Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Callan Book 3 [Stage 5 & 6] (3)
- Hume Dav
- Na srebrnym globie Zulawski
- Ian Stewart, Terry Pratchett, J Nauka swiata Dysku
- Henryk Sienkiewicz potop
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Monety! Może czaił się tylko na zbiór numizmatyczny, zgarnął kolekcję.Patryk nie miał powodu kraść numizmatów, skoro i tak je dziedziczył! A ten pierwszy, choćby go Weronika złapała na kradzieży, jeśli obcy, mógł prysnąć i cześć.I moment, chwileczkę, widzę tu potworne niedopatrzenie, żadnego z nich nie spytali o monety! Kto je wyniósł i co z nimi zrobił? Co to za jakaś dziura w przesłuchaniach?– Żadna dziura, specjalnie zostały ominięte i pozornie zlekceważone.Jeśli sprawca je ukrył, teraz wyjmie.– No, nie Antoś przecież, skoro siedzi!– Wspólnik.Siostrzyczka.Wiesio-metalowiec.Coś mi nagle zaświtało.– Czekaj, czekaj, metalowiec.Mam skojarzenie.Wiesio w żelastwie siedzi, a Patryk, wedle informacji od Grażynki, ukończył metaloznawstwo, szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jaka to uczelnia i jaki wydział.Politechnika? Chemia? Fizyka? Może historia sztuki? Specjalista od opakowań drewnianych kończył SGGW, tyle wiem, znam takiego, a to całe metaloznawstwo może się w ogóle inaczej nazywa, ale jeden z drugim ma dużo wspólnego.Mam na myśli, Patryk z Wiesiem.Może poznali się przy jakiejś żelaznej okazji?– Interesujące – ocenił Janusz w zadumie.– Prosta sprawa, niepotrzebnie komplikowana.Trzeba sprawdzić.– Nagle jakby się przecknął.– Słuchaj, ty mnie do grobu wpędzisz, ja jestem starszy pan na rencie inwalidzkiej, a chwilami zupełnie zapominam, że to nie ja prowadzę dochodzenie.Muszę się męczyć?List Grażynki odezwał się we mnie niczym bęben grzmiący.Spróbowałam wzbudzić w sobie skruchę i odczułam szalone trudności.– No nie.Nie, to nie.Ale nie zostawię tego przecież!– Z tego wynika, że muszę.No dobrze, podrzucę im supozycję, a na razie powiem ci jeszcze, że trwają przeszukania w kilku domach naraz.Wlazłaś prokuratorowi na ambicję i wydał nakazy.– Gdzie.?– U Wiesia, u Antosia, u zaprzyjaźnionych panienek i u Patryka.– To już doszli, u jakich znajomych on mieszkał w Bolesławcu?– Nie, nie tam.W warszawskim mieszkaniu.Zdążyłam się ucieszyć, że Grażynka usłyszy coś więcej o milczącym amancie, i okazało się, że nic z tego.Jakąś kompromitującą metę tam miał czy co.? Dziewczyna.?O mój Boże, zakłębiła się we mnie troska o Grażynkę i jej zdewastowane uczucia.Nie dość, że zbrodniarz, to jeszcze ją zdradza, nie wiadomo co gorsze.W dodatku postępowanie władz śledczych wydało mi się dziwnie głupie.W warszawskim mieszkaniu? Gdzie w tym sens, gdzie logika?– A po cholerę w jego warszawskim mieszkaniu? – zirytowałam się.– Tam kradł i zabijał, a nie tu, a do tego nie wiadomo, czy rzeczywiście kradł.Co oni zamierzają znaleźć w jego warszawskim mieszkaniu?– To już dwa tygodnie – przypomniał mi Janusz.– Miał dość czasu, żeby przewieźć całe umeblowanie Fiałkowskich, a nie tylko monety.– Przecież był w Dreźnie! Grażynka świadkiem!– Nie oglądała go bez przerwy.Mógł skoczyć do Warszawy i wrócić do Bolesławca w jeden dzień, a zaraz potem jechać do Drezna.Skoro już zdobył cenny łup, postarał się chyba jakoś go zabezpieczyć?Zastanowiłam się, jak postąpiłabym na jego miejscu.Nie, no oczywiście! Zawiozłabym zdobycz do domu i ukryłabym porządnie, może nawet wcale nie w domu, licząc się z tym, że padną na mnie podejrzenia, tylko całkiem gdzie indziej.Ciekawe, gdzie.Nie miałam teraz czasu ani głowy do wynajdywania kryjówki, zdenerwowałam się Grażynką i umysł zaczął mi źle działać.Może Patryk z podejrzeniami się nie