Podstrony
- Strona startowa
- Henryk Ibsen Dom lalki (nora)
- KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz
- W pustyni i w puszczy Sienkiewicz
- Ogniem i mieczem t.2 Sienkiewicz
- Pajak Henryk Prosto w slepia
- Henryk Rzewuski Pamištki Soplicy
- Bez dogmatu Sienkiewicz
- Kosinski Jerzy Gra (3)
- Sandemo Margit Saga o Ludziach Lodu t03 Otchlan scr
- Umberto Eco Imie Rozy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim Tuhaj-bejowicz zdołał jednym krokiem cofnąć się ku na-miotowi, rzekłbyś: nadludzka siła porwała go i podniosła od ziemi;nagle uczuł, że cisną go jakieś straszne objęcia, że od tego uściskugną się jego kości, pękają żebra, przez chwilę dojrzał jakby we mgletwarz, od której wolałby widzieć szatańską, i omdlał.A tymczasem rozpoczęła się bitwa, a raczej rzez okropna.Burza, ciemność, nieznana liczba napastników, nagłość napadui rozegnanie koni sprawiły, że Lipkowie nie bronili się niemal489Henryk Sienkiewiczwcale.Ogarnęło ich po prostu szaleństwo strachu.Nikt nie wie-dział, dokąd uciekać, gdzie się chronić; wielu nie miało przy sobiebroni, wielu napad pochwycił we śnie - więc odurzeni, obłąkaniz przerażenia, zbijali się w gęste kupy tłocząc się, przewracając,depcąc.Parły ich i obalały piersi końskie, cięły szable, miażdżyłykopyta.Nie tak wicher łamie, niszczy i pustoszy młody bór, nietak wilcy wżerają się w stado oślepłych owiec, jak tratowali i cięliich dragoni.Z jednej strony obłęd, z drugiej wściekłość i zemstadopełniały rozmiaru klęski.Potoki krwi pomieszały się z desz-czem.Lipkom zdawało się, że niebo się na nich wali, że ziemiarozstępuje się pod ich nogami.Aoskot grzmotów, huk piorunów,szum dżdżu, ciemność, groza burzy wtórowały strasznymi odgło-sami rzezi.Konie dragońskie, ogarnięte również przerażeniem,rzucały się jak szalone w gęstwę ludzką, rozrywając ją, łamiąci ścieląc pokotem na ziemi.Wreszcie mniejsze kupy poczęły pierzchać, ale do tego stopniastraciły świadomość miejsca, że uciekały kołem po pobojowisku,zamiast uciekać przed siebie - i uderzając często o siebie, jak dwieprzeciwległe fale, biły się ze sobą, przewracały się wzajem i szły podmiecz.Wreszcie rozproszono resztki zupełnie, rozegnano i ciętow ucieczce i w pogoni bez miłosierdzia, nie biorąc nikogo żywcem,dopóki trąbki w obozowisku nie odwołały pościgu.Nigdy napad nie był bardziej niespodziany, ale też nigdy klę-ska straszniejszą.Trzystu ludzi rozpędziło w cztery strony światablisko dwa tysiące wybornej jazdy przewyższającej nieskończeniesprawnością zwykłe czambuły.Większa część jej leżała mostemwśród czerwonych kałuż utworzonych przez deszcz i krew.Resztaw rozproszeniu uchroniła głowy dzięki ciemności i umykała pieszo,na oślep, nie wiedząc, czy nie biegnie znów pod nóż.Zwycięzcompomogła burza i pomroka, jakby gniew boży walczył po ich stronieprzeciw zdrajcom.490Pan WołodyjowskiNoc już zapadła zupełna, gdy Nowowiejski wyruszył na czeledragonów na powrót ku granicom Rzeczypospolitej.Między mło-dym porucznikiem a wachmistrzem Luśnią szedł koń tabunny,na którego grzbiecie leżał skrępowany powrozami wódz wszystkichLipków, Azja Tuhaj-bejowicz, omdlały i z połamanymi żebrami,ale żyw.Oni zaś obaj spoglądali na niego co chwila tak uważniei troskliwie, jakby skarb wiezli i bali się go uronić.Burza poczęła przechodzić; po niebie cwałowały jeszcze groma-dy chmur, ale w przerwach między nimi poczęły świecić gwiazdy,odbijając się w jeziorkach wody utworzonych na stepie przez ulewę.W oddali, w stronie granic Rzeczypospolitej, huczał jeszcze odczasu do czasu grzmot.491Henryk SienkiewiczRozdział XLIXZbiegowie lipkowscy dali znać o klęsce ordzie białogrodzkiej,gońce zaś od niej ponieśli wieść do Orduihamajunu, to jest docesarskiego obozu, w którym nadzwyczajne uczyniła wrażenie.Pan Nowowiejski nie potrzebował, prawdę mówiąc, umykaćzbyt spiesznie ze swoim łupem do Rzeczypospolitej, bo nie tylkow pierwszej chwili, ale i przez dwa następne dni nikt go nie gonił.Sułtan zdumiał się tak, że nie wiedział, co począć.Na razie wysłałczambuły białogrodzkie i dobrudzkie, by sprawdziły, jakie wojskasą w okolicy.Te poszły niechętnie, bo im o własną skórę chodziło.Tymczasem wieść, podawana z ust do ust, urosła do rozmiarówznacznej klęski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]