Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- H.P. Lovecraft 16 opowiadan
- Harrison Harry Rebelia w czasie (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- betaki.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrócę pózno.Po czym ucałował ją bardzo serdecznie, mnie zaś zaprosił ruchem ręki, bym wyszedłpierwszy.A uczynił to tak (sądziłem wówczas, że rozmyślnie), iż nie mogliśmy się pożegnaćz Katrioną.Zauważyłem jednak, że nie podniosła ku mnie oczu, i przypisałem to obawieprzed ojcem.Do tawerny było dosyć daleko i przez całą drogę James mówił o sprawach nie obchodzą-cych mnie w najmniejszej mierze, a przed jej drzwiami odprawił mnie bezceremonialnie.Po-szedłem więc do swego nowego mieszkania, gdzie nie miałem nawet kominka, przy którymmógłbym się rozgrzać, i innego towarzystwa jak moje własne myśli.Byłem nadal w raczejwesołym nastroju.Nie przeszło mi nawet przez głowę, że Katriona zmieniła swój do mniestosunek; uważałem nas za parę narzeczonych.Zbyt wiele nas łączyło, zbyt namiętne złożyli-śmy sobie wyznania, by cokolwiek mogło nas rozdzielić, a już na pewno nie metoda postę-powania narzucona nam przez wyższą konieczność.Głównym więc moim zmartwieniem byłmój przyszły teść, którego gdybym mógł, na pewno bym sobie nie wybrał, tudzież problem,kiedy winienem się z nim rozmówić w tej delikatnej dla wielu względów materii.Po pierw-sze, na myśl o moim młodym wieku rumieniłem się po uszy i gdyby nie obawa, że nie dekla-rując się przed ich wyjazdem z Leyden, mogę Katrionę utracić, byłbym prawie gotów odstą-pić od moich zamiarów.Po drugie, należało mieć na uwadze wysoce dwuznaczną sytuację iraczej niewystarczające wyjaśnienia złożone Jamesowi tegoż rana.Doszedłem więc do wnio-sku, że pewna zwłoka, byle nie za długa, nie zaszkodzi, i położyłem się spać z otuchą w ser-cu.Następnego dnia James zaczął utyskiwać na skromność mego pokoju, podjąłem się więcdostarczyć mu nieco mebli.Zjawiwszy się po południu z tragarzami dzwigającymi stoły ikrzesła, zastałem Katrionę znowu samą; powitała mnie uprzejmie, lecz wycofała się nie-zwłocznie do swego pokoju, zamykając za sobą drzwi.Wydałem polecenia, jak mają ustawić142meble, zapłaciłem i odprawiłem tragarzy, tak że mogła ich odchodzących usłyszeć, spodzie-wałem się bowiem, że natychmiast potem wyjdzie, by się ze mną rozmówić.Poczekałemchwilę i wreszcie zastukałem do jej drzwi. Katriono!Drzwi otwarły się natychmiast, zanim zdołałem w pełni wymówić jej imię, i pomyślałemsobie, że chyba stała tuż za nimi, nasłuchując.Pozostała nieruchomo na progu.Nie potrafięopisać wyrazu jej twarzy, tyle tylko, że okropna malowała się na niej rozterka. Czy i dzisiaj nie pójdziemy na przechadzkę? wyjąkałem. Dziękuję bardzo, skoro mój ojciec powrócił, nie zależy mi już na przechadzkach. Ależ on przecież wyszedł i pozostawił ciebie samą! Po co mnie dręczysz przypominając mi o tym? Daleki jestem od tego.Co ci się stało, Katriono? Dlaczego tak boczysz się na mnie? Wcale się na ciebie nie boczę odpowiedziała powoli i z rozmysłem. Będę zawszewdzięczna memu przyjacielowi za okazaną mi dobroć.Pozostanę mu zawsze przyjazna, wewszystkim, co w mojej mocy.Ale teraz, skoro powrócił mój ojciec, James More, wiele sięzmieniło, i sądzę, że po pewnych słowach i gestach pomiędzy nami lepiej będzie zapomnieć.Atoli pozostanę ci zawsze przyjazna, we wszystkim, co w mojej mocy, a jeśli to.jeśli to.Azresztą nie zależy ci na tym! Nie sądz mnie jednak, proszę, zbyt surowo.Miałeś rację, mó-wiąc, że jestem za młoda, by