Podstrony
- Strona startowa
- Qi Gong Scott Baker Chi Kung in Wing Chun Kung Fu (2)
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Orson Scott Card Mistrz Piesni by mirmor[rtf]
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- Kay Guy Gavriel Tigana (2)
- Simmons Dan Hyperion
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka
- Science Fiction (33) grudzien 2003
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokazywała Stephena mierzącego z rewolweru w głowę klęczącego mężczyzny.Rozejrzałem się.Na kuchence bulgotał garnek.Pachniało gulaszem.Sara była na górze, z dzieckiem.Słyszałem jej przytłumiony głos.Jakby coś czytała.Na stole leżała rozrzucona robótka.Długie druty sterczały z niej niczym wąsy zdradliwej miny.Przeczytałem artykuły po raz trzeci.Później poszedłem na górę.Sara kąpała się z Amandą.Gdy wszedłem do łazienki, podniosła wzrok i zerknęła na odbitki kserograficzne w moim ręku.Po jej triumfalnym uśmiechu poznałem, że jest bardzo zadowolona ze swego odkrycia.W łazience było parno.Zamknąłem drzwi, usiadłem na klapie muszli klozetowej i rozluźniłem krawat.Amandą leżała na plecach.Sara podtrzymywała jej ciałko udami, a główkę rękami.Mała uciskała nóżką jej pierś, lekko ją zniekształcając.Sara opowiadała córce bajkę.Gdy wszedłem, umilkła, ale zaraz podjęła przerwany wątek:- Królowa się wściekła - mówiła, kołysząc dziecko w ciepłej wodzie.- Wypadła jak burza z sali balowej, piorunując gości spojrzeniem.Król ruszył za nią, a za królem cały dwór.„Ukochana! - krzyczał król.- Wybacz mi, ach, wybacz!” Wybiegł na ulicę, spojrzał w lewo, potem w prawo.„Ukochana! - wołał.- Ukochana!” Rozesłał po mieście żołnierzy, ale królowa zniknęła.Amandą zachichotała, plasnęła rączką w wodę i kopnęła Sarę w pierś.Sara też zachichotała.Nie wiedziałem, czy to już koniec bajki, więc chwilę odczekałem.Odbitki trzymałem na kolanach.W wilgotnym powietrzu wydzielały słabą chemiczną woń.Sara podniosła uda i szybko je opuściła.Zaskoczone dziecko głośno sapnęło.Ich ciała były zaróżowione od wody, a końce włosów żony mokre i zlepione.- Znalazłaś to w bibliotece? - spytałem.Kiwnęła głową.- To chyba nasze pieniądze.Znowu kiwnęła głową i pochyliła się, żeby cmoknąć Amandę w czoło.- Rozpoznajesz tego z samolotu?Spojrzałem na zdjęcie.- Trudno powiedzieć.Wrony wydziobały mu oczy, poharatały twarz.- Tak, to na pewno nasze pieniądze.- W takim razie musiałem widzieć tego młodszego, drobniejszego.- Pokazałem jej zdjęcie.- Ten drugi to olbrzym.Nie spojrzała na fotografię.Obserwowała Amandę.- Bracia - skonstatowała.- Niesamowite.- Co jest niesamowite?- Że są braćmi.Jak ty i Jakub.Rozważałem to chwilę, ale szybko przestałem.Nie, nie chciałem o tym myśleć.Położyłem odbitki na umywalce.- Jak to znalazłaś?Wyciągnęła korek.Zaszumiało, zabulgotało i wody zaczęło ubywać.Amandą leżała nieruchomo i zaciekawiona nadsłuchiwała.- Przejrzałam stare gazety - odrzekła Sara.- Zaczęłam od Nowego Roku, od dnia, kiedy znalazłeś wrak samolotu.Nie musiałam długo szukać.Dziwne, teraz przypominam sobie, że je czytałam.- Ja też.- Wtedy były to tylko artykuły.Coś odległego, zupełnie nieważnego.- To zmienia postać rzeczy, prawda?Spojrzała na mnie.- Dlaczego?- Zatrzymaliśmy pieniądze, bo uznaliśmy, że do nikogo nie należą, że nikt ich nie szuka.- No to co?- Okazuje się, że ktoś ich jednak szuka.Nie możemy już twierdzić, że to nie kradzież.Była lekko skonsternowana.