Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grądzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (3)
- Pagaczewski Stanislaw Misja profesora Gabki
- Preston Douglas, Child Lincoln Pendergast 08 Krag ciemnosci (2)
- Wylie Jonathan SÅ‚udzy Arki Tom 1 Pierwszy Nazwany
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- Hobb Robin Misja blazna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tohuwabohu.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez sekundÄ™ widzieli jeszcze spÅ‚aszczone, drgajÄ…ce poÂdeszwy jego stóp, kiedy wpeÅ‚zaÅ‚ do wnÄ™trza.Ludzie milczeli dobrÄ… chwilÄ™.— SpodziewaÅ‚eÅ› siÄ™ tego? — spytaÅ‚ Doktor KoordynaÂtora.— Nie.nie wiem.NaprawdÄ™.MyÅ›laÅ‚em tylko, że — być może — to nie jest mu obce.OczekiwaÅ‚em jakiejÅ› reakÂcji.NiezrozumiaÅ‚ej, powiedzmy.Takiej — nie.— Czy to ma znaczyć, że ona jest zrozumiaÅ‚a? — mrukÂnÄ…Å‚ Fizyk.— W pewnym sensie tak — odparÅ‚ Doktor.— On to zna.W każdym razie — zna coÅ› podobnego — i boi siÄ™ tego.Jest to dla niego jakieÅ› straszne, zapewne — Å›miertelnie niebezpieczne zjawisko.— Egzekucja.modo Eden? — podpowiedziaÅ‚ z cicha Chemik.— Nie wiem.W każdym razie wskazywaÅ‚oby to, że użyÂwajÄ… tego “żywego muru" nie tylko wobec planetarnych przybyszów.Można go zresztÄ… zasadzić i bez artylerii.— A może on po prostu boi siÄ™ wszystkiego, co bÅ‚yszÂczy? — powiedziaÅ‚ Fizyk.— Proste skojarzenie.To by wyÂjaÅ›niÅ‚o także historiÄ™ z tym lustrzanym pasem.— Nie, pokazywaÅ‚em mu lustro, ani siÄ™ nie baÅ‚, ani siÄ™ nim nie interesowaÅ‚ — powiedziaÅ‚ Doktor.— A zatem on nie jest ani taki gÅ‚upi, ani — niedorozÂwiniÄ™ty — rzuciÅ‚ Fizyk.StaÅ‚ tuż przy szklistych zasiekach, dochodziÅ‚y mu do pasa.— Obstrzelany pies boi siÄ™ karabinu.— SÅ‚uchajcie — powiedziaÅ‚ Koordynator — zdaje mi siÄ™, że to martwy punkt.JesteÅ›my w kropce.Co począć dalej? Remonty — remontami, to rozumie siÄ™ samo przez siÄ™, ale chciaÅ‚bym.— Nowa ekspedycja? — podpowiedziaÅ‚ Doktor.Inżynier uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ niewesoÅ‚o.— Tak? Ja zawsze z tobÄ….DokÄ…d? Do miasta?— To oznaczaÅ‚oby pewne starcie — szybko rzuciÅ‚ DoÂktor.— Bo nie przejedziesz inaczej jak ObroÅ„cÄ….A na szczeblu cywilizacji, który zdoÅ‚aliÅ›my osiÄ…gnąć wspólnym wysiÅ‚kiem — majÄ…c pod rÄ™kÄ… wyrzutniÄ™ antyprotonów, ani siÄ™ obejrzysz, jak zaczniesz strzelać.PowinniÅ›my unikać walki za wszelkÄ… cenÄ™.Wojna jest najgorszym sposobem gromadzenia wiedzy o obcej kulturze.