Podstrony
- Strona startowa
- Cawthorne Nigel Zycie erotyczne wielkich dyktat
- Bulyczow Kir Pieriestrojka w Wielkim Guslarze scr
- Joanna Chmielewska Wielkie zaslugi 3JU3SCWIAQCPC32
- Chmielewska Joanna Wielki diament t1
- Dikotter Frank Wielki głód
- Einhard Zycie Karola Wielkiego
- Jordan Robert Wielkie Polowanie
- Aleksander Scibor Rylski Czlowiek z marmuru
- McCaffrey Anne smoczy spiewak
- IGRZYSKA ÂŚMIERCI 02 W pierÂścieniu ognia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ines.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krew znikła, stał przed nią bez jednego zadrapania, ale wymknął mu się jakiś sekret, który siłą swej woli trzymał dotąd w ukryciu.Wstrząs, który wywołał, był o wiele potężniejszy niż widok krwawych plam; fala uderzeniowa zatrzęsła drzwiami.Uderzenie nie mogło być dziełem liksów, nawet gdyby zaatakowały gromadnie; Kissoon był wyraźnie przerażony.Spuścił z oczu Teslę, kierując je na drzwi; ręce zwisły mu bezwładnie, twarz miał wypraną z wszelkiego wyrazu.Czuła, że każdą cząstkę swojej energii obrócił na jeden jedyny cel: uciszenie potęgi, szalejącej za drzwiami, czymkolwiek ona była.Ten fakt miał określone następstwa: Kissoon - po tym jak sprowadził tu Teslę i nie pozwalał jej odejść - zupełnie i nieodwołalnie stracił nad nią władzę.Tesla poczuła, jak rzeczywistość, którą opuściła, wpiła jej się w plecy i pociągnęła z powrotem.Tesla nawet nie próbowała się opierać.Poddała się tej sile, równie nieuniknionej jak prawo ciążenia.W ostatnim przelotnym błysku ujrzała Kissoona znów zbroczonego krwią; stał przed drzwiami, twarz miał pozbawioną wszelkiego wyrazu.Potem drzwi nagle się otworzyły.Przez chwilę Tesla była przekonana, że potęga, która biła o drzwi, czeka teraz przed wejściem, by unicestwić ją i Kissoona.Wydało Jej się nawet, że dostrzegła jak blask bijący od tej potęgi - błysk oślepiająco jasny - skąpał twarz Kissoona.Ale w ostatniej chwili wola Kissoona wzięła górę nad tą potęgą i rzęsiste światło przygasło w tym samym momencie, gdy świat zażądał powrotu Tesli i wyciągnął ją na zewnątrz chaty.Odrzucona tam, skąd przybyła, pędziła z prędkością dziesięciokrotnie większą niż uprzednio; tak szybko, że nie potrafiłaby rozróżnić elementów krajobrazu - stalowej wieży, miasteczka; docierały do jej świadomości, gdy była już wiele mil dalej.Ale tym razem nie była sama.Ktoś pochylał się nad nią, wołając jej imię:- Tesla! Tesla! Tesla!Znała ten głos.To był Raul.- Słyszę cię - powiedziała cicho.Mimo oszałamiającego pędu, niewyraźnie majaczyła jej jakaś inna ciemność, znaczona punktami światła, może były to świece, i ludzkimi twarzami.- Tesla!- Prawie jestem - powiedziała, z trudem łapiąc powietrze.- Już prawie wróciłam.Teraz pustynia ustępowała placu, ciemność zdobywała przewagę.Tesla szeroko otworzyła oczy, by widzieć Raula wyraźniej.Gdy przykucnął, by ją powitać, uśmiechał się szeroko.- Wróciłaś - powiedział.Pustyni już nie było.Była tylko noc.Tesla leżała na kamieniach, nad nią świeciły gwiazdy oraz, jak zgadywała - świece.Trzymały je jakieś kobiety, otaczające Teslę ciasnym kręgiem.Na twarzach kobiet malowało się zdumienie.Ciało Tesli dzieliło od gołej ziemi ubranie, które zrzuciła z siebie, kiedy - będąc w Pętli Kissoona, przywoływała do siebie swoje ciało, odtwarzając je.Dotknęła twarzy Raula, by upewnić się, że naprawdę powróciła do świata rzeczywistego, a także dlatego, że po prostu pragnęła go dotknąć.Policzki Raula były mokre.- Ciężko się napracowałeś - powiedziała, sądząc, że to pot.Po chwili zrozumiała swoją pomyłkę.To nie był pot, ale łzy.- Biedny Raul - usiadła i objęła go.- Czy zniknęłam zupełnie?Przytulił się do niej.- Najpierw rozpływałaś się jak mgła - powiedział - a potem.po prostu ciebie nie było.- Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała.- Kiedy do mnie strzelał, byłam w Misji.Na wspomnienie strzału spojrzała w miejsce na ciele, gdzie trafiła ją kula.Nie było tam rany, nie było nawet krwi.- To nuncjo - stwierdziła - ono mnie uleczyło.Kobiety także to zauważyły.Widząc niedraśniętą skórę, cofały się, mamrocząc modlitwy.- Nie.- mruknęła, wciąż przyglądając się swojemu ciału.- To nie chodzi o nuncjo.To jest ciało, które sobie wyobraziłam.- Jak to, wyobraziłaś sobie? - zapytał Raul.- No, wyczarowałam - odparła.Prawie nie zauważyła jego zmieszania, ponieważ sama miała zagadkę do rozwikłania.Brodawka jej lewej piersi, dwukrotnie większa od swojej towarzyszki, znajdowała się teraz po prawej stronie.Tesla wpatrywała się w nią, potrząsając głową.Nie mogła się mylić.W jakiś sposób po drodze do Pętli albo z powrotem, przekręcono ją na opak.Uniosła nogi, by się im lepiej przyjrzeć.Kilka zadrapań - dzieło psa Butcha - zdobiące uprzednio jedną łydkę, teraz znaczyło drugą.- Nic z tego nie rozumiem - powiedziała do Raula.Ponieważ nawet nie pojmował jej pytania, nie wiedział, co odpowiedzieć, więc tylko wzruszył ramionami.- To nic - powiedziała Tesla i zaczęła się ubierać.Dopiero teraz zainteresowała się, co stało się z nuncjo.- Czy całe nuncjo wniknęło mi do krwi?- Nie.Zabrał je Chłopiec Śmierci.- Tommy-Ray? Boże! Więc teraz dżaff ma półtora syna.- Ale i ty miałaś kontakt z nuncjo - powiedział Raul.- Ja zresztą też.Przeniknęło mi w głąb ręki.Doszło aż do łokcia.- Więc teraz my jesteśmy przeciwko nim.Raul potrząsnął głową.- Na nic nie mogę ci się przydać.- Możesz i musisz - przerwała.- Musimy znaleźć odpowiedź na wiele pytań.Sama nie dam rady.Musisz iść ze mną.Jego niechęć była tak wyraźna, że nie potrzebowała słów.- Wiem, że się boisz.Ale proszę cię, Raul.Przywróciłeś mnie do życia.- Nie ja.- Ale w tym pomogłeś.Przecież nie chciałbyś, żeby to wszystko poszło na mamę, prawda?W swych namowach usłyszała jakby ton Kissoona: niezbyt jej się to podobało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]