Podstrony
- Strona startowa
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- 10.Glen Cook Zolnierze zyja
- Cook Glen Slodki srebrny blues
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (3)
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (2)
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- ksiega est pełna wersja Luke Rhinehart
- psd.Nr6
- Callan Book 4 [Stage 7 & 8] (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast niego wszędzie widać było wielkie bąble gazu, które wydobywały się z ognistej pasty.Pęcherze powietrza uderzały równie mocno i skutecznie jak kowalskie młoty - były gorące i twarde, o czym szybko przekonały się chilkity i kilka nieostrożnych delfinów.Jeden z nich uderzył Vixę w brzuch - właściwie musnął ją tylko, ale starczyło, by wyprzeć jej dech z płuc.Dziewczyna szybko śmignęła ku miastu i wynurzyła się przy jednej z bocznych przystani.Zaczerpnąwszy powietrza, wróciła na pole bitwy.Linia chilkitów odstępowała na obu skrzydłach.Ognisty lud napierał niezmordowanie, wspomagany przez ciężkozbrojnych podmorców.Stojący pośrodku ugrupowania Coryphen wezwał korpus rezerwowy.Z wykopanych wcześniej w piaszczystym dnie dziur wyskoczyły tysiące nowych wojowników.Linie chilkitów zachwiały się i pękły jak pod uderzeniem młota.Pojedyncze potwory łatwo były zabijane przez liczniejszych i szybszych dargonestyjskich oszczepników.Gdziekolwiek zaś chilkity usiłowały stawić zorganizowany opór, natychmiast pojawiali się nieubłagani ogniści kopijnicy.Nowe płomienie ogarnęły kolejne setki potworów.Vixa śmigała wokół, uderzając taranem i ratując Dargonestyjczyków, którym groziło niebezpieczeństwo ze strony ciągle groźnych pojedynczych skorupiaków.W pewnej chwili usłyszała, że przez zgiełk bitwy ktoś wywołuje jej imię.Znieruchomiała, czując ukłucie niepokoju.- Do mnie, morscy bracia! - zawołał ów głos.Vixa ku swemu zdumieniu odkryła, że odwraca się, by popłynąć do wołającego.Nagle na jej drodze pojawił się większy delfin.- Kios? - Wybuch śmiechu przekonał ją.że się myliła.- Naxos! Wódz zmiennokształtnych kiwnął głową.- Jak ci się podoba bitwa, suchostopa? Nie jest to lepsze niż wysysanie powietrza ze starej muszli?- Naxos.nie słyszysz wołania?- To tylko Coryphen.Nie zwracaj na to uwagi.- Nie mogę! - poskarżyła się z przerażeniem.- Wiąże mnie jakiś przymus! - Mówiła prawdę - zew Protektora był dla niej potężnym magnesem, przyciągającym ją ku sobie z nieodpartą siłą.Naxos okrążał ją powoli.- To czary, którymi on posługuje się w stosunku do istot o słabszej woli.Opieraj się.Jesteś wolną istotą!- Morscy bracia! Do mnie! Rozkazuję wam! - Napór woli Coryphena spotężniał i odciągnął ją od Naxosa.- Muszę być posłuszna! - zawołała z rozpaczą w sercu.Opór był niemożliwy.Naxos płynął obok niej.Nad środkowym odcinkiem pola bitwy zebrała się spora grupa delfinów.Manewrując w kotłującej się wodzie, Vixa podążała ku Coryphenowi.Protektor i jego najbliżsi oficerowie dosiadali delfinów niczym koni.Coryphen właśnie wspinał się na grzbiet Kiosa.-Poszli w rozsypkę! – zawołał uradowany Coryphen, używając wodnego języka.- Nadszedł czas, by na zawsze skończyć z chilkitami i pogrążyć je w mroku, z którego wypełzły!Tryumf brzmiący w jego głosie i zwycięskie okrzyki innych Dargonestyjczyków - delfinów i elfów - spowodowały, że i w Vixie zaczęła burzyć się krew.Przyłączyła się do kilkudziesięciu zmiennokształtnych, którzy samotnie i bez jeźdźców krążyli wokół Protektora.- Jestem jedną z was! - zaćwierkała.Coryphen odrzucił swoją tarczę.Jeden z przybocznych podał mu trzy oszczepy.Dzierżąc je razem, Protektor uniósł oręż nad głowę.