Podstrony
- Strona startowa
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Robin Rok interny by sneer
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Hume Dav
- Feist Raymond E Srebrzysty Ciern (2)
- Corel DRAW
- Rok1794 t. 3 Reymont
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dacie radę?Jednooki parsknął.- Mam właśnie coś takiego.- Zatarł dłonie z jakimś złym rozradowaniem.Goblin, zostawiony z boku, wydął wargi.- Mam właśnie coś odpowiedniego.Idźcie i cieszcie się swoją kolacją i słodkimi przysmakami.Stary, dobry Jednooki zadba o wszystko.Sprawię, że będzie gotowy śpiewać niczym kanarek.Wykonał gest.Niewidzialna siła podcięła nogi latarnika.Rzucił się naprzód, miotając jak ryba na haczyku, ale z rozwartych do krzyku ust nie wydobywał się żaden dźwięk.Rozsiadłem się naprzeciwko Pani.Gwałtownie pokręciłem głową.- Jednookiego pojęcie dyskretności.Nie pozwolić ofierze krzyczeć.Wsunąłem kulkę melona do ust.Jednooki przestał podnosić latarnika, kiedy jego twarz znalazła się jakieś dwadzieścia stóp ponad ziemią.Pani zaczęła badać pożywienie Nar.Mój fortel, polegający na odwróceniu się plecami do Jednookiego, nie przywrócił mi nastroju stosownego do tego wieczoru.A Pani wyglądała na zakłopotaną.Od czasu do czasu spoglądałem przez ramię.Fragmenty odzieży opadły z naszego jeńca jak liście z drzewa jesienią.Po odsłaniającej się nagiej skórze pełzały limonowe i cytrynowe, lśniące robaczki.Kiedy dwa różnokolorowe stykały się główkami, rozbłyskiwały iskry, a niedoszły zabójca wydawał z siebie niemy krzyk.Kiedy już znalazł się w odpowiednim nastroju, Jednooki opuścił go, aż jego głowa znalazła się o stopę nad powierzchnią ziemi.Żabi Pysk szeptał mu coś do ucha, aż Jednooki podniósł go znowu.Doprawdy dyskretnie.Co, u diabła, pokazałby nam, gdybym zechciał bardziej widowiskowego przedstawienia?Mój wzrok napotkał spojrzenie Goblina.Uniosłem brew.Za pomocą języka migowego przekazał mi:- Mamy gości.Wyglądają na jakieś grubsze ryby.Nie poświęcałem już większej uwagi mojemu posiłkowi, przypatrywałem się jednak intensywnie Pani.Zdawała się nie zwracać żadnej uwagi na otoczenie.Było ich dwóch, dobrze ubranych i grzecznych.Jeden tubylec, ciemny jak orzech kokosowy, ale nie z rasy negroidalnej.Mieszkańcy Taglios byli ciemni, ale nie byli Murzynami.Wszyscy negroidzi, których tutaj widzieliśmy, przybyli z górnego biegu rzeki.Tego drugiego zdążyliśmy już poznać: Wierzba-Łabędź, z włosami żółtymi jak kukurydza.Łabędź przemówił do najbliższego mu Nar, podczas gdy jego towarzysz oceniał wysiłki Jednookiego.Skinąłem głową do Goblina, by zobaczył czy nie uda mu się czegoś wyciągnąć od Łabędzia.Powrócił z wyrazem zadumy na twarzy.- Łabędź powiedział, że ten facet obok niego to szef tych wszystkich czarnuchów.On się wyraził w ten sposób, nie ja.- Przypuszczałem, że poczuje się wreszcie zmuszony przyjść.Wymieniłem spojrzenia z Panią.Przybrała minę charakterystyczną dla imperatorowej, można było z niej wyczytać tyle co z kamienia.Miałem ochotę nią potrząsnąć, uścisnąć, zrobić coś, by wyzwolić te uczucia, które tak niedawno temu zdawały się w nas budzić.Wzruszyła ramionami.- Poproś ich, by się do nas przyłączyli - powiedziałem.