dobrą radę ocenić, i mam nadzieję, że będziesz pamiętał, iż by-łam tylko dzieckiem.Tak czy inaczej, nie chciałabym utracić twojej przyjazni.Gdy zaczęła mówić, była bardzo blada, zanim jednak umilkła, policzki jej oblekły sięszkarłatem i nie tylko jej słowa, ale i twarz oraz drżące ręce nakazywały łagodność i umiar.Zdałem sobie po raz pierwszy sprawę, jak wielką uczyniłem jej krzywdę, wciągając to dziec-ko w sytuację, w której dalej zabrnęła ulegając przejściowej słabości, a oto teraz stała przedemną zawstydzona i odżegnywająca się od tego, co zaszło pomiędzy nami. Panno Drummond. rzekłem i tchu mi zabrakło.Opanowałem się z wysiłkiem i mó-wiłem dalej: Chciałbym, abyś mogła przejrzeć, co się dzieje w moim sercu.Wyczytałabyśw nim, że mój szacunek dla ciebie nie zmalał, a gdyby to było możliwe, spotęgowałby sięjeszcze.To wszystko jest wynikiem popełnionego przez nas błędu.Musiało się tak skończyć iim mniej o tym mowy, tym lepiej.O całym naszym tutaj współżyciu przyrzekam nigdy ni-komu ani słowem nie wspomnieć.Chciałbym móc ci również przyrzec, że nigdy myśleć otym nie będę, lecz to wspomnienie pozostanie na zawsze najmilszym w mojej pamięci.A jeślichodzi o przyjazń, to masz we mnie człowieka gotowego umrzeć dla ciebie. Dziękuję ci odrzekła.Staliśmy przez chwilę w milczeniu i żałość zaczęła we mnie brać górę; oto zniweczonesromotnie wszystkie moje marzenia; oto utracona miłość; i znowu pozostałem samotny naświecie, jak wtedy, na początku.Pozostaniemy na zawsze przyjaciółmi, nie ulega wątpliwości.Lecz musimy to uznać rów-nież za pożegnanie.To jest, pomimo wszystko, pożegnanie.Będę nadal widywał pannęDrummond, lecz to jest pożegnanie mojej Katriony.Patrzyłem na nią nie widząc jej prawie, lubo postać jej zdawała się rosnąć w moich oczachi jaśnieć świeżym blaskiem; straciłem głowę do reszty i postąpiłem krok ku niej, wołając jąpo imieniu i wyciągając ręce.Cofnęła się jak smagnięta biczem i policzki jej krwią nabiegły.Opamiętałem się na ten wi-dok i uległem już tylko boleści i skrusze.Nie zdobyłem się nawet na słowo przeprosin, jenoskłoniłem się nisko i wyszedłem z domu z rozpaczą w sercu.Minęło około pięciu dni bez żadnych zmian.Nie widywałem prawie Katriony poza godzi-nami posiłków i oczywiście w towarzystwie ojca.Gdy pozostawaliśmy sami choć na chwilę,poczytywałem sobie za obowiązek utrzymywać względem niej nacechowany ostentacyjnymszacunkiem dystans.Wciąż bowiem miałem przed oczyma obraz jej cofającej się i zawsty-143dzonej, a w sercu czułem tak przemożną dla niej litość, że nie potrafię tego słowami wyrazić.Czyż potrzebuję nadmieniać, jak głęboko ubolewałem nad własnym losem, nad unicestwie-niem, w ciągu paru sekund mych marzeń o szczęściu i miłości? Ubolewałem jednak i nad nią,do tego stopnia, że nie czułem do niej żalu, chyba tylko przelotnie i krótko.Uznawałemsłuszność jej stanowiska; wszak była jeszcze dzieckiem, znalazła się w trudnej sytuacji i jeślizwiodła siebie i mnie, nie uczyniła nic takiego, czego nie powinienem się był spodziewać.Smętny nastrój Katriony pogarszała jej samotność.Jej ojciec, o ile znajdował się przy niej,traktował ją raczej czule; jednakże zajęty własnymi sprawami, lub ulegając swym zachcian-kom, zaniedbywał ją stale i bez skrupułów, spędzał noce w tawernach, jeśli miał pieniądze, comu się zdarzało częściej, niż to umiałem sobie wytłumaczyć.Raz nawet, w ciągu tych parudni, nie powrócił na kolację i musieliśmy ją spożyć sam na sam z Katrioną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]