— Wcale nie myÅ›laÅ‚em o wojnie — odparÅ‚ KoordynaÂtor.— ObroÅ„ca jest wÅ‚aÅ›nie doskonaÅ‚ym ukryciem, bo tak wiele może wytrzymać.Wszystko zdaje siÄ™ wskazywać na to, że ludność Edenu jest gÅ‚Ä™boko rozwarstwiona — i że z warstwÄ…, która podejmuje rozumne dziaÅ‚ania, nie mogliÅ›Âmy dotÄ…d nawiÄ…zać kontaktu.Rozumiem, że wypad w stroÂnÄ™ miasta gotowi potraktować jako prze ci wuder żeniÄ™.ZoÂstaÅ‚ nam jednak nie zbadany kierunek zachodni.Dwóch ludzi caÅ‚kowicie wystarczy do obsÅ‚ugi wozu, reszta może zostać i pracować w rakiecie.— Ty i Inżynier?— Niekoniecznie.Możemy pojechać z Henrykiem, jeÅ›li chcesz.— W takim razie bÄ™dÄ™ potrzebowaÅ‚ kogoÅ› trzeciego, obznajomionego z ObroÅ„cÄ… — powiedziaÅ‚ Inżynier.— Kto chce jechać?Chcieli wszyscy.Koordynator uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ mimo woli.— Ledwo armaty przestajÄ… huczeć, jad ciekawoÅ›ci ich zżera — zadeklamowaÅ‚.— No to jedziemy — oÅ›wiadczyÅ‚ Inżynier.— Doktor chce oczywiÅ›cie być z nami jako przedstawiciel rozsÄ…dku i Å‚agodnoÅ›ci.Doskonale.Dobrze, że zostajesz — mówiÅ‚ do Koordynatora — bo znasz kolejność robót.Najlepiej poÂstawcie od razu Czarnego nad jednym ciężarowcem, ale nie zaczynajcie wykopów pod rakietÄ…, dopóki nie wrócimy.ChciaÅ‚bym sprawdzić jeszcze statyczne obliczenia.— Jako przedstawiciel rozsÄ…dku chciaÅ‚bym spytać, jaki jest cel tej wyprawy? — powiedziaÅ‚ Doktor.— OtwierajÄ…c sobie drogÄ™, wstÄ™pujemy w fazÄ™ konfliktu, czy chcemy teÂgo, czy nie.— Podaj kontrpropozycjÄ™ — odparÅ‚ Inżynier.Stali w cichym, Å›piewnym nieomal szumie rosnÄ…cego żywopÅ‚otu, który rychÅ‚o miaÅ‚ już wyróść im ponad gÅ‚owy.SÅ‚oÅ„ce rozÂÅ‚amywaÅ‚o siÄ™ na biaÅ‚e i tÄ™czujÄ…ce iskry w jego żylastych splotach.— Nie mam żadnej — wyznaÅ‚ Doktor.— Wypadki nieÂustannie wyprzedzajÄ… nas, a dotychczas wszystkie uÅ‚ożone z góry plany zawodziÅ‚y.Może najrozsÄ…dniejsze byÅ‚oby powsÂtrzymanie siÄ™ od jakiegokolwiek wypadu.Za kilka dni raÂkieta bÄ™dzie zdolna do lotu — okrążajÄ…c planetÄ™ na maÅ‚ej wysokoÅ›ci, bÄ™dziemy mogli, być może, dowiedzieć siÄ™ wiÄ™Âcej i swobodniej niż teraz.— Nie wierzysz w to chyba — zaoponowaÅ‚ Inżynier.— Jeżeli nie możemy dowiedzieć siÄ™ niczego, badajÄ…c wszystko z bliska, cóż powie nam lot na ponadatmosferycznej wysoÂkoÅ›ci? A rozsÄ…dek, mój Boże.Gdyby ludzie byli rozsÄ…dni, nie znaleźlibyÅ›my siÄ™ tu nigdy.Cóż rozsÄ…dnego jest w raÂkietach, które lecÄ… do gwiazd?— Demagogia — mruknÄ…Å‚ Doktor.