- I powiedz Jednookiemu, żeby przysłał impa.Chciałbym, aby kontrolował tłumaczenie Łabędzia.Kiedy nasi goście zbliżyli się, służba padła na twarze.Po raz pierwszy byłem w Taglios świadkiem takiego zachowania.Książę Łabędzia to był naprawdę ktoś.Wierzba przeszedł od razu do rzeczy.- To jest Prahbrindrah Drah, gość, który stoi na czele tego wszystkiego.- A ty dla niego pracujesz.Uśmiechnął się.- W jakiś luźny sposób, można tak powiedzieć.Zostałem powołany do wojska.On chce wiedzieć, czy szukacie zlecenia.- Wiesz, że nie.- Powiedziałem mu.Ale chciał to sprawdzić osobiście.- Prowadzimy poszukiwania.Miałem nadzieję, że wypadło to dostatecznie dramatycznie.- Misja pochodząca od bogów?- Co?- Ci Taglianie są zabobonni.Teraz już powinieneś o tym wiedzieć.Może istnieć sposób na przeprowadzenie tego pomysłu z poszukiwaniami.Misja zesłana przez bogów.Pewien jesteś, że nie mielibyście ochoty zostać na jakiś czas w pobliżu? Zrobić sobie przerwę w podróży.Wiem jakie to męczące, podróżować i podróżować.A mój człowiek potrzebuje kogoś, kto odwaliłby dla niego odrobinę brudnej roboty.Wy, chłopcy, moglibyście trochę zarobić, zajmując się tym wszystkim.- Co, tak naprawdę, wiesz o nas, Łabędź? Wzruszył ramionami.- Opowieści.- Opowieści.Hmm.Prahbrindrah Drah powiedział coś.- On chce wiedzieć, dlaczego ten facet wisi w powietrzu.- Ponieważ chciał wbić mi nóż w plecy.Zaraz po tym, jak ktoś próbował otruć moich strażników.Za chwilę zamierzam zapytać go, dlaczego.Łabędź i Prahbrindrah zaczęli coś między sobą trajkotać.Prahbrindrah zdawał się rozdrażniony.Spojrzał na pieszczoszka Jednookiego i zatrajkotał jeszcze szybciej.- Chce dowiedzieć się więcej o waszej misji.- Słyszałeś wszystko, kiedy płynęliśmy w dół rzeki.Już mu opowiedziałeś.- Człowieku, on stara się być uprzejmy.Wzruszyłem ramionami.- Dlaczego tak interesuje go gromadka ludzi, którym zdarzyło się przejeżdżać przez jego miasto?Łabędź zaczynał zdradzać pewne zdenerwowanie.Zaczynaliśmy powoli dochodzić do sedna sprawy.Prahbrindrah wygłosił parę zdań.Łabędź przetłumaczył:- Prahbrindrah powiada, że mówiłeś dużo o tym, gdzie byłeś.on zresztą z przyjemnością posłuchałby o twoich przygodach, ponieważ interesują go sprawy odległych miejsc i ludzi.oraz o swoich poszukiwaniach, ale nie powiedziałeś, dokąd się tak naprawdę udajesz.- Brzmiało to tak, jakby starał się tłumaczyć bardzo dokładnie.Żabi Pysk skinął lekko głową.Podczas podróży na południe, od Trzeciej Katarakty niewiele zdradziliśmy Łabędziowi oraz jego gromadce.Ukrywaliśmy przed nimi tyleż samo, ile oni przed nami.Zdecydowałem się wypowiedzieć nazwę, którą lepiej może było zatrzymać dla siebie:- Khatovar.Wierzba nie troszczył się o tłumaczenie.Prahbrindrah zagadał coś.- Mówi, że nie powinniście tego robić.- Za późno by się zatrzymać, Łabędź.- Wówczas wpakujecie się w kłopoty, których sobie nawet nie potraficie wyobrazić, kapitanie.Łabędź przetłumaczył.Książę odpowiedział.Wydawał się podniecony.- Szef mówi, że to wasze karki, i możecie sobie skrobać je toporem, gdy przyjdzie wam ochota, ale żaden zdrowy na umyśle człowiek nie wypowiada tej nazwy.Śmierć może spaść na ciebie zanim skończysz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]