Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (2)
- 090. Gwiazda PO GWIEDZIE (Troy Denning) 27 lat po Nowa Era Jedi
- CUDZOZIEMIEC Zygmunt Zeydler Zborowski
- Chang Jung Dzikie łabędzie. Trzy c ory Chin
- King Stephen Mroczna Wieza II Powolanie trojki
- Andrzej Sapkowski Czas Pogardy
- Eddings Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet Henryk.Boże chroń ich, nawet on.- Czego chcesz? - zapytał znowu.Jego chrapliwy głos przypominał głos wygłodniałego człowieka,który zobaczył zastawiony stół.Ręka Villama musnęła palce Rosvity.Był to sygnał, którego nie mogła odczytać.Nie mogła też nicpowiedzieć, o nic zapytać, nie w głębokiej ciszy, jaka zapadła w komnacie.Czy możemy jej ufać?Rosvita nie wątpiła już w prawo Anny do noszenia złotego naszyjnika.Wnuczka Taillefera iRadegundis, córka Fidelisa i dziewczyny - podrzutka o imieniu Lavrentia; matematyk o potężnej mocy.Nikt nie mógł zlekceważyć tej kobiety.Anna schyliła się, by podnieść z podłogi kawałek szkła, błękitnego niczym lapis lazuli.Pokazała go nadłoni, dmuchnęła weń leciutko i świetlisty błękitny motyl otworzył swe skrzydła i odleciał, szybkoznikając w ciemnościach.Kiedy zwróciła się do króla, nie uśmiechała się.Kobieta o jej mocy nie musiałasię uśmiechać ani krzywić.- Nie lekceważ mnie, Henryku, królu Wendaru i Varre - powiedziała, zupełnie nie zwracając uwagi naporuszenie panujące wokół.- Bez mojej pomocy nie będziesz miał cesarstwa, którym mógłbyś rządzić.7Każdy człowiek tknięty dotykiem ziemskiej śmiertelności zna cienie i czarne zakamarki, w którychkryje się to, co najmniej oczekiwane: nienawiść, miłość, obawa, namiętność, zazdrość i złość, kłamstwo iprawda.%7ładen człowiek narodzony na ziemi nie jest od nich wolny.Nieważne, jak mocno płonieoczyszczający ogień, ona nigdy nie będzie samym ogniem.Zawsze będzie uwięziona w swoim ciele.Dotknęła ziemi w biegu, na pół klęcząc, z gotowym łukiem.Tutaj, w sferze Jedu, padał lekki śnieg.Przemknęła ponad równiną, pełną wykopów, popękanych głazów, stosów kamieni, nieregularnych fałd.Każda wyniosłość i grudka pokryte były białym puchem.Jej palce stóp zesztywniały z zimna; każdy krokbył agonią i przypominał chodzenie po szpilkach.Nie było to dobre miejsce dla kogoś, kto nie miałubrania.Było to również złe miejsce do bycia uwięzionym w ciele.Oglądając się do tyłu, nie zobaczyła anibramy, ani punktu granicznego, tylko ślady swych stóp, które dymiły, gdy rozgrzewał je krótkotrwałypowiew wzbudzony przez jej przejście.Mogła tylko iść do przodu.To był wszak zawsze jej cel,nieprawdaż? Nigdy nie zamierzała się cofać.Strząsnęła śnieg z włosów.Czuła, jak osiada na jej rzęsach i na końcu nosa.Płatki topniały na jejsutkach i tworzyły płaszcz na ramionach, przetarty w tych miejscach, w których znajdował się skórzanyrzemyk jej kołczanu.Paliły ją uszy.Pomimo zesztywniałych palców miała łuk i strzałę w pogotowiu.Wjaskini złowrogiego Jedu wszystko było możliwe.Musiała spodziewać się najgorszego.W oddali przewalił się piorun.Błysnęło.Na horyzoncie pojawiły się brylantowe iskry.Zatrzymała się.Nie widać było chmur zwiastujących burzę, lecz jedynie bezdennie szare niebo.Nie było mowy o burzy.Najpierw postać ta wydawała się maleńka.Nim jednak Liath zdążyła dwa razyodetchnąć, zrobiła się dwukrotnie większa, a w powietrzu rozległ się dzwięk jej kroków.Liath straciłaoddech.Jej pole widzenia całkowicie przesłonił gigant.Anioł Wojny.W miejscu, gdzie powinny znajdować się oczy, Liath ujrzała świecące lustra.Usta były ogromne igorejące, czerwone jak maki.Ciemne włosy były niczym splątane krzewy.Wyrastały z nich dwaprzerażające rogi, każdy zakończony krwawą skazą.Zbroję anioła tworzyły maski, setki i tysiące masek,przykrywających ogromne ciało.Na każdym ramieniu widniała maska o lustrzanych oczach.Kolanarównież przykrywały maski, połyskujące przy każdym ruchu; umieszczone były nawet na plecach ibrzuchu anioła, każda zastygła w chytrym wyrazie lub grymasie.Lustra zawieszone na całym cielesprawiały, iż anioł zdawał się patrzeć we wszystkich kierunkach.Anioł miał włócznię i miecz, lecz nie tarczę.Maski - lustrzane oczy - były jego tarczą.Tam, gdzie stąpnął, ziemia ożywała.Znieg drżał.Liath widziała, jak skały i głazy przekształcały się wżywe stworzenia.Szedł nie po równinie, a po polu bitewnym, rozciągającym się niewyobrażalnie daleko,pełnym ciał i martwych szczątków zwierząt i roślin.Ciała poległych nie wyglądały jednak na nieżywe.Podnosiły się ze śniegu z bronią w rękach.Najłatwiej było uciec.Liath zdołała wykonać dwa kroki, gdy zorientowała się, że ucieczka nie jest wyjściem.Umarli byliwszędzie.Było ich zbyt wielu, by móc ich zliczyć.Uderzył piorun.Jedu zalśnił, wypełniając całe niebo.Na twarzy anioła pojawił się wyraz wściekłości,który sprawia, że piękna twarz przekształca się w odrażającą.Tysiące ogromnych lustrzanych oczuwpatrzyło się w Liath, choć ich spojrzenie jej nie dostrzegało.W lśniących oczach Liath dostrzegła niesiebie, lecz śmierć na polu walki, żądzę mordu, śmiertelną ranę, ostatni oddech i bąbelki krwi.Na polu pełnym zgniłych kości i połamanej broni pojawiły się mgliste figury, które jednak zaczęłynabierać formy niczym tężejący wosk.Po lewej stronie Liath pozycje zajmowała setka żołnierzy.Każdy znich miał pikę dwa razy dłuższą niż te, które Liath kiedykolwiek widziała.Rozpoznawała wojowników wnapierśnikach i pierzastych hełmach z gobelinów i fresków, którzy nosili sztandary imperium Dariyan.Inne grupy walczących gromadziły się tymczasem na równinie.Niektóre z kohort Liath rozpoznawała -Aoi, Qumanowie i Eikowie.Innych znała tylko z opowieści albo ze snów - centaury, mężczyznidosiadający wielbłądów albo koni, łowcy wiodący swe mastiffy, guivre'y i podrywające się do lotu gryfy.Rozległy się przeróżne dzwięki, rozkazy w tysiącach języków, ryki bestii, hałas maszerującej armii.W sferze Jedu wojna nigdy się nie kończyła.Armia powoli się przybliżała.Falanga po jej lewej stronie zaczęła się posuwać krok za krokiem, rządich sariss nakierował się na nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]