- Hank - odparła - od samego początku wiedzieliśmy, że to kradzież.Fakt, nie mieliśmy pojęcia, komu je kradniemy.Teraz już wiemy, ale to bez znaczenia.Oczywiście miała rację.Zrozumiałem to w chwili, gdy skończyła mówić.- W sumie to chyba dobrze, że wiemy, skąd pochodzą - spekulowała.- Już zaczynałam się martwić, że są fałszywe albo znaczone.Że to, co zrobiliśmy, było zupełnie bezsensowne, że nigdy tych.pieniędzy nie będziemy mogli wydać.- Mogą być znaczone.Zamarłem.Rozbolało mnie serce.Bezwartościowe papierki, kupa śmieci.Zabiłem, zamordowałem tych ludzi dla torby z makulaturą.Zakręciło mi się w głowie.Walka z samym sobą, ten straszliwy wybór - wszystko na marne.Ale Sara natychmiast tę możliwość odrzuciła.- Zażądali nie znaczonych banknotów.Tak tam piszą.- Może właśnie dlatego ją zastrzelili? Dostali okup, odkryli, że.- Nie - ucięła.- Piszą, że zabili ją zaraz po uprowadzeniu.Zastrzelili ją, zanim zobaczyli pieniądze.- Nie można tego sprawdzić? Na przykład pod ultrafioletem albo czymś w tym rodzaju?- Nie daliby im znaczonych banknotów.Nie ryzykowaliby.- Przecież.- Zaufaj mi, Hank, dobrze? Pieniądze są czyste.Zamilkłem.- Dostajesz paranoi.Szukasz powodu do zmartwień.Na dnie wanny powstał mały wir.Obserwowaliśmy go.Otwór wsysał wodę z głośnym, cmokliwym bulgotaniem.- Mam ochotę wrócić do samolotu - powiedziałem nagle.- Żeby stwierdzić, czy to on.- Miał przy sobie portfel?- Nie przyszło mi do głowy sprawdzić.- Wyprawa do wraku byłaby ostatnia głupota, Hank.Jakbyś napraszał się o kajdanki.Pokręciłem głową.- Nie, nie pójdę.Sara podniosła Amandę.Wanna była już prawie pusta.- Podaj ręcznik.Wstałem, sięgnąłem na półkę, wziąłem małą na ręce, owinąłem ją i usiadłem na klapie.Ledwo zacząłem wozić ją na kolanach, wybuchnęła płaczem.Patrzyłem na wycierającą się Sarę.- Przeraża mnie, że ktoś z miejscowych może wiedzieć o pieniądzach - wyznałem.- To on jest przerażony, Hank, ten porywacz.Znają jego nazwisko.- Ci z FBI twierdzą, że wcześniej czy później go złapią.Wtedy powie, że brat wsiadł z forsą do samolotu i zniknął.- No i co z tego?- Nie widzisz związku? Przecież to jasne, natychmiast na to wpadną.Carl wie, że słyszałem warkot samolotu nad parkiem Andersa.Wie, że Jakub, Lou, Sonny i Nancy nie żyją.Gdy znajdą wrak, gdy dowiedzą się, że pilot przewoził ponad cztery miliony dolarów w gotówce, gdy stwierdzą, że pieniędzy tam nie ma.Mówiłem czując, że ogarnia mnie coraz większa panika, że drżą mi mięśnie karku.Wskazałem odbitki kserograficzne na umywalce.- Z nami będzie tak samo.Oni zapomnieli o kamerze, my musieliśmy przeoczyć coś innego.Wrzuciła ręcznik do kosza z brudną bielizną.Szlafrok wisiał na drzwiach.Nałożyła go i wzięła ode mnie Amandę.- Związek między tymi wydarzeniami jest oczywisty tylko dla nas - odparła spokojnie.- Nikt inny go nie dostrzega.Dziecko powoli przestawało płakać.Zaczynałem się pocić, więc wstałem, zdjąłem marynarkę i zarzuciłem ją sobie na ramię.Koszula przywarła mi do pleców.- Co będzie, jeśli Lou albo Nancy zostawili jakiś list czy pamiętnik albo powiedzieli o pieniądzach komuś, kogo nie znamy.- Spokojnie, Hank.Za dużo myślisz.- Podeszła 1 bliżej i objęła mnie ramieniem.Kwiląca cichutko Amanda utkwiła między naszymi ciałami.Jej policzek przylgnął do mojego policzka.Pachniał czystością, świeżością i wilgocią.- Nie zapominaj, że ludzie widzą cię zupełnie inaczej.W ich oczach jesteś zwyczajnym facetem, miłym i uprzejmym.Nikt nie uwierzy, że jesteś zdolny do tego, co zrobiłeś.W sobotę dwunastego marca Sara obchodziła urodziny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]