- Śmierć wrogom Urione! Nie ma pardonu! Nie ma pardonu! - zagrzmiał.W ostatniej szarży na cofającego się już wroga wzięło udział bez mała tysiąc wojowników na delfinach, które runęli na chilkity z góry niczym jastrzębie.Atak poprzedziły harce pojedynczych delfinów, które również bezlitośnie dręczyły zdziesiątkowanych nieprzyjaciół.Skorupa chilkitów była na grzbiecie znacznie cieńsza i łatwo poddawała się pchnięciom oszczepów.Coryphen osobiście zabił sześć stworów, zanim pękła pierwsza z jego trzech włóczni.Zaraz też chwycił w garść drugą.- Dalejże! Dalej! - nawoływał zajadle.- Nie oszczędzać żadnego!Vixa śmigała między potworami, pomagając morskim braciom dopaść każdego chilkita, którego dostrzegli.Ocean wypełniły gęste chmury krwi skorupiaków - woda nabrała słodkawego posmaku.W dali pojawiły się zarysy powalonego muru nad Bruzdą Mortas.Vixa przyspieszyła i przepłynęła przez wyłom.W dole, pod nią, ogarnięte paniką czerwone skorupiaki uciekały w dół mrocznego zbocza przed zemstą morskich elfów.Coryphen jednak nie zamierzał pozwolić im na ucieczkę.Wezwał wszystkich delfinich jeźdźców - którzy poszli w rozsypkę, by wygodniej ścigać pierzchających wrogów - i zebrał wokół siebie ostatni manipuł ognistych lansjerów.Całą tę siłę rzucił za uciekającymi chilkitami.Zmęczeni, lecz radośni podmorcy podążyli za wodzem, kwitując rozkaz wiwatami.Vixa pływała już wyłącznie dzięki instynktowi.Wyczerpanie i znużenie wzięło górę nad jej wolą.Delfiny - obarczone jeźdźcami bądź samotne - zanurzały się coraz głębiej w mroczne wody.Od czasu do czasu któryś z chilkitów odwracał się i stawiał czoło prześladowcom, którzy szybko i sprawnie rozprawiali się z takim zuchwalcem - opóźniało to jednak pościg za resztą.Vixę zdumiewała brawura stworów, ponieważ aż do tej pory uważała je za okrutne i bezmyślne bestie, którymi - jak widać - nie były.Pomagały też rannym towarzyszom, osłaniając ich przed napaściami.Przetrzebiono je jednak tak skutecznie, że teraz akcje tego rodzaju były próbami niemal samobójczymi.Gdziekolwiek zaś zebrały się choćby trzy lub cztery, pojawiali się ogniści lansjerzy - i chilkity ginęły w płomieniach.Wkrótce dno bruzdy oświetlały tuziny małych palenisk.Vixa raz tylko opuściła pole - po to, by nabrać w płuca powietrza.Zanurzając się ponownie i opadając na dno, spostrzegła z góry, że czerwonawy blask wylewający się zza zakrętu Bruzdy - który intrygował ją już wcześniej - nie pochodził od gnomich płomieni.Dno podmorskiego jaru pękło i ze szczeliny wypływała lawa.Czerwony wąż wypełniał rozpadlinę na długości kilku mil.Nagle u jej boku pojawił się Naxos.- Coryphen chce wytrzebić chilkity do ostatniego! - zawołał.- Ale po co? Bitwa już wygrana.- Opanowała go żądza zniszczenia.Chilkity są całkowicie rozbite, on jednak jest pijany zwycięstwem.Morscy bracia są bezzasadnie i niepotrzebnie narażani na niebezpieczeństwo.- Postaram się go przekonać - obiecała i odpłynęła ku szeregom tryumfujących elfów.Nie bardzo wiedziała, jakich użyć argumentów, musiała jednak spróbować.Płynęła teraz wolno wśród ciepłych, rozświetlonych wód podmorskiej bruzdy, unosząc się nad szeregami spieszonych Dargonestyjczyków.Wkrótce znalazła delfina, na którego grzbiecie puszył się zwycięski Coryphen.- Dzień należy do nas, księżniczko! - zawołał na jej widok rozpromieniony Protektor.- Ekscelencjo, rozbiłeś ich ostatecznie i bez reszty.Przerwij tę rzeź.Coryphen potrząsnął głową.- Wszystkie muszą zginąć, wszystkie.Któregoś dnia mogłyby zagrozić naszym dzieciom.- Więc ułóżcie się z nimi.Zawrzyjcie pokój.Nie ma potrzeby, by ginęli kolejni Dargonestyjczycy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]