Podstrony
- Strona startowa
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 WÅ‚adca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (3)
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (3)
- Stephen W. Hawking Krotka Historia Czasu
- Downum Amanda Kroniki Nekromantki 01 TonÄ…ce Miasto
- Auel Jean M Rzeka powrotu (SCAN dal 948)
- Duenas Maria Krawcowa z Madrytu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś dobijał się do drzwi, głośno domagając się, żeby je otworzyć. Chcesz tu zostać i wyjaśnić, skąd wzięły się te wszystkie ciała? zapytałrewolwerowiec. Nic mnie to nie obchodzi odparł Eddie. Bez Henry ego to nie maznaczenia.Nic nie ma znaczenia. Może dla ciebie nie ma rzekł Roland ale tu chodzi także o innych,więzniu. Nie nazywaj mnie tak! krzyknął Eddie. Będę cię tak nazywał, dopóki nie udowodnisz mi, że potrafisz wyjść z tejceli, w której siedzisz! odkrzyknął Roland.Zabolało go przy tym gardło, alemimo to ciągnął: Zostaw ten cholerny kawałek miecha i przestań biadolić!Eddie spojrzał na niego.Policzki miał mokre od łez, oczy szeroko otwartei wystraszone. To wasza ostatnia szansa! rozległ się ryk na zewnątrz, ten głos niezwy-kle przypominał Eddiemu głos znanego prezentera telewizyjnego. Jesteścieotoczeni przez brygadę antyterrorystyczną! Powtarzam: Jesteście otoczeni przezbrygadę antyterrorystyczną! A co mnie czeka po tamtej stronie drzwi? zapytał cicho rewolwerowca. No, powiedz.Może wtedy pójdę z tobą.Jeśli jednak spróbujesz mnie okłamać,nie uda ci się. Prawdopodobnie śmierć odparł rewolwerowiec.Ale zanim to nastąpi,nie sądzę, że będziesz się nudził.Chcę, żebyś przyłączył się do mnie.Oczywi-ście nasza misja zapewne zakończy się śmiercią.śmiercią całej naszej czwórkiw jakimś obcym miejscu.Gdybyśmy jednak zdołali się przedrzeć. Jego oczyzabłysły. Gdybyśmy zdołali się przedrzeć, Eddie ujrzałbyś coś, czego w naj-śmielszych marzeniach nie spodziewałeś się zobaczyć. Co? Mroczną Wieżę. Gdzie znajduje się ta Wieża?118 Daleko od plaży, na której mnie znalazłeś.Nie wiem jak daleko. A czym ona jest? Tego też nie wiem.ale domyślam się, że może być czymś w rodzajurygla.Główną zatyczką, utrzymującą razem wszelki byt.Wszelki byt, czas i wy-miar. Wspomniałeś o czwórce.Kim są dwaj pozostali? Nie znam ich, gdyż jeszcze nie zostali wybrani. Tak jak wybrałeś mnie.A raczej, jak chcesz mnie wybrać. Właśnie.Na zewnątrz rozległ się głuchy huk, podobny do wybuchu pocisku z mozdzie-rza.Frontowe okno Krzywej Wieży rozsypało się.Gęste chmury gazu łzawiącegowypełniły cały bar. I jak? zapytał Roland.Mógł złapać Eddiego, w ten sposób powołując do istnienia drzwi i przepchnąćgo przez nie.Eddie jednak ryzykował dla niego życie i walczył z godnością uro-dzonego rewolwerowca, chociaż był niewolnikiem diabelskiego ziela i musiałwalczyć nago jak nowo narodzone dziecię.Roland chciał, aby Eddie sam dokonałwyboru. Misja, przygody, Wieże, inne światy powiedział z nikłym uśmiechemEddie.Nie obejrzeli się, gdy kolejne pociski z gazem łzawiącym wpadły przezokna i z sykiem eksplodowały na podłodze.Pierwsze pasma kwaśnego dymu za-częły sączyć się do gabinetu Balazara. To brzmi lepiej niż w jednej z tychksiążek Edgara Rice a Burroughsa o Marsie, które Henry czytywał mi, kiedy by-liśmy dziećmi.Zapomniałeś tylko o jednym. O czym? O półnagich ślicznotkach.Rewolwerowiec się uśmiechnął. W drodze do Mrocznej Wieży rzekł wszystko jest możliwe.Kolejny spazm wstrząsnął ciałem Eddiego.Podniósł zbroczoną krwią głowębrata, ucałował w szary jak popiół policzek i delikatnie odłożył ją na bok.Wstał. Dobrze powiedział. I tak nie miałem żadnych innych planów nadzisiejszy