koralowych brzegach dalekich wysp mówią o bujnym wdzięku, o pięknie i sile podzwrotnikowej przyrody.Domy Gravesend tłoczą się na brzegu jakby w nieładzie, rzekłbyś, zbiegły na chybił trafił ze szczytu wzgórza w głębi krajobrazu.Tu się kończą płaskie wybrzeża Kentu.Flota holowników parowych stoi na kotwicy przed różnymi molami.Rzuca się w oczy wieża kościelna, pierwsza, którą się dostrzega wyraźnie z morza, pełna wdzięku i zadumy, pogodna w swym pięknym kształcie nad chaotycznym nieporządkiem ludzkich domostw.Lecz z drugiej strony, na płaskim brzegu Essexu, bezkształtny i samotny czerwony gmach — wielki stos cegieł o licznych oknach i łupkowym dachu, bardziej niedostępnym od alpejskich zboczy — góruje nad zakrętem w swej potwornej brzydocie jako najwyższy, najcięższy budynek na mile wokoło, niby hotel, niby kamienica czynszowa (o wszystkich mieszkaniach do wynajęcia), wygnana tu na te pola z ulicy, z West Kensington.Tuż blisko, jakby za węgłem, na molo z kamiennych bloków i drewnianych pali, biały maszt, wysmukły jak źdźbło słomy i przekreślony reją niby drutem do robótek z włóczki, porusza flagą i kulą sygnałową czuwając nad kilkorgiem ciężkich wrót dokowych.Szczyty masztów i okrętowych kominów sterczą ponad flachami z giętego żelaza.Jest to wejście do Tilbury Dock, najnowszego ze wszystkich doków londyńskich i położonego najbliżej morza.Między stłoczonymi domami Gravesendu i potwornym stosem czerwonych cegieł na wybrzeżu Essexu okręt zostaje oddany całkowicie we władzę rzeki.Ten duch samotności, to morskie tchnienie, które towarzyszyło statkowi aż do Lower Hope Reach, opuszcza go przy pierwszym zakręcie w górę.Słony, cierpki zapach znika z powietrza wraz z poczuciem nieograniczonej przestrzeni otwierających się za progiem piaszczystych ławic poniżej Norę.Morskie wody przebiegają obok Gravesend, podrzucając wielkie beczki cumownicze umieszczone wzdłuż miasta; lecz tu jest kres swobody morza, które poddaje swój słony prąd potrzebom, fortelom, maszynom pracujących znojnie łudzi.Nabrzeża, przystanie, wrota doków, schody następują jedne za drugimi nieprzerwanym ciągiem aż do London Bridge, a gwar ludzkiego trudu napełnia rzekę groźnym, szemrzącym pomrukiem jakby zdyszanego, nieustannego sztormu.Wodny szlak, tak jasny u góry i szeroki u dołu, ciągnie się, uciśniony przez cegły i wapno, i kamień, między sczerniałymi belkami i brudnym szkłem, i rdzawym żelazem — pokryty czarnymi barkami, smagany przez wiosła i śruby, przeciążony statkami, obwieszony łańcuchami, omroczony przez mury zamieniające jego łożysko w stromy wąwóz zasnuty mgłą dymu i kurzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]