Podstrony
- Strona startowa
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- Wharton William Dom na Sekwanie (SCAN dal 976)
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. II
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- andrzej mencwel, antropologia kultury
- Program Swiatowej Polityki Zydo
- Grisham John Bractwo (3)
- Ludlum Robert Krucjata Bourne'a
- Harold J. Weiss, Jr. Yours to Command, The Life and Legend of Texas Ranger Captain Bill McDonald (2009)
- Nino Cocchiarella Formal Ontology and conceptual realism
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fruttidimare.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapłacę ci dwadzieścia pesos za to, żebyś dziś w nocy nie pracował - zaproponował Lee.Już miał zacząć rozbudowywać ten pomysł, kiedy powstrzymał go chłód ze strony Allertona.Umilkł zaszokowany, patrząc na chłopca oczyma pełnymi bólu.Allerton był nerwowy i zirytowany, bębnił palcami po stole i rozglądał się dokoła.Nie rozumiał, dlaczego Lee go denerwuje.- Co powiesz na drinka? - zaproponował Lee.- Nie, nie teraz.Poza tym muszę już iść.Lee wstał gwałtownie.- No to na razie.Do jutra.- Tak.Dobranoc.Allerton zostawił Lee, który stał nieruchomo, próbując ułożyć jakiś plan, powstrzymać go od odejścia, umówić się na następny dzień, żeby choć trochę złagodzić ból.Allerton odszedł.Lee wyciągnął rękę i dotknął oparcia krzesła.Oparł się na nim jak człowiek osłabiony chorobą.Wbił wzrok w stół, jego myśli były powolne, jak gdyby było mu zimno.Barman postawił przed nim kanapkę.- Co? - spytał Lee.- Co to jest?- Kanapka, którą zamówiłeś.- A, tak.- Lee zjadł kilka kęsów i popił wodą.- Dopisz do mojego rachunku, Joe - krzyknął do barmana.Wstał i wyszedł.Szedł powoli.Kilkakrotnie opierał się o drzewa, wpatrując się w ziemię, jakby bolał go brzuch.W domu zdjął płaszcz, buty i usiadł na łóżku.Rozbolało go gardło, oczy mu zwilgotniały i padł na łóżko, szlochając spazmatycznie.Podciągnął kolana i zakrył twarz dłońmi.Z nadejściem świtu odwrócił się na plecy i wyprostował.Przestał szlochać, a jego twarz wypogodziła się w świetle poranka.Lee obudził się koło południa i długo siedział na krawędzi łóżka, trzymając but w dłoni.Potem umył twarz, założył płaszcz i wyszedł.Skierował się do Zocalo i spacerował przez kilka godzin.Miał wyschnięte usta.Wszedł do chińskiej restauracji, usiadł przy stoliku w zacisznym miejscu i zamówił colę.Teraz, kiedy siedział i nic go nie rozpraszało, ogarnął go smutek i rozgoryczenie.Myślał o tym, co się właściwie stało.Musiał spojrzeć prawdzie w oczy.Allerton nie był pedałem na tyle, żeby wejść w związek oparty na wzajemnych zależnościach.Uczucie, jakim darzył go Lee, irytowało go.Podobnie jak wielu ludzi nie mających nic do roboty, nie mógł ścierpieć, gdy ktoś rościł sobie prawo do jego czasu.Nie miał bliskich przyjaciół.Nie lubił umawiać się konkretnie.Nie lubił odczuwać, że ktokolwiek czegoś po nim oczekuje.Chciał, w miarę możliwości, żyć bez nacisków z zewnątrz.Poczuł się dotknięty tym, że Lee zapłacił za jego aparat, że został “wciągnięty w lewy interes” i zobowiązany do wdzięczności wbrew własnej woli.Allerton nie uznawał przyjaciół dających prezenty za sześćset pesos i nie czuł się dobrze, wykorzystując Lee.Ale nie zrobił nic, żeby wyjaśnić sytuację.Nie chciał dostrzec sprzeczności w tym, że równocześnie przyjął przysługę i był nią urażony.Lee zrozumiał, że jest w stanie dostroić się do punktu widzenia Allertona, chociaż sprawiłoby mu to ból.Musiał zdać sobie sprawę z bezmiaru jego obojętności.Lubiłem go i pragnąłem, żeby on mnie lubił, myślał Lee, nie chciałem niczego kupować.Muszę wyjechać z miasta, postanowił.Pojechać gdzieś.Na przykład do Panamy albo Ameryki Południowej.Poszedł na dworzec sprawdzić, kiedy odjeżdża najbliższy pociąg od Veracruz.Odjeżdżał w nocy, ale Lee nie kupił biletu.Na myśl o samotnej podróży do obcego kraju, gdzie będzie z dala od Allertona, ogarnęło go uczucie zimna i opuszczenia.Pojechał taksówką do “Ship Ahoy”.Allertona tam nie było; Lee siedział przez trzy godziny przy barze i pił.Wreszcie Allerton zajrzał przez drzwi, zamachał niezdecydowanie do Lee i poszedł z Mary na górę.Lee wiedział, że prawdopodobnie poszli do właściciela “Ship Ahoy”, gdzie często jadali obiady.Poszedł na górę do Toma Westona.Zastał tam Mary i Allertona.Lee usiadł i starał się zrozumieć, o co chodzi Allertonowi, ale był zbyt pijany, żeby wymyślić coś sensownego.Jego próby prowadzenia zwykłej, żartobliwej konwersacji były żałosne.Musiał widocznie zasnąć.Mary i Allerton odeszli.Tom Weston przyniósł mu trochę gorącej kawy.Lee wypił, po czym wstał i potykając się wyszedł.Był zupełnie wyczerpany.Spał do rana.Sceny tego chaotycznego, pijanego miesiąca przesuwały się przed jego oczyma.Była tam twarz, której Lee nie poznawał.Ładny chłopiec o bursztynowych oczach i pięknych, prostych, czarnych brwiach.Widział siebie, jak prosi kogoś, kogo ledwo zna, żeby postawił mu piwo w barze na Insurgentes.Tamten odmówił mu w paskudny sposób.Zobaczył siebie, jak wyjmuje rewolwer, żeby obronić się przed napastnikiem, który szedł za nim od baru zdzierusów na Coahuila i próbował go obrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]