Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Graves Robert Biała Bogini
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osiolek.pl]
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci
- Lem Stanislaw Eden
- Rice Anne Opowiesc o zlodzieju cial (SCAN
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No a kto? Wszyscy biorą udział.!Nie tylko obaj lekarze i laborant, ale nawet kierownik administracyjny beznamysłu okazali radosny zapał.Zespół od pierwszej chwili był gotów do czynu.Janusz dyrygował przedsięwzięciem, dzielnicowego wykluczył z imprezy katego-rycznie. Pan nie! Pana nikt nie może zobaczyć.I jeszcze w tym mundurku! Mowynie ma! Stefan poprowadzi, zaraz, ile mamy samochodów.?Na szczęście, zanim uzgodniono kwestię transportu i zanim silniki czte-rech samochodów zdążyły zastartować, naczelnemu inżynierowi wróciła odrobinarównowagi umysłowej.Powstrzymał rozszalałe grono. Spokój! zarządził. Opamiętać się wszyscy! Nie potrzeba takiej wa-tahy, uderzcie się w potylicę! Jedzie paru silnych ze Stefanem, a reszta spokojnieczeka! I Barbara zastrzegł się szybko Janusz. Barbara musi jechać, możetam trzeba będzie z jakim facetem gadać. Dobra, Barbara niech jedzie.Ale z miejscowych nikt! Słuszność tych decy-zji nie została już podważona.Stefan, Lesio, Karolek, Janusz, Barbara i naczelnyinżynier wsiedli do dwóch samochodów i nie wdając się w dalsze rozważaniaruszyli.Na szpitalnych schodkach pozostało czterech pracowników szpitala, me-lancholijnie rozgoryczony Włodek i posępnie zdeterminowany dzielnicowy. Oni już to zrobili nie pierwszy raz mówił gniewnie. Ciągle coś przy-wożą, sarny, jelenie, o zającach to nawet nie warto wspominać, czas ochronny czynie czas ochronny, dużo ich to obchodzi, myśliwi jak z koziego ogona waltornia.Ale łosia, to już za wiele. Starają się o dobre mięso mruknął z przekąsem doktor Marczak. %7łeby się tym mięsem udławili, spraw Panie na wysokościach! powie-dział pobożnie Włodek, wznosząc oczy ku niebu. Jeszcze i to mięso powinno się im odebrać! krzyknął z ogniem laborant,który należał do Ligi Ochrony Przyrody i który wyglądał już tak, jakby nigdyw życiu nie odczuwał potrzeby snu.71 O mięsie to nawet nie myśl! ostrzegł go pośpiesznie kierownik admini-stracyjny. Temu opryszkowi z wysokich sfer nic nie zrobisz.Lepiej się zasta-nów nad łbem. Co tu się zastanawiać, kółko łowieckie ma preparatora, zrobi się dla mu-zeum przyrodniczego.Ale nie po cichu, żadne takie! Trzeba narobić szumu, roz-bębnić to barbarzyństwo, niech się ludzie dowiedzą! Zawiadomić prasę zaproponował Włodek. Tak jest! Zadzwonię do redakcji, pisali o łosiu, niech napiszą i o zbrodnia-rzach! Ale to chyba trzeba jakoś dyplomatycznie zwrócił uwagę doktor Mar-czak. %7łeby przypadkiem nie powiązali z tym tutaj. No, owszem.No jasne, że trzeba dyplomatycznie! Możemy się zastano-wić. Ukraść, to panu tego łba już nikt nie ukradnie, osobiście dopilnuję zobo-wiązał się dzielnicowy. Moja głowa, żeby on bezpiecznie dotarł, gdzie trzeba. %7łeby im się tylko udało.! Jak tam jest? zainteresował się Włodek. Myśli pan, że dadzą radę? Czemu nie? Ten garbarz, to, prawdę mówiąc, nie żaden bandzior, zareje-strowany rzemieślnik.Ma