Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Vinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata Zmiana
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- bednarz.andrzej. .medytacja teo
- 007 Błędny rycerz John Jackson Miller
- Jacq Christian Sprawiedliwosc Wezyra (SCAN dal
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Domowej (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niekiedy całymi latami po zdarzeniu.Ma to coś wspólnego z postrzeganiem ciała wsferze eterycznej.Nie mogłam ujrzeć siebie w eterze ze wszystkimi szczegółami.- Jak wyglądam? - zapytałam go.- Widzisz mnie su-pcrwzrokiem? - Zadawanie takiego pytania Strażnikowi hytoniegrzeczne.Nie wypadało zadawać go wprost.Ale ja bardzo chciałam zrozumieć.Jego spojrzenie na chwilę straciło ostrość.Dotknął kilkakrotnie szyjką butelki warg, a potem uniósł dnem do góry, żebyspłynęło kilka ostatnich kropli piwa.Wreszcie odstawił butelkę na bok.- Mówisz o ręce? Wciąż tam jest.Twoja istota eteryczna nadal ma obie dłonie.- Jaki kształt przyjmuję? Luis lekko się uśmiechnął.- Piękny! Płoniesz jak reaktor jądrowy.Dżinny nie wyglądają tak dobrze jak ty.- Bo jestem uwięziona w ciele - przypomniałam.-Bo już nie jestem dżinnem.Pochylił głowę, przyjmując mój punkt widzenia.- Dosłownie rzecz biorąc, nie.Ale jesteś kimś więcej niż Strażnik lub człowiek.Nie oszukuj się, Cass.- Cassiel.- Cass.- Przestań.- Zmuś mnie - powiedział niższym i jakby serdecz-niejszym tonem.Stwierdziłam, że nie mogę oderwać wzroku odkształtu jego warg, gdy wymawiał te słowa, i nie jest dla mnie istotne to, co mówi.Musiałam się otrząsnąć, odsunąćuczucia, których trudno byłoby uniknąć.- Nie ten czas, nie to miejsce - przypomniałam mu.- Wątpię, aby w tych warunkach Turner docenił takieprzedstawienie.Moje słowa natychmiast go otrzezwiły.- Albo Jensenowie - zgodził się ze mną.Odstawił butelkę na bok.Oparł łokcie na kolanach i pochylił się w mojąstronę.- Cass, teraz pytam poważnie.Czy z Ibby wszystko w porządku? Muszę to wiedzieć.Opowiedz mi jeszcze razdokładnie, co się wydarzyło.Pragnął wiedzieć, a ja nie chciałam mu tego wszystkiego mówić, choć wyczuwałam jego cierpienie.Już zostałskrzywdzony, zarażony lękiem i nadmiarem wyobrazni.- Wyglądała dobrze - powiedziałam i spuściłam wzrok na obie dłonie - tę z metalu i tę z ciała.Bez zastanowienia, wnaturalny sposób splotłam palce obu dłoni.-Nie zauważyłam żadnych śladów bicia lub głodzenia.- Ale?Wzięłam głęboki oddech.- Ale nie mówiła swoim głosem.Opowiadała o swojej matce tak, jakby Angela nadal żyła.Miałam wrażenie, że Ibbybyła przekonana, że robi to wszystko dla niej, żeby ją chronić.- Przyszła mi do głowy przerażająca myśl.- Albo.jakbywierzyła, że Perła jest jej matką.- Budziło to grozę.Luis odchrząknął niewyraznie.Opuścił głowę, żeby ukryć twarz.Nie powiedział nic wyraznego.- Wydaje mi się.- zawahałam się, ale potem gwałtownie wyrzuciłam wszystko z siebie: - Uważam, że Perławykorzystuje obraz Angeli.Po to, żeby Ibby uwierzyła, że jej matka życzy sobie, aby ona się szkoliła, ścigała, zabijała.Zmusza ją do robienia tego wszystkiego wbrew wrodzonej łagodności Ibby.Luis uniósł głowę.Miał kamienny wyraz twarzy, tylko w oczach pojawił się mrok.- Ta suka wykorzystuje zmarłą osobę? - odezwał się nieswoim głosem.Słowa przypominały warkot.Nigdy niewidziałam go tak rozgniewanego.- Wykorzystuje Angie, żeby dopaść jej dziecko?- Tak sądzę - odparłam.- Wydaje mi się, że Isabel chce sprawić satysfakcję matce, bo z całego serca pragnie jąodzyskać.Perła może to wykorzystać przeciwko niej.Nie sprawi jej to trudności.Położyłam prawą dłoń na zaciśniętej pięści Luisa.Starałam się, aby dotyk był jak najdelikatniejszy.- Nie - powiedziałam.- Posłuchaj mnie uważnie.Jeśli zetrzesz się bezpośrednio z Perłą, Ibby będzie walczyła dla niej.Będzie musiała, żeby bronić matki.Rozumiesz? Musimy pójść inną drogą.Lepszą.Pokręcił mocno głową, aż rozsypały się ciemne włosy.Na chwilę znów ukrył twarz w dłoniach.Kiedy po jakimś czasiesię wyprostował, wziął głęboki oddech.Zapanował nad wzburzeniem.Nadal gniew w nim kipiał, ale Luis go kontrolował.- W porządku - powiedział.- Czy mam pozwolić, aby ta sytuacja trwała dalej, do cholery? Najchętniej od razurozwaliłbym tej suce łeb i odebrał Ibby.Brakuje mi jednak pomysłu, jak to zrobić.- Tak jak mnie - przyznałam.- Ale jeśli zetrzemy się z nią bezpośrednio, Ibby ucierpi, a my nie osiągniemy naszegocelu.Dlatego proszę, nie pozwól Perle wykorzystać dziecka, żeby cię wciągnąć do walki na jej warunkach.Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę bez słowa.- Mówisz teraz o taktyce? - zapytał.- Mówię o wyborze.- O takim wyborze jak odrąbanie sobie ręki? - mówił rozgniewanym głosem.Jego gniew nie był skierowany we mnie.Po prostu.nie potrafił znalezć dla niego ujścia.- Coś w tym rodzaju - przytaknęłam.- Perła myślała, że dała mi wybór: albo, albo.Umrzeć od trucizny płynącej przezogniwo albo przyjąć propozycję Rashida.Ja jednak wybrałam zmianę gry.- Myślisz, że Rashid jej w tym pomaga? - zapytał Luis.18552- Myślę, że Rashid jest dzikim, nieoswojonym dżinnem.I jeżeli jest przekonany, że może coś dla siebie ugrać, bezżadnych ludzkich skrupułów podejmie się działania.Chciał zdobyć listę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]