Podstrony
- Strona startowa
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t1
- Rodrigues dos Santos Jose Kodeks 632
- Eating Disorders Mario Maj, KathrineJuan Jose Lopez Ibor, Norman Sartorius
- Cook Robin Toksyna (3)
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (3)
- Eddings, Dav
- Lackey Mercedes Cena Magii (SCAN dal 746)
- Tolkien J.R.R Hobbit (3)
- World Without Cancer The Story Of Vitamin b17 G Edward Griffin
- Louis Pommier Dizionario omeopatica d'urgenza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prezes nie podjął rzuconej rękawicy iprzez kilka dni nie wychylał nosa z mieszkania.Ponieważ Antek miał własną wiatrówkę, w braku lepszego programu członkowie dżentel-meni schodzili do piwnicy polować na szczury.Szczurów w kamienicy nie było.Ostateczniestrzelali do świeczek i do butelek.Któregoś dnia wypędził ich z piwnicy dozorca i klub, praktycznie biorąc, przestał istnieć.Takich wypadków nie należy jednak protokołować.30ANTEKOprócz wiatrówki Antek miał jeszcze trzy siostry i psa.Biały, puszysty szpic wabił sięBobuś, ale Antek wołał na niego Aysek lub pieszczotliwie: Aychna.Od święta szpic miał tak-że i nazwisko.Było ono dzwięczne i arystokratyczne jak u arabskiego szeika.Pełna repre-zentacyjna nazwa Bobusia brzmiała: Aychna Ben-Zadek.Bobuś był tak wychowany, że nie zadawał się z nikim spoza kręgu domowników.Nawetdozorca i dozorczyni, których znał doskonale, mieli się przed nim na baczności.Drobneustępstwa czynił jedynie dla Franka i dla pewnej suczki z sąsiedniej kamienicy.Antek nie zawsze pisywał wypracowania z polskiego, jak to usiłowała wmówić kolegomjego mama.W ogóle polski obchodził go może najmniej.Interesował się zupełnie czym in-nym.Po pierwsze, medycyną.Najstarsza siostra Antka była chirurgiem, trochę młodsza stomatologiem.Antek werto-wał grube podręczniki medycyny i wyławiał z nich mądrości niedostępne dla kolegów.Cza-sem imponował im swoją wiedzą, czasem jednak coś mu się poplątało i udowadniał rzeczyzgoła niemożliwe.Mylił chlorofil z chloroformem i hemoglobinę z hemofilią.Drugą pasją Antka było myślistwo.Wujek Antka, nadleśniczy, czasami brał go ze sobą napolowania.Kiedyś to nawet podarował mu starą dubeltówkę.Przez kilka tygodni z rzęduAntek ustawicznie rozbierał ją i składał, mył w nafcie i oliwił, aż pewnego razu wyskoczyłasprężyna i o mało nie wybiła mu oka.Wyobraznia podsunęła Antkowi inną scenę.Opowiadałdługo i barwnie o groznym polowaniu z nagonką, o tym, jak potężny odyniec wyszedł nabezpośredni strzał i jak, padając, uderzył go kłami.Opowieść była bardzo zajmująca i miaławszelkie pozory prawdy.Antka zdemaskowała niechcący najmłodsza siostra, która chodziłado jednej klasy z Krystyną.Chcąc się na niej zemścić, Antek wymyślił zabawę w żywoty świętych i zmusił siostrę dostania przez pół godziny na jednej nodze.Była Szymonem Słupnikiem.W ogóle Antek wynajdywał zawsze osobliwe zabawy.Na przykład podkradał siostrze gipsdentystyczny, rzezbił w nim, a potem razem z Frankiem topili w łyżce wazowej ołów i wle-wali go do gipsowej formy.Antek umiał rysować i ładnie rzezbił.Niektóre odlewy chowalina pamiątkę.Ołowiu zawsze im brakowało.Postanowili zastąpić go metalem, z którego wdrukarniach odlewa się czcionki na linotypach.Ponieważ wstydzili się pójść do drukarni iprosić, namówili znajomego chłopaka, któremu obiecali dać na lody. Co ci zależy? tłumaczył Antek. Pójdziesz i powiesz: Proszę pana, niech pan będziełaskaw dać mi trochę zużytych czcionek.Masz loda, jak znalazł.No, leć!Gdyby chłopak posłuchał Antka, być może udałoby mu się coś wyprosić, ale że był przy-głupi, usiadł pod oknem drukarni i powtarzał jak katarynka: Proszę pana, niech pan mi da trochę startych czcionków! Proszę pana, niech pan mi datrochę startych czcionków! Proszę pana, niech.Po kilku minutach dał się słyszeć rozwścieczony głos: Szoruj na zbity łeb, bo ci kości połamię!Chłopaczek wcale się tym nie zraził i recytował dalej: Proszę pana, niech pan mi da trochę startych czcionków! Proszę.31Franek i Antek kucali ze śmiechu. Wal dalej! Jak jesteś z nami, włos ci z głowy nie spadnie. Proszę pana, niech pan mi da trochę startych czcionków Pro.Przez otwarte okno chlusnął strumień wody i z dalszych prób trzeba było na razie zrezy-gnować. Co robimy? zastanawiał się Antek. Odlewy odpadają, wiatrówka odpada, dubeltówkęszlag trafił. Idziemy na przystań.Zobaczymy, co z kajakami.Franek i Antek mieli na przystani własne kajaki.Na wiosnę zawsze je odnawiali i wszyst-kie dni wolne od nauki spędzali nad wodą.Obydwaj świetnie pływali i wiosłowali i obydwajkochali Wisłę.W każdą niedzielę, jeżeli tylko była pogoda, z samego rana biegli na przystań ispuszczali kajaki na wodę.Potem płynęli w górę rzeki, do Wilanowa albo i dalej, wyciągali jena brzeg i kładli się na bielutkim wiślanym piasku.W drodze powrotnej kajaki puszczali zprądem, a sami płynęli, to wyprzedzając je, to pozostając w tyle.Obydwaj byli muskularni iopaleni.Pobiegli na przystań.Po obejrzeniu kajaków doszli do wniosku, że trzeba je zaszpachlować i poasfaltować dna. Swój chyba pomaluję powiedział Franek. Na jaki kolor? Na biało, a burty na zielono. Widziałem ładną zieleń szmaragdową. Właśnie o takiej myślę.Warto by kupić emalię, ale za droga. Opłaca się malować? Szkoda czasu. Nie ma żadnego czasu odparł Franek. Jak to: nie ma? Zwyczajnie, po polsku.Czas jest względny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]