liczył i żadnych podstępów nie zastosował, no i dobrze, niech znajdą, niech się to wreszcie przewali i niech ona zacznie remontować ruinę życia.Inaczej wykończy ją miotanie się w niepewności.Zadzwoniłam do niej.Przeprosiła mnie, że nie może teraz rozmawiać, bo jest u ciotki.Zadzwoniłam do Anity, żeby się z nią naradzić.Miała wyłączone telefony.Byłabym zadzwoniła jeszcze do dwudziestu osób, do przyjaciółki-prawniczki i do notariusza, żeby się dowiedzieć, jak to jest z tymi spadkami bez spadkobiercy, bo dodatkowo dręczył mnie bułgarski bloczek, leżący w policyjnym depozycie, do pana Pietrzaka, nie wiadomo po co, może po wyrazy współczucia, do komendy w Bolesławcu dla upewnienia się, że ten bloczek ciągle tam leży, i Bóg wie gdzie jeszcze, ale powstrzymał mnie list Grażynki.Znów nazawracam ludziom głowy, zatruję spokojny wieczór, znów okażę się nieznośna i natrętna.Nie zadzwoniłam nigdzie, pełna głębokiego rozgoryczenia.Do diabła z uszlachetnianiem charakteru.!* * *Tego Pana spotkałam koło południa w sklepie filatelistycznym przy Nowym Świecie.Pojechałam tam, żeby zająć się czymś bardziej atrakcyjnym niż praca zawodowa, a ponadto za wszelką cenę chciałam uniknąć wizyty Grażynki, która już się na mnie czaiła z korektą.Wczorajsze wieczorne rozmyślania doprowadziły mnie do wniosku, że nie należy jej dostarczać trucizny duchowej kawałkami, tylko raczej jednym ciosem.Zawsze to bardziej humanitarnie, ciach i już! I można złapać oddech i zacząć się zbierać, wygrzebując spod gruzów.Niech już tego Patryka złapią, niech mu udowodnią i won z nadzieją.Na mój widok Ten Pan nadzwyczajnie się ucieszył.– No i niech pani popatrzy, jak to plotki mogą całą piramidę zbudować – powiedział żywo.– Tetradrachma, rzeczywiście, denary Łokietka, no nie, Łokietek prawdziwy, ale Krzywoustego! Sam w taki majątek nie wierzyłem, ale kto to może wiedzieć, różne przypadki chodzą po ludziach, kto wie? A tu proszę, już się prawie wyjaśniło!Tetradrachma, zaraz, czyjaż ona była na Boga.? a, Lizymacha.pozwoliła mi od razu zgadnąć, o czym on mówi.Oczywiście, o rąbniętej kolekcji Henryka.Zaraz.To już wiadomo, co w niej było? Znalazła się.?!Przerwałam mu w pół słowa.– Chodźmy gdzieś usiąść, tu barek jest blisko.a, nie, on stojący.Ale kawiarnia pod nosem.Bardzo ważne rzeczy pan mówi i ja nie mogę tego słuchać w pionie.Chodźmy, chodźmy, już!– Dwudziestolecie międzywojenne tak, tego byłem pewien – kontynuował jeszcze po drodze, na szczęście przed dalszym ciągiem zdążyłam go dowlec do krzesła.– Natomiast co mnie dziwi, to ten brakteat Jaksy z Kopanicy, jakaś dziwna moneta, to jest, to jej nie ma.A co do reszty owszem, miał całkiem ładne rzeczy, tyle że tak trochę od Sasa, od lasa.Widocznie kupował, co mu w rękę wpadło, większość w nie najlepszym stanie, ale i tak łakome.Niezły majątek w tym tkwi.– No dobrze, a skąd pan to wszystko wie? – spytałam niecierpliwie, usiadłszy przy stoliku.– Ktoś widział tę kolekcję?– Owszem, pan Gulemski.O, właśnie, pani mnie pytała, znaczy, mówiła pani o kimś, kto ją oglądał u pana Fiałkowskiego, otóż to był pan Gulemski.Mieliśmy wątpliwości, czy się przyzna, a otóż właśnie wcale tego nie kryje, oglądał!Nie wiadomo dlaczego w głosie Tego Pana brzmiał triumf, tak jakbym to tylko ja twierdziła, że oglądający się nie przyzna, tymczasem on twierdził to samo.Ogłuszył mnie nieco.– Obydwoje mieliśmy wątpliwości – przypomniałam mu grzecznie.– Mógłby się obawiać jakichś podejrzeń.Teraz się przyznał? Ostatnio?– Teraz, teraz, jak się rozeszło, kiedy ta siostra zginęła.Sam mu to powiedziałem, bo przecież wiedziałem od pani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]