Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (SCAN dal
- Bulyczow Kir Pieriestrojka w Wielkim Guslarze scr
- King Stephen Mroczna Wieza III (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zwietnie.Wydaje się, \e wszystko idzie zgodnie z planem.Pani Ivory kiwnęłagłową, po czym dygnęła, szykując się do odejścia.- Zanim pani odejdzie - odezwała się Jeannette, zatrzymując starszą kobietę -chciałabym, w imieniu moich kuzynów i moim powiedzieć, jak bardzo doceniamy wspaniałąpracę pani i całej słu\by w ciągu ostatnich paru tygodni.Nawet słu\ba moich rodziców wSurrey nie wykonałaby tego lepiej.- Jeannette zło\yła ręce przy pasie.- O ile nie stanie sięnic niespodziewanego, dzisiejszy wieczór powinien okazać się niezwykle udany.Proszęwszystkim podziękować ode mnie.Pulchną twarz gospodyni opromienił uśmiech zadowolenia.- Dziękuję, milady.Doło\ymy sił, \eby wszystko poszło, jak nale\y.Jeśli panipozwoli, lady Jeannette, pójdę porozmawiać z kucharzem o krewetkach.- Słu\ąca się skłoniłai oddaliła pośpiesznie.Jeannette obserwowała ją z satysfakcją.Podczas ostatnich czterech tygodni rzeczywiście była w swoim \ywiole.Uwielbiaławiele rzeczy, ale nic nie mogło się równać przyjęciu, zarówno jeśli chodzi o planowanie, jak isamo uczestnictwo w nim.Na początku biedna, słodka kuzynka Wilda starała się pomóc, jak umiała.Nieprzywykła jednak do wydawania hucznych przyjęć i poddała się wkrótce.Jeannette zprzyjemnością przejęła dowodzenie, niczym doświadczony generał przed rozstrzygającąbitwą.Dysponując oddziałami w sposób, z którego Wellington byłby dumny, podejmowaładecyzje na wszystkich frontach, poczynając od treści eleganckich zaproszeń, po jedzenie iwino, jakie miano podawać.Jedyne, co zostawiła Wildzie, to kwiaty, co kuzynka przyjęła z zachwytem.Co dokuzyna Cuthberta, po tym jak przedstawił listę przyjaciół i kolegów, których nale\ałozaprosić, schronił się w prowizorycznym laboratorium i nie wychodził z niego - z wyjątkiem,rzecz jasna, posiłków.Lokaje wyszli z sali, zostawiając Jeannette samą.Obróciła się powoli, podziwiającwystrój.Długie do podłogi, aksamitne zasłony w kolorze brązu, chińskie tapety w odcieniachczerwieni i złota, lśniąca drewniana podłoga i podwójne okna, przez które do wnętrzawpadało światło i powietrze.Odetchnęła głęboko, delektując się zapachem ostatnichkwitnących wrzosów.W domu zapanowała wreszcie cisza.Koszmarna brygada O'Briena zło\ona z cieśli irzemieślników odeszła.Prace udało się zakończyć w terminie, choć była przera\ona, gdy napoczątku tygodnia O'Brien i jego ludzie nadal wykańczali wnętrza.Jednak skończyli, tak jakobiecali, spakowali swoje narzędzia i znikli.Dali słu\bie dość czasu, aby wysprzątała pokoje iustawiła meble.Wypełnili tak\e niespokojne polecenia Cuthberta, przenosząc jego rozległąkolekcję egzotycznych roślin do cieplarni.O'Brien nie przyszedł, \eby się po\egnać.Bardziej ura\ona, ni\ chciałaby się do tego przyznać, Jeannette oparła się pokusie,\eby go poszukać.Skoro nie chciał jej widzieć, jej tym bardziej na tym nie zale\y.A pozatym, co mieliby sobie powiedzieć? Pewnie wymieniliby parę nic nieznaczących uprzejmości,nie wspominając o swoim pojedynku.O przekomarzaniu się i flircie.O pocałunkach.Zamknęła oczy; osaczyły ją wspomnienia, Wspomnienie jego ust przyciśniętych do jejwarg.Słodkie pocałunki, które czyniły ją bezwolną.Wspomnienie zapachu, który rozgrzewałjej krew i wypełniał mózg.Smaku, który - podniecający jak grzech - czuła na języku.A jegociało? Wysokie, umięśnione, silne ciało, do którego przyciskał ją tak, jakby nigdy niezamierzał pozwolić jej odejść.Dr\ąc, przycisnęła rękę do serca, które biło w szaleńczym rytmie.Gwałtowność tejreakcji wprawiła ją w zmieszanie.Melancholia ogarnęła ją niczym powiew zimnego wiatru.Dlaczego miałaby się martwić, \e go ju\ nigdy nie zobaczy? Co znaczył dla niej DarraghO'Brien?Nic, zapewniła się.Zupełnie nic.Otworzyła oczy i rozejrzała się po sali.Starała się skupić na zbli\ającym się,ekscytującym wieczorze.Miała wiele powodów do świętowania.To był jej bal, pierwszy odwielu miesięcy.Mo\e Inistioge to nie Londyn.Mo\e wielu spośród przyjaciół i sąsiadówMerriweatherów to prowincjusze.Ale dziś wieczorem zamierzała się bawić.Starała się zewszystkich sił, \eby przyjęcie było zarazem eleganckie i urozmaicone.Ka\dy gość miał siędzisiaj świetnie bawić, takie było jej \yczenie.A ona najlepiej ze wszystkich.Nie wszyscy zaproszeni pochodzili z tych stron.Lista gości obejmowała wieluAnglików, w tym paru utytułowanych d\entelmenów, którzy zdecydowali się na podró\ zLondynu, \eby zobaczyć ostatnie botaniczne nabytki kuzyna Cuthberta.Kto wie, mo\e poznakogoś nowego.Kogoś niezwykłego, utytułowanego i przystojnego.Kogoś niemo\liwiebogatego, kto wyma\e Darragha O'Briena z jej pamięci, tak jakby nigdy nie istniał.Rozległy się ciche kroki.Zbli\ył się jeden z lokai.- Proszę wybaczyć, milady, goście przybyli.- Ju\? Spodziewaliśmy się pierwszych gości po południu.Nie szkodzi.Zawiadom,proszę, panią Merriweather, \e mamy towarzystwo.- Oczywiście, milady.Ale goście pytali właśnie o panią.Pozwoliłem sobie zaprosićich do \ółtego pokoju.Goście pytali o nią? Dziwne.Nie miała pojęcia, kto to mógł być, poniewa\ nikogo zzaproszonych nie znała osobiście.Prawda, sporządziła listę i wypisała zaproszenia, ale zpewnością przybyli prosiliby raczej Wildę, a nie ją.Lokaj musiał się pomylić.Có\, byłoby nieuprzejmie kazać gościom czekać.Zajmie się nimi, dopóki Wilda sięnie pojawi.Skinąwszy lokajowi, który ukłonił się i odszedł na bok, opuściła salę balową.Dotarłado zamkniętych drzwi salonu.Zatrzymała się i sprawdziła, czy jej brzoskwiniowa muślinowasuknia le\y jak powinna.Wyprostowała się i wkroczyła do pokoju.Zamarła, ściskającmosię\ną klamkę, podczas gdy cztery znajome twarze zwróciły się w jej stronę.- Violet! - krzyknęła, radośnie zdumiona.Roześmiała się jak małe dziecko, wbiegającdo pokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]