Podstrony
- Strona startowa
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Matthews M., Cole J., Gradecki J. MySQL and Java Developer Guide
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (3)
- Eden Cole Reluctant Mate 2
- Eden Cole Reluctant Mate 3
- Kresley Cole Urok CAŁOĆ
- Dick Philip K Trzy stygmaty Palmera Eldritcha (2)
- Christie Agatha Wczesne sprawy Poirota (2)
- John Grisham Firma (2)
- Kress Nancy Zebracy na koniach
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czeka w samochodzie.Kupiłam go już wcześniej.Teraz potrzebuję tylko ciebie.Kąciki jego ust drgają, ale się nie sprzeciwia.Po prostupodnosi kule i idzie do samochodu.Jego nabrzmiałe bicepsynapinają się za każdym razem, gdy robi krok.Przełykam ślinę, przypominając sobie, jak napinały się wnocy, gdy balansował nade mną, jak jego skóra błyszczała wświetle księżyca i jak jęczał przy mojej szyi.Czuję, jak ciepłorozlewa się w moich majtkach.Ach.Brand spogląda na mnie. Co?Moje policzki płoną.Zauważa to.Potrząsam głową. Nic.Gotowy? Zawsze.Warga znowu mu drga.Opada na siedzenie w samochodzie, akule wkłada do tyłu. Gotowy.Zapinam pas i szybko wiążę włosy w kucyk, zanim wyjadę zpodjazdu na drogę.Wiaterek znad jeziora jest świeży i czysty tego ranka.Dmucha delikatnie w nasze twarze.Słońce błyszczy napowierzchni wody, a temperatura jest absolutnie idealna.Trzymam się raczej dróg, które okrążają jezioro, niżautostrady.Jedziemy spokojnie, rozmawiając o wszystkim i oniczym.Tak, jakbyśmy nie mieli żadnych innych ważnych rzeczydo roboty.Tak, jakby jego ojciec nie był przebiegły i nienawistny.Tak, jakby nad Brandem nie wisiał głupi testament i jakby nieczekała na mnie znienawidzona praca na koniec lata.Jest naprawdę miło.Brand spogląda na mnie. Dlaczego poszłaś do szkoły prawniczej?To pytanie mnie zaskakuje. Czemu zaciągnąłeś się do Rangers?Potrząsa głową. To nie to samo.Mnie pasowało w Rangers, ale ty niechcesz być prawnikiem.Szczęka opada mi ze zdziwienia.Patrzę znowu na drogę. Dlaczego tak mówisz?Brand wzrusza ramionami. Bo nie jesteś ani nieczuła, ani bezwzględna.To dziwnyzawód dla ciebie.I tyle.Czuję, że policzki znowu mi się czerwienią, a chciałabym,żeby przestały. Nie znasz mnie mówię mu stanowczo. Jestem w staniezrobić, co trzeba, jeśli sytuacja tego wymaga.Ojciec wkładał mi todo głowy, odkąd byłam małym dzieckiem.Bądz dobrą Greene,Nora.Rób, co trzeba.Podobało mi się to.Byłam najlepszymuczniem w ostatniej klasie liceum, a potem skończyłam studiaprawnicze w Stanford z najlepszą średnią. To fajnie. Brand uśmiecha się złośliwie. Wyryjemy tona twoim nagrobku, jak już zapracujesz się na śmierć.Spoglądam na niego gniewnie. Co to miało znaczyć?Brand unosi spojrzenie i odwraca wzrok. To znaczy, że życie to nie tylko usilne udawanie kogośinnego.Rozumiem, że chcesz zadowolić swojego tatę.Widziałemgo, kiedy pracowałem w klubie.Jest& władczy.Budzi grozę.Widzę, dlaczego starasz się go uszczęśliwić.Ale to twoje własneżycie.Przełykam ślinę ciężko, bo nagle w moim gardle uformowałasię gula. Teraz ty jesteś ekspertem?Brand potrząsa głową i patrzy w stronę jeziora. Nie.Tylko obserwuję.Biorę głęboki oddech.Muszę zmienić temat. Cóż, w takim razie obserwuj.Przesuwam prawą ręką po wewnętrznej stronie jego uda, pojego sportowych spodenkach, które nosi ze względu na łatwydostęp do opatrunku na kolanie.Wsuwam palce pod nogawkę i wgórę jego