zezwolenie na garbowanie skór, ale przecież nie z łosia!A złapać go na niczym nie można, bo już tam o niego dbają ci różni protektorzy,tacy sami jak ten padalec. Broni, mam nadzieję, nie posiada? zatroskał się doktor Romanowski. A skąd! I mieszka sam, tylko z żoną i z dziećmi. Dyplomatycznie, a z hukiem. zastanawiał się laborant w skupieniu.Dyplomatycznie, a z hukiem.Zaraz.Zaczyna mi się układać.Dyplomatycznie,a z hukiem.Dwa samochody pędziły na południe.Wschodzące słońce wesoło oświetlałopustą szosę trzeciej klasy. Dwadzieścia kilometrów, zaraz tam będziemy mówił Stefan w pierw-szym. Nie zawracaj głowy z ludzmi, czwarta godzina, jeszcze śpią.Więcejmnie ciekawi, co będzie, jak nas w drodze powrotnej gliny złapią z tym łbem.Diabli nadali, na stare lata za kłusownika będę robił. Będziesz jechał zgodnie z przepisami i żadne gliny nas nie złapią zade-cydowała stanowczo Barbara.Naczelny inżynier nic nie mówił, zastanawiając się, jakie jeszcze konsekwen-cje będzie miała akcja ogrodzenie , i tłumiąc w sobie uporczywie lęgnące sięprzekonanie, że chyba ich ktoś przeklął.W drugim samochodzie Karolek usiłował zaplanować przewidywany napadchuligański.72 Nie wiem, czy musimy tłuc szyby rozważał. Chyba się powinno?Drzwi należałoby wywalić siekierą.Nie mamy siekiery. Słuchajcie, a co my potem z tym łbem zrobimy? zaniepokoił się Le-sio. Nie wyrzucimy chyba? Trzeba komuś przekazać orzekł Janusz. Do Warszawy wiózł nie będę,mowy nie ma.Za pokwitowaniem, bo to cenna rzecz.W pierwszym samochodzie naczelny inżynier wreszcie odzyskał mowę i zażą-dał od Stefana dokładnego opisu terenu, na którym miał się odbyć napad.Szcze-gólnie interesował go rodzaj budynku. No przecież nie bunkier! zirytował się Stefan. Chałupa jak chałupa,nawet dosyć obskurna, aż się dziwię.Ale chyba się będzie budował, bo materiałwidziałem.Pięknej cegły parę kubików stoi, nawet dziurawkę ma i zdaje się, żedół z wapnem.No, uwaga, to już blisko, za tamtym zagajnikiem.W drugim samochodzie zapadła decyzja, że łeb należy dostarczyć do jakiegośmuzeum przyrodniczego, gdzie po zmumifikowaniu będzie stanowił wartościowyeksponat.Janusz zaczął właśnie domagać się rozgłoszenia sprawy. Załatwisz bezszmerowo i co? %7ładnych śladów, przyschnie i przy najbliż-szej okazji ten gnój trzaśnie drugiego łosia, tak? Albo żubra? A chała! To co proponujesz? Więcej krzyku.Rozumiesz, zareklamować sukinsyna. Ale on się wyprze i jeszcze nas do sądu zaskarży. Toteż trzeba dyplomatycznie. I anonimowo przypomniał Lesio z niezwykłą przytomnością umysłu.Nas tu wszystkich przecież w ogóle nie ma. Zatrzymują się! krzyknął Karolek, widząc zjeżdżający na pobocze sa-mochód Stefana.Narada robocza trwała krótko. To jest ten dom oznajmił Stefan, pokazując palcem widoczne wśród zie-leni zabudowania. Nikogo tu nie ma, tylko podobno jeden facet z żoną i dzieć-mi.Nie wiem, ile dzieci.Wejście z tamtej strony.Jazda! Zaraz powstrzymał go naczelny inżynier, trochę zakłopotany i nie-swój. Obejdziemy dom i co? Nic.Wedrzemy się i niech go cholera bierze! Jak się wedrzemy? Przemocą zadecydował Janusz. Jak chuligański napad, to chuligańskinapad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]