Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanley podniósł kołnierzyk, by osłonić się przed deszczem.Wydawało się, że pada z sufitu i przez podłogę woda dalej przecieka do salonu.Deszcz był tu chyba jeszcze mocniejszy, a wiatr z pewnością bardziej dojmujący.- Może to swoisty mikroklimat - sugerował Stanley.- Albo jakieś zakłócenia atmosferyczne.- A może to po prostu normalne, że komuś pada w sypialni - odparł Gordon.- Ni mniej ni więcej.Jedną z tych rzeczy musisz przyjąć.Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.Potem skierował się do kominka.Był mały i łukowaty.Typowy kominek sypialniany w stylu edwardiańskim z oliwkowozielonych kafli, ozdobiony stylizowanymi liliami dookoła.- Te kominki mają dzisiaj niezłą wartość - rzekł Gordon.- Każdy je wyrzucił, gdy zakładali centralne ogrzewanie, tak że są dziś rzadkością.Włamywacze nie kradną już telewizorów i sprzętu stereo, tylko rozmontowują wiktoriańskie balustrady i wynoszą stylowe kominki.Znak czasów, no nie? Kiedy byłem dzieckiem, nie cierpiałem tych kominków.Przypominały mi moją babunię i tosty na tłuszczu, to było wszystko, co mogła mi dać do jedzenia.Mieli właśnie wychodzić, kiedy usłyszeli wysokie, wibrujące westchnienie.Stanley spojrzał przestraszony na Gordona, czując jak przeszedł go zimny dreszcz.- Co to? - wyszeptał.- Słyszałeś to?- Tak, nie mam pojęcia - powiedział Gordon.- Jakby dochodziło z łóżka.Z korytarza dobiegł proszący głos Angie:- Możemy już iść? Proszę! To jest straszne.- Jeszcze chwilkę - rzucił Stanley.Obszedł łóżko i przyjrzał się ohydnym kocom, które piętrzyły się na nim jak szmaty.- Jest tu kto? - spytał, najostrzej jak umiał.- Wygląda to na zwykłą stertę kocy - zauważył Gordon.Stanley pochylił się niżej.- Masz zamiar unieść koc i zobaczyć, co tam jest?- Nie, a ty?- Ja też nie.Czekali i nasłuchiwali, podczas gdy deszcz ciągle kapał na dywan, a woda ściekała po ścianach.Bez żadnej widocznej przyczyny Stanley zaczął nagle odczuwać silny lęk, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczył.To było nawet gorsze niż lot samolotem nad winnicą w dolinie Napa, który Eve zafundowała mu trzy lata temu jako urodzinowy prezent.Znienawidził latanie po wszystkie czasy: silnik małej cessny zaczął przerywać właśnie wówczas, kiedy zaczęli się wspinać ku jezioru Berryesa, a góry coraz bardziej pęczniały jak kipiące z garnka mleko.Pochylił wtedy głowę, zacisnął mocno powieki i modlił się, by śmierć nie była zbyt bolesna.To, co czuł teraz, szarpało nim jeszcze bardziej, jakby dusza tłukła się w jego wnętrzu, jakby świat, po którym chodzi, przestał być nagle bezpieczny.Otoczymy świat pasmem śmierci - zaszeptał głos do jego ucha.- To może twoja przeszłość, to może być twoja przyszłość.W jego śnie wózek dziewczyny był napełniony starymi gałganami, brudnymi trzepoczącymi na wietrze szmatami.To są ciała - pomyślał i przeszedł go zimny dreszcz.- Stan? - zaniepokoił się Gordon.- Stanley?- To są ciała - powtórzył, chociaż nie był pewien, czy mówi na głos.- Stanley, o co chodzi? Na łóżku.To są dala.Odwrócił powoli głowę i spojrzał w kierunku stojącej w drzwiach Angie.Przez krótką chwilę zdawało mu się, że Angie ma opaskę na oczach, lecz potem otworzyła je i spojrzała na niego wystraszona.Usta jej zamykały się i otwierały, a przez deszcz dobiegały go słowa, jakby ktoś mówił w radio przez potężny mikrofon.Stanley, boję się, Stanley, chcę już iść, proszę, Stanley, proszę.Odwrócił się do Gordona, który wyciągał swą rękę ku stercie szmat.Jego dusza była tak ściśnięta lękiem, że nie był nawet w stanie nabrać powietrza w płuca, by krzyknąć: „Nie!”Widział tylko dziewczynę pchającą wózek po błotnistej drodze i ciała podskakujące na wybojach, wykrzywione plugawą śmiertelną bezsilnością, prawie jakby naigrawały się z niego, gdyż były już tylko kawałami mięsa, których ruchów nie kontrolowały muskuły i świadomość, lecz bezwład i siła przyciągania.- Nie - powiedział i tym razem usłyszał swój cichy, lecz wyraźny głos.Gordon podniósł już jeden z koców.- To są koce - powiedział, chociaż wyraz jego twarzy mówił jasno, że rozumie, o czym myślał Stanley.- Stanley? To są koce.Zdejmował je z łóżka jeden po drugim.Zbutwiałe, poplamione i ociekające wodą, ale były to rzeczywiście tylko stare koce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]