Podstrony
- Strona startowa
- X86 Assembly Language and C Fundamentals (2013)(1st)(Joseph Cavanagh)
- Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy lat
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat (2)
- Joseph O'Connor The Structure Of Musical Talent (NLP)
- Campbell Joseph The Masks Of God Primitive Mythology
- Heller Joseph Paragraf 22
- Tey Josephine Córka czasu
- Joseph Heller Paragraf 22
- Wiktor Suworow Akwarium
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanów się nad tym, mój młody przyjacielu.Puścił ramię Renouarda i otwierając parasol wyszedł z cienia.Widoczne było, że myśl miał zaprzątniętą nie samym tylko terminem swych odczytów, przeznaczonych dla wykwintnej publiczności.Co chciał wyrazić przez te niejasne komunały? Dla Renouarda (który, nastraszony rano przez Luiza, czuł, że nie mogłoby mu się przytrafić nic gorszego jak wyjawienie jego oszukaństwa w inny sposób niż przez osobistą spowiedź) słowa wypowiedziane przez człowieka, jak mu się zdawało, bardzo subtelnego, ale cynicznego, brzmiały jak ostrzeżenie albo zachęta.Zdawało mu się, że umarły go zmusza, a żywy zachęca do postawienia wszystkiego na jedną kartę.Oddaliwszy się nieco od domu, położył się w cieniu drzewa.Leżał bez ruchu z czołem opartym o skrzyżowane ramiona i rozmyślał, oszołomiony.Zdawało mu się, że jest w ogniu, potem, że się dostał w wir lodowatej wody, która z zawrotną szybkością kręci się dookoła niego.Wreszcie (prawdopodobnie było to wspomnienie z dzieciństwa) zdało mu się, że idzie po cienkiej tafli lodu i nie może się cofnąć; nagle lód pękł od brzegu do brzegu z głośnym niby wystrzał trzaskiem.Zerwał się na nogi.Wokoło panował spokój i cisza, świeciło słońce.Oddalił się powoli.Gdyby lubił hazard, podniecałaby go sama gra, lecz nie był ryzykantem, pogardzał zawsze tą parodią walki z losem.Ujrzał nagle bungalow jasny i miły, dookoła panowała cisza, spokój, świeciło słońce.Kierując się ku domowi, miał przykre uczucie, że tuż obok niego kroczy duch zmarłego! Ten duch! Był wszędzie, tylko nie w swym grobie.Czy pozbędzie się go wreszcie? W tej samej chwili panna Moorsom ukazała się na werandzie.Widok jej, jakby działał za pomocą tajemniczych promieni, wzburzył natychmiast serce Renouarda, zmieszał niebo z ziemią, lecz nie zatrzymał go jednak.Wówczas, jak pieśń wśród burzy, rozległ się jej głos i przejął go złym przeczuciem.— Ach, to pan!Zbliżył się do niej z uśmiechem, lecz ona patrzyła na niego poważnie.— Nie mogę dłużej usiedzieć na miejscu.Czy zdążylibyśmy dojść do przylądka i powrócić, nim noc zapadnie?Długie cienie kładły się na ziemię, dookoła panowała cisza i spokój.— Nie zdążymy — odparł Renouard.Poczuł się niezłomny jak skała.— Lecz zaprowadzę panią na środkowe wzgórze, na którym ojciec pani jeszcze nie był.Widać stamtąd nieskończoną przestrzeń morza rozbryzgującego się o rafy i kłębiące się ponad nim chmury morskiego ptactwa.Zeszła po stopniach werandy i ruszyli natychmiast.— Niech pani idzie naprzód, a ja będę panią kierował, Teraz na lewo.Ubrana była w krótką nankinową spódnicę i muślinową, przezroczystą bluzkę, przez którą dostrzegał jej barki i ramiona; szlachetna linia jej szyi napełniała go zachwytem.— Ścieżka zacznie się od tych trzech palm, jedynych na całej wyspie.— Widzę je.Nie odwróciła się ani razu.Po chwili zauważyła:— Ścieżka robi wrażenie świeżo wydeptanej.— Tak, wydeptano ją niedawno — potwierdził cichym głosem.Wdrapywali się pod górę, nie zamieniwszy już ani słowa; gdy doszli do szczytu, panna Moorsom długo patrzyła przed siebie.Dalsze rafy ginęły w wieczornej niskiej mgle.Ponad tą przestrzenią chaotycznych i melancholijnych skał, przypominających rozbitą flotyllę wysp, na tle nieba zwijały się i rozwijały ciemne wstęgi tysiąca ptaków; gromadziły się wśród chmur, wzbijały ku górze, a gdy opadały, zdawało się, że są to cienie, gdyż z wysoka głosy ich nie dochodziły do wyspy.Renouard przerwał milczenie cichym głosem:— Za chwilę usadowią się na noc.Nie odrzekła ani słowa.Dookoła nich panowała cisza zachodu.W pobliżu najwyższa skała na Malacie, przypominająca kształtem szczyt zagrzebanej wieży, wznosiła się ku górze, wyszczerbiona, szara i jakby znużona monotonnym biegiem stuleci na Oceanie Spokojnym.Renouard oparł się plecami o tę skałę.Felicja Moorsom zwróciła się nagle ku niemu i utopiła czarne, piękne oczy w jego twarzy, jak gdyby postanowiła go wreszcie raz na zawsze ujarzmić.Olśniony, spuścił wzrok.— Wszystko to takie dziwne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]