Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- Ian Cameron Esslemont Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 01
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 (2)
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka (3)
- Dav
- Sw. Faustyna Kowalska DZIENNICZEK DUCHOWY(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuchniabreni.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale za to warta całych planet - dodała sucho Jarsakh.Gundhalinu przygryzł język.Vhanu nadal stał przy nim, patrząc na gospodarzy, jakby znalazł sięprzed dalekimi przodkami - co w pewnym stopniu może być prawdą, pomyślał komendant.- Tym bardziej powinien tam trafić ktoś potrafiący dopilnować bezpieczeństwa dostaw - powiedział,dobierając słowa ze starannością i uwagą kogoś zbierającego odłamki szkła.By dobrze widzieć drogęZwiatła, mawiają na Czwórce, trzeba iść w cieniu.- Jestem bardzo zainteresowany przeprowadzeniemdokładnych badań wody życia.Są takie teorie, iż działa ona dzięki temu samemu technowirusowi, coplazma napędu gwiezdnego.A teraz właśnie uczymy się, jak z nim postępować.- Sądzi pan, że odkryje sposób reprodukcji wody życia? - zapytała Jarsakh, zaglądając mu w oczyniemal pożądliwie.- Nieograniczone zasoby?Opuścił wzrok.- Na to właśnie liczę.Na pewno istnieje taka możliwość.- Nie miał pojęcia, czy to rzeczywiściemożliwe.Skoro jednak ocaliłoby Tiamat, to warto spróbować.nawet skłamać.- Proszę mi wybaczyć.- wtrącił się jakiś głos, był grzeczny, ale i stanowczy.- Nie mogłem niesłyszeć pana wypowiedzi o Tiamat, komendancie Gundhalinu.BZ odwrócił się, spojrzał na drobnego starszego mężczyznę, ubranego poważnie i uroczyście.- KR Aspundth - przedstawił się ów, wyciągając rękę.Gundhalinu na krótko dotknął suchej dłoni Aspundtha; niemal podświadomie wstrząsnęło nimrozpoznanie.Przed latami znał trochę Aspundthów, lecz tak dawno, że nie rozpoznałby teraz KR.Ale byłocoś jeszcze: dziwnie wyrazne wspomnienie o tubylczej dziewczynie imieniem Moon inspektorowi Policji zKharemough, nazwiskiem Gundhalinu, opowiadającej bajki o odwiedzinach jego rodzinnej planety -.byliśmy u KR Aspundtha, piliśmy lith i jedliśmy kandyzowane owoce.- Ten obraz sprawił, że o mało conie przegapiłby przelotnego, skrytego gestu palcem, który wyjaśnił mu nagle, dlaczego Aspundth ośmieliłsię wtrącić do rozmowy.Starzec był z Przeglądu, Gundhalinu spostrzegł także, iż nosi koniczynkę sybilli,jedyną jego oznakę poza niezbyt widocznym herbem rodowym.- Tak - powiedział.- Służyłem tam kilka lat.- Wyobraz sobie, KR, że chce tam wracać - powiedziała Jarsakh, widocznie wtrącenie nie uraziło jej.Aspundth był Technikiem w pierwszym pokoleniu, pochodził z rodu Nietechów.jego ojciec zostałuhonorowany pośmiertnie, zawdzięczał to cennym usprawnieniom urządzenia wykrywającego dalekiegozasięgu, do których doszedł poprzez niezależne badania nad sposobami produkcji.Za życia nie doczekałsię zaszczytów, na jakie zasługiwał, lecz korzystały z nich jego dzieci.Techowie ze starych rodów szanowali KR Aspundtha ze względu na noszony przez niego znak sybilli,ale także dlatego że według nich zasługiwał na szacunek; inaczej niż inni nuworysze, którzy starali siękupić poważanie, nabywając posiadłości i przodków od zubożałych dobrze urodzonych, którzy nie radzilisobie w ciężkich czasach.Gundhalinu wiedział, że KR Aspundth był gorliwym zwolennikiem status quo,dzięki któremu zawdzięczał swą pozycję.Pomimo to jego zainteresowanie Tiamat nie mogło byćwywołane tylko przelotną ciekawością.- Czy słyszałeś kiedyś o kimś, kto dobrowolnie porzuciłby Kharemough i chciał do końca życiamieszkać na Tiamat? - zapytała rozbawiona Jarsakh.- Tylko o jednej osobie - odparł łagodnie Aspundth, patrząc na Gundhalinu.- Ale to było dawno temu.- I zrobiła to? - zapytał Gundhalinu, ponownie porwany przez wspomnienia.Aspundth spojrzał na niego z nagłym zdziwieniem.Jego wzrok stał się badawczy, a twarznieruchoma.- Tak sądzę.Ale oczywiście nie była Kharemoughi.- Uśmiechnął się lekko.- Sam nigdy nie byłem naTiamat, lecz od owego czasu ta planeta mnie ciekawi, zastanawiam się, co w niej jest tak pociągającego.- Jakoś zapada w serce - powiedział Gundhalinu, czując, jak w kącikach jego ust pojawia się nikłyuśmieszek.- Gdy byłem młody, marzyłem, by ją zobaczyć.- Gdzie pan zatrzyma się podczas pobytu na powierzchni, Gundhalinu? W posiadłości swej rodziny?- Zostanie u nas - powiedział Pernatte.- Zgoda, BZ? Mogę was tak nazywać?- Proszę - przytaknął Gundhalinu z szerszym uśmiechem, z trudem skrył zdziwienie.Zastanowił się,czy Vhanu zapomniał mu o tym powiedzieć, czy też jemu samemu uleciało to z pamięci.Zerknął nakapitana, jego mina wyrażała lekkie zaskoczenie.- W takim razie mówcie mi AT - powiedział Pernatte, a żona poszła w jego ślady - CMP.- GdyPernatte'owie już się kimś zainteresowali, to czynili to nieodwołalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]