uda, ocierając dłonią o nagą skórę.Słyszę, jak wciąga powietrze.Czuję aksamitną skórę pod palcami.Czuję, jak puls krąży w moich żyłach.Ciepło znowu zalewa moje majtki.Działa na mnie jak narkotyk.Naprawdę.Nie powstrzymuje mnie.Czuję jego twarde miejsce i jaknabiega krwią nawet bardziej, robiąc się coraz twardsze.Czuję, jakjego kutas wzbiera przy mojej dłoni.Głaszczę go delikatnie tyłem dłoni.Bierze oddech.Wypuszczam powietrze. Czas na lunch oznajmiam drżącym głosem, zabierającrękę.Skręcam w małą ścieżkę, która prowadzi do punktuwidokowego na skraju skarpy.Jest stąd piękny widok na jezioro.Inie ma nikogo innego w pobliżu.Miejsce jest odosobnione iidealne.Parkuję samochód i odwracam się do Branda. Chcę twojego języka w moich ustach.Teraz.Mówię władczo i apodyktycznie.Unosi wargę.Ale wyciąga się do mnie, przyciągając mnie swoimi silnymiramionami na kolana.Jego język gwałtownie zanurza się w moich ustach, a wargima silne i delikatne.Smakuje jak mięta i mango.Moje palce sąrozwarte na jego piersi, delektując się jej twardością.Całuje mnie aż do utraty tchu.Drżę, gdy się odchyla.Unosi brew. Jeszcze?Kiwam głową, bo jestem teraz napaloną dziwką.Brand uśmiecha się i chwyta mnie ponownie.Aapie mnie zakark jedną silną ręką i przyciąga do twarzy.Podoba mi się jego moc.Jego siła.Bo wiem, że nigdy nie użyje jej przeciwko mnie.Odchylam się i spoglądam w jego oczy koloru oceanu. Dlaczego to robisz? Myślałam, że mówiłeś, że to się już niepowtórzy.Oczy Branda zachmurzają się na chwilę, a potem jaśnieją.Wzrusza ramionami. Jesteś dorosła.Wiesz, czego chcesz.I ja też jestem dorosły.Wiem, czego ja chcę.Patrzy na mnie przejmująco niebieskimi oczami.Jegospojrzenie jest tak intensywne, że zapiera mi dech. Będę dla ciebie dobra obiecuję. Tego lata będzieszzdumiony tym, jakie było twoje życie, zanim się spotkaliśmy.Jego oczy ponownie się zachmurzają, ale nic nie mówi.Tylko z powrotem przyciąga mnie do siebie. Udowodnij wyjękuje mi do ust. Podnoszę gwałtownie głowę i rozglądam się dookoła.Nie manikogo.Z figlarnym uśmiechem pociągam za szorty Branda. Co robisz? pyta spokojnie, unosząc brew.Boże, kocham,gdy to robi.Taki pewny siebie, taki seksowny.Czy jest na tejplanecie coś bardziej seksownego niż twarz Branda Killiena? Masz trzy szanse, żeby zgadnąć mówię mu, ściągającszorty do kolan i pochylając się nad nim.Przesuwam językiem oddołu jego kutasa aż do czubka.Spoglądam na niego.Zespojrzeniem utkwionym w jego oczach robię kółka językiem nagłówce jego kutasa. Jaka jest twoja pierwsza odpowiedz?Przełyka ciężko ślinę, a potem odchyla głowę na siedzenie,zamykając oczy, gdy moje usta zaciskają się na jego główce. Jezu mruczy, a ja pocieram go ręką i ssę jednocześnie.Przez ułamek sekundy w mojej głowie wybucha obrzydliwewspomnienie.Wspomnienie pomarszczonego penisa i cuchnącegooddechu.Wzdrygam się i zaciskam penisa Branda bardziej niż tokonieczne.Otwiera oczy. Przepraszam mamroczę przy skórze jego kutasa.Poluzniam uścisk i liżę go znowu.To jest Brand.To jest Brand.To jest Brand.Jest odważny i dobry.Nigdy by mnie nie skrzywdził.Ssę.On przełyka ślinę.Przesuwam po nim rękę i łapię go za jądra.Przełyka ponownie.Jestem zdumiona tym, jaki jest twardy.Wdycham jegozapach.Liżę aksamitny czubek.Chwyta mnie za plecy. Chcę być w tobie mruczy delikatnie i ochryple. Jeszcze nie mówię mu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]