Podstrony
- Strona startowa
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. II
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Iskry z popiołów nieznane opowiadania XIX wieku
- mein kampf (pl)
- Chmielewska Joanna Trudny Trup (4)
- Rozbudowa i naprawa komputerów Helion PL
- Potocki.Jan Rękopis.znaleziony.w.Saragossie
- Kossakowska Maja Lidia Siewca W
- 1998 (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dacia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matt oświetla Samowi drogę na helage, ja tymczasem wsiadam do auta i zawracam.Włączamy się do ruchu na autostradzie.Chociaż wieczorem jest znacznie spokojniej, ja nadal kulę się za kierownicą, spodziewając się, że jakiś pirat drogowy wpadnie mi na tył.Ale wszystko idzie dobrze.W końcu się zatrzymujemy, daję Samowi dwieście franków, które ten wręcza właścicielowi koparki.Po krótkim przeglądzie maszyny mężczyzna przyjmuje pieniądze i - jak się domyślam - idzie spać.Odwożę Sama na stację, gdzie łapie jeden z ostatnich pociągów odchodzących tego dnia do Paryża.Wracam do domu; nikt nie wie, jak się cieszę, kiedy wskakuję do łóżka obok Rosemary.To był długi dzień.W sobotę Sam i Tom meldują się o wpół do dziesiątej, pół godziny przed przybyciem betoniarki.Stoję akurat na pomoście z wężem w garści, kiedy spostrzegam ogromną, żółtą ciężarówkę torującą sobie drogę przez piękne wierzby, które stanowią chlubę ogrodu monsieur Le Clerca.W tym momencie czuję, jak pęka wątła nić sympatii, która zawiązała się między nami a sąsiadami.Ponieważ drzewa te zwieszają się nad drogą, nie sposób przejechać tędy trzyipółmetrową ciężarówką, nie przystrzygając im nieco gałęzi.Mam nadzieję, że hałas nie obudzi państwa Le Clerców.Obawiam się, że wówczas sprawa znalazłaby swój finał w sądzie, na czym ani trochę mi nie zależy.No cóż, jak mówią Francuzi: c’est la vie.Sam, Matt i ja uwijamy się jak w ukropie, aby postawić błotnik oraz rynnę, po której masa betonowa spłynie z gruszki do dołu.Nie mamy czasu budować dwóch błotników i rynien, toteż po wypełnieniu pierwszego szalunku przenosimy je do drugiego.Sam ustawia nas w strategicznych miejscach.Patrzymy na wyłaniającą się betoniarkę, która przypomina morskiego potwora przedzierającego się przez skłębione wodorosty.Sam wskazuje kierowcy, gdzie wylać beton.Mówi płynnie po francusku, choć z amerykańskim akcentem.Kierowca wyskakuje z kabiny i przygląda się.Kiwa głową.Przesuwa rynnę i umieszcza ją na wprost wykopu.Sam zakłada dodatkową klamrę na błotnik.Tymczasem Matt i ja czekamy z obu stron otworu, trzymając łopaty w pogotowiu.Gruszka na aucie w dalszym ciągu się obraca.Operator rynny wrzeszczy coś do kierowcy, który wychyla się z kabiny, żeby zobaczyć, co się dzieje.Potem Sam daje sygnał i beton - ciężka, owsiana papka - zaczyna spływać, obryzgując nas od stóp do głów.Przełykam tkwiącą mi w gardle grudę.Nigdy nie lubiłem owsianki.Matt i ja rozprowadzamy beton od środka na ścianki dołu.Nie przypuszczałem, że wypływa tak szybko! Sam pochyla się i sprawdza poziom wypełnienia.Pierwszy zauważa, że deski zaczynają wypływać, wyłażą ze środka.Jak antylopa jednym susem przesadza wybetonowany wykop i balansuje na wysuwającym się słupku.Daje sygnał operatorowi, aby ten wstrzymał betonowanie, i każe nam wygładzić już wylany beton.Zwraca się do Toma:- Tom, przynieś młot.O ile pamiętam, leży tuż za drzwiami, postawiłem go tam wczoraj w nocy.Gazu!Tom puszcza klamrę i pędzi po nabrzeżu; podciąga się na pomost i dopada drzwi.Stoi już tam Rosemary i podaje mu młot.Dopiero teraz spostrzegam, że cała rodzina wyległa z barki i obserwuje nasze poczynania.Tom wraca z młotem.Sam nadal balansuje na paliku.- Słuchaj, Tom.Za chwilę stanę na deskach, które są przybite po obu stronach słupka.Wtedy ty wal w niego z całych sił.Myślę, że wystarczy parę razy.Tom kiwa głową.Sam odskakuje na koniec deski, Tom zaś zaczyna rąbać w palik, który opada o cztery cale.Sam sygnalizuje operatorowi, aby ten wznowił betonowanie.Gestykulując jedną ręką, krzyczy po francusku: lentementl Powoli.Niby dyrygent kierujący orkiestrą, nadzoruje całą pracę, dopóki mieszanka nie wypełnia po brzegi szalunku.Wówczas daje znak „stop”; Matt i ja zgarniamy łopatami beton i wygładzamy powierzchnię.Tom znalazł gdzieś dwa wielgachne kamienie i kładzie je teraz po obu stronach palika.Sam schodzi, lecz palik ani drgnie.Nakrywamy beton deską i przyciskamy ją kamieniami, które znosimy z nabrzeża.Samochód podjeżdża do drugiego wykopu.Pieczołowicie zdejmujemy błotnik i instalujemy go na nowym miejscu.Póki co - odpukać - radzimy sobie dość dobrze, ale ze zdenerwowania pot leje się ze mnie strugami.Tom i Matt też są cali mokrzy.Za to Samowi pot nie zrosił nawet czoła.Betonowanie drugiego otworu niczym się właściwie nie różni od pierwszego, tyle że deski nie wypływają na zewnątrz.Jestem zdumiony, że po zalaniu pierwszego wykopu zostało dokładnie tyle betonu, ile było trzeba, by wypełnić drugi.Podczas gdy Tom, Sam i Matt przykrywają dół deską i kamieniami, ja pomagam kierowcy zmyć szare plamy z ciężarówki.Wciąż zerkam za siebie, aby upewnić się, że to mi się nie przyśniło.Jest za pięć jedenasta, betonowaliśmy niespełna godzinę.Betoniarka, wyjeżdżając z nabrzeża, znów strzyże drzewa naszych sąsiadów.Patrzę w tamtą stronę, ale nikogo nie dostrzegam na barce Le Clerców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]