Podstrony
- Strona startowa
- Hobb Skrytobójca 3 Wyprawa Skrytobójcy
- Hobb Skrytobójca 2 Królewski Skrytobójca
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Robin Rok interny by sneer
- Clifford Francis Trzecia strona medalu
- Robert A Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa (2)
- Grochola Katarzyna Ja wam pokaze
- linux podrecznik administratora (PL) (4)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Terry Pratchett Zbrojni (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No.W końcu wstałeś zauważył wesoło. Wina? Biszkopty?Wskazał na stolik i krzesła przy kominku.Przecierając oczy, podszedłem do stolika.Czekało na nim artystycznie ułożone je-dzenie.Opadłem na najbliżej stojące krzesło.Język stanął mi kołkiem, a powieki kleiłysię. Nie mam pojęcia, co było w tej herbacie Ciernia, ale nie sądzę, żebym miał ocho-tę napić się jej jeszcze raz.457 A ja nie mam pojęcia, o czym ty mówisz i podejrzewam, że tak jest dla mnie le-piej. Wstał i podszedł do stolika, nalał nam wina, a potem spojrzał na mnie z niesma-kiem. Jesteś beznadziejny, Tomie Borsuczowłosy.Spójrz na siebie.Spisz cały dzień,a potem zjawiasz się z włosami sterczącymi jak druty i w wymiętoszonej starej koszuli.Zwiat nie widział gorszego sługi.Usiadł na drugim krześle.Nie przychodziła mi do głowy żadna sensowna odpowiedz.Z przyjemnością pocią-gnąłem łyk wina.Zastanawiałem się, czy nie zjeść czegoś, ale stwierdziłem, że jakoś niemam apetytu. Jak minął wieczór? Dobrze ci się tańczyło z łowczynią Wawrzyn?Uniósł brew, jakby moje pytanie zaskoczyło go i zdziwiło.Nagle znów zmienił sięw mojego Błazna i uśmiechnął krzywo. Ach, Rycerski, do tej pory powinieneś już wiedzieć, że każda chwila mojego życiato taniec.I z każdą partnerką próbuje inne kroki. Potem, zręcznie jak zawsze, zmie-nił temat, pytając: A czy ty miło spędziłeś wieczór?Wiedziałem co miał na myśli. Tak przyjemnie, jak można było oczekiwać zapewniłem. Ach tak.Wspaniale.Zatem idziesz do miasta?Czytał w moich myślach. Chcę sprawdzić jak się miewa Traf i jak mu idzie w terminie.Chyba, że jestem cipotrzebny tutaj.Przez chwilę przyglądał mi się, jakby czekając aż powiem coś więcej.Potem rzekł: Idz do miasta.Myślę, że to doskonały pomysł.Oczywiście, wieczorem znów za-czną się uroczystości, ale chyba poradzę sobie bez ciebie.Tylko proszę, spróbuj przedopuszczeniem mojej kwatery doprowadzić się do porządku i wyglądać jako tako.Reputacja lorda Złocistego już dość ucierpiała i lepiej by nie mówiono, że jego służbachodzi obszarpana. Spróbuję prychnąłem i powoli wstałem od stołu.Znów wszystko mnie bolało.Błazen usadowił się w jednym z dwóch foteli, twarządo kominka.Z westchnieniem odchylił głowę do tyłu i wyciągnął długie nogi do ognia.Kiedy szedłem w kierunku drzwi do mojej sypialni, usłyszałem jego głos. Rycerski.Wiesz, że cię kocham, prawda?Stanąłem jak wryty. Bardzo bym nie chciał cię zabić ciągnął, znakomicie naśladując mój akcenti barwę głosu.Spojrzałem na niego ze zdumieniem.Podniósł się nieco i ze zbolałymuśmiechem spoglądał na mnie zza oparcia fotela. Nigdy więcej nie próbuj układaćmoich rzeczy.Koszule z werulańskiego jedwabiu należy wieszać, a nie składać. Postaram się zapamiętać powiedziałem pokornie.458Znów opadł na fotel i podniósł kielich z winem. Dobranoc, Rycerski powiedział mi spokojnie.Wróciwszy do mojego pokoju, znalazłem jedną ze starych tunik i spodnie.Ubrałemje i zmarszczyłem brwi.Spodnie był zbyt szerokie w pasie.Głód i trudy wędrów-ki sprawiły, że znacznie schudłem.Strzepnąłem koszulę i skrzywiłem się na widokplam.Wyglądały tak samo jak w dniu, gdy przybyłem do Koziej Twierdzy, tylko że te-raz zacząłem zwracać na nie uwagę.Taki strój był dobry na farmie, lecz jeśli zamie-rzałem pozostać w mieście i uczyć księcia, będę musiał znów ubierać się jak miesz-czanin.Ten wniosek był oczywisty, a jednocześnie wydawał mi się przejawem próżno-ści.Przemyłem twarz stęchłą woda z miski.Patrząc w lusterko, daremnie próbowałemprzygładzić włosy, a potem stwierdziłem że to beznadziejna sprawa i ubrałem płaszcz.Zgasiłem świeczkę.Komnatę lorda Złocistego, przez którą przemykałem jak duch, rozjaśniał teraz tylkoogień na kominku.Przechodzą koło fotela, szepnąłem: Dobranoc, Błaznie.Nie odpowiedział, tylko uniósł wąską dłoń na pożegnanie, wskazującym palcem po-kazując mi drzwi.Wymknąłem się, mając dziwne wrażenie, że o czymś zapomniałem.W zamku panowała radosna atmosfera, gdyż wszyscy szykowali się na kolejną nocucztowania, muzyki i tańców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]