wieczór. Wez je Roland podał mu jego rzeczy. Włóż przynajmniej buty.Po-kaleczysz sobie nogi.Na chodniku na zewnątrz dwaj policjanci w hełmach z pleksiglasowymi osło-nami twarzy i kevlarowych kuloodpornych kamizelkach rozbili wejściowe drzwiKrzywej Wieży.W łazience Eddie (ubrany w szorty i adidasy) podawał opakowa-nia kefleksu Rolandowi, który upychał je do kieszeni jego dżinsów.Kiedy scho-wał wszystkie, Roland zarzucił prawe ramię na szyję Eddiego, a ten chwycił goza przegub lewej ręki.Nagle pojawiły się przed nimi drzwi prostokąt ciemno-ści.Eddie poczuł, jak wiejący z tamtej strony wiatr odwiewa mu włosy z czoła,119słyszał fale toczące się po kamienistej plaży.Czuł zapach słonego morskiego po-wietrza.I mimo wszystko, mimo bólu i cierpienia, nagle zapragnął zobaczyć tęWieżę, o której mówił Roland.Bardzo chciał ją zobaczyć.Teraz, kiedy Henry nieżył, cóż ten świat miał do zaoferowania Eddiemu? Ich rodzice też nie żyli, a odtrzech lat, od kiedy wpadł w szpony nałogu, nie miał stałej dziewczyny tylkokorowód dziwek, szprycerek i wąchaczek.%7ładnej normalnej.Pieprzyć to.Przeszli przez drzwi.Eddie nawet minimalnie wyprzedził Rolanda.Po drugiej stronie znów poczuł dreszcze i bolesne skurcze mięśni pierwszepoważne objawy odstawienia heroiny.A z nimi przyszły pierwsze niespokojnemyśli. Zaczekaj! krzyknął. Musze tam wrócić na chwilę! Jego biurko!W biurku albo w sąsiednim pokoju! Towar! Jeśli faszerowali Henry ego, to musitam być! Heroina! Potrzebuję jej! Potrzebuję!Błagalnie spojrzał na Rolanda, lecz twarz rewolwerowca była jak wykuta z ka-mienia. Ta część twojego życia skończyła się, Eddie powiedział i wyciągnąłlewą rękę. Nie! wrzasnął Eddie, szarpiąc się z nim. Nie, nic nie rozumiesz,człowieku! Ja jej potrzebuję!Równie dobrze mógł szarpać głaz.Rewolwerowiec zatrzasnął drzwi.Zamknęły się z głuchym, nieodwołalnym łoskotem i upadły na piach.Obłocz-ki piasku trysnęły spod ich krawędzi.Za drzwiami nie było nic, a teraz znikłoteż wypisane na nich słowo.To przejście między światami zostało zamknięte nazawsze. Nie! zaprotestował Eddie, a mewy odpowiedziały mu krzykiem, jakbyz szyderczą pogardą, homarokoszmary zadały swoje pytania, może sugerując, żesłyszałby je znacznie lepiej, gdyby podszedł trochę bliżej.Eddie osunął się na piasek, płacząc i drżąc, wstrząsany skurczami. Ta potrzeba ci przejdzie rzekł rewolwerowiec i zdołał wyjąć jedno opa-kowanie leku z kieszeni dżinsów Eddiego, tak podobnych do jego własnych.Po-nownie udało mu się odczytać niektóre z liter, ale nie wszystkie. Heflet chybatak brzmiało to słowo.Heflet.Lekarstwo z innego świata. Wyleczy lub zabije mruknął Roland i połknął dwie kapsułki.Potemzażył jeszcze trzy astyny, położył się obok Eddiego i przytulił do niego, najlepiejjak mógł.Po pewnym czasie obaj z trudem zasnęli.TasowanieTasowanieTo, co nadeszło po tej nocy, było dla Rolanda przerwą w czasie, czasem wca-le nieistniejącym jako czas.Zapamiętał tylko szereg obrazów, chwil, wyrwanychz kontekstu rozmów.Obrazów migających jak jednookie walety, trójki i dziewiąt-ki oraz Cholerna Suka, Czarna Królowa Pająków w szybko tasowanej talii kart.Pózniej spytał Eddiego, jak długo to trwało, ale Eddie też nie wiedział.Dlanich obu czas przestał istnieć.W piekle nie ma czasu, a każdy z nich był w swo-im własnym piekle: Roland cierpiał męki gorączki i zakażenia, a Eddie udrękinarkotycznego głodu. Niecały tydzień rzekł Eddie. Tylko tyle wiem. Skąd możesz wiedzieć? Ta liczba tabletek wystarczała zaledwie na tydzień.Potem musiało nastąpićjedno lub drugie. Miałem wyzdrowieć lub umrzeć. Właśnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]