— WiedziaÅ‚em, że was nie przekonam — dodaÅ‚.PoszedÅ‚ powoli wzdÅ‚uż szkliÂstej przegrody.Tamci wracali ku rakiecie.— Nie licz na sensacyjne odkrycia — przypuszczam, że na zachód ciÄ…gnie siÄ™ teren podobny do tego tutaj — powieÂdziaÅ‚ Koordynator do Inżyniera.— SkÄ…d wiesz?— Nie mogliÅ›my upaść akurat w Å›rodku pustynnej plaÂmy.Na północy — fabryka, na wschodzie miasto, na poÅ‚uÂdniu — pogórze z “osiedlem" w kotlinie — najprawdopoÂdobniej siedzimy zatem na skraju pustynnego jÄ™zyka, który rozszerza siÄ™ ku zachodowi.— Możliwe.Zobaczymy.XKilka minut po czwartej spodnia klapa ciężarowa drgnÄ™ÂÅ‚a i opuÅ›ciÅ‚a siÄ™ wolno w dół, jak szczÄ™ka żarÅ‚acza.ZnieÂruchomiaÅ‚a skoÅ›nym pomostem w powietrzu — do ziemi brakowaÅ‚o od jej brzegu wiÄ™cej niż metr.Zgromadzeni pod rakietÄ… stali po obu stronach wÅ‚azu z zadartymi gÅ‚owami.W ziejÄ…cym wnÄ™trzu ukazaÅ‚y siÄ™ najÂpierw szeroko rozstawione gÄ…sienice, z narastajÄ…cym poÂmrukiem sunęły prosto, jakby wielka maszyna chciaÅ‚a skoÂczyć w powietrze, przez mgnienie widzieli jeszcze szarożółÂty spód, nagle ten ogrom nad ich gÅ‚owami chybnaÅ‚ siÄ™, gwaÅ‚townie przechyliÅ‚ siÄ™ w przód, uderzyÅ‚ obiema gÄ…sieniÂcami w zwisajÄ…cy pomost, aż gruchnęło, zjechaÅ‚ po nim na dół, przekroczyÅ‚ metrowy rozziew, zÅ‚apaÅ‚ przodami gÄ…sienic grunt, szarpnÄ…Å‚ go, przez uÅ‚amek sekundy zdawaÅ‚o siÄ™, że obie z wolna mielÄ…ce wstÄ™gi profilowanych pÅ‚ytek stanÄ…, ale targnęło i unoszÄ…c do poziomu swój spÅ‚aszczony Å‚eb, ObroÅ„ca pojechaÅ‚ kilkanaÅ›cie metrów po równym, aż zaÂmarÅ‚ ze Å›piewnym pomrukiem.— No, a teraz, kochani — Inżynier wystawiÅ‚ gÅ‚owÄ™ przez maÅ‚y tylny wÅ‚az — chowajcie siÄ™ do rakiety, bo bÄ™dzie goÂrÄ…co, i nie wyÅ‚aźcie, aż za jakieÅ› pół godziny.A najlepiej wyÅ›lijcie przedtem Czarnego, niech zbada szczÄ…tkowÄ… raÂdioaktywność.Klapa zamknęła siÄ™.Trzej ludzie weszli do tunelu Å‚ zaÂbrali z sobÄ… automat.Wnet w wylocie tunelu pokazaÅ‚a siÄ™, wypchniÄ™ta od Å›rodka, tarcza, która szczelnie wypeÅ‚niÅ‚a caÅ‚y otwór.ObroÅ„ca nie ruszaÅ‚ siÄ™ — wewnÄ…trz Inżynier przecieraÅ‚ ekrany, sprawdzaÅ‚ wskazania zegarów, aż powieÂdziaÅ‚ spokojnie:— Zaczynamy.Krótki i cienki, z góry i z doÅ‚u ujÄ™ty walcowatymi zgruÂbieniami ryj ObroÅ„cy zaczÄ…Å‚ pomaÅ‚u sunąć na zachód.Inżynier naprowadziÅ‚ zbite szkliwo żywopÅ‚otu na skrzyÂżowanie czarnych nitek, zerknÄ…Å‚ w bok, Å‚owiÄ…c poÅ‚ożenie trzech tarczek — biaÅ‚ej, czerwonej i niebieskiej — i naÂcisnÄ…Å‚ nogÄ… pedaÅ‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]