Podstrony
- Strona startowa
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t1
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t.1 (SCAN
- Robin Hobb Czarodziejski Statek t.1
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t.1
- Hobb Robin Misja blazna
- Nancy Kress Hiszpanscy zebracy
- Farkas Viktor Poza granicami wyobrazni (SCAN
- Dick Philip K Trzy stygmaty Palmera Eldritcha
- Peter Zarrow China in War
- Marek Holynski E mailem z Doliny Krzemowej (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dudi.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowiłem bronić umysłu.Wolę nie pamiętać tamtego pobicia.Całamoja obrona sprowadzała się do unikania ciosów, do zmuszania Pioruna, żeby zamną gonił.Zledziłem wzrokiem jego ruchy, próbowałem blokować choć niektó-re ciosy dopóki nie kolidowało to z obroną przed naciskiem Mocy.Strażnicydrwili z mojego braku ducha walki.Raz dostałem tak, że poleciałem na otacza-jących nas żołnierzy; kopniakami i brutalnymi szturchańcami odesłali mnie z po-wrotem do Pioruna.Nie potrafiłem się skupić na strategii.Poruszałem się niezbornie, więc kil-ka moich ciosów, które sięgnęły celu, odniosło niewielki skutek.Z całego sercapragnąłem dać ujście wściekłości, z furią rzucić się na Pioruna i walić w niegojak w worek do ćwiczeń, ale wówczas zostałbym bezbronny wobec Mocy.Nie.Musiałem się mieć na baczności i przetrwać.Kiedy Stanowczy wzmagał nacisk,Piorun miał bardzo łatwe zajęcie, ponieważ pozostawały mi tylko dwa wyjścia:mogłem zasłonić ramionami albo głowę, albo korpus.Piorun nie był drobiazgo-wy, a mnie dobijała świadomość, że stać go na znacznie więcej.Bił tak, żebysprawić ból, a nie zostawić śladów.Raz opuściłem ramiona i spojrzałem Stanow-czemu prosto w twarz.Zyskałem bardzo krótką chwilę satysfakcji, bo po jegotwarzy strumieniami płynął pot.W tej samej chwili dostałem pięścią w nos.Kiedyś Brzeszczot opisał mi dzwięk, jaki się słyszy, gdy ktoś w bójce zła-mie ci nos.Słowa nie oddają prawdy.To był koszmarny odgłos przyprawiającyo mdłości, połączony z niewyobrażalnym bólem, tak wielkim, że nagle stał sięmoim jedynym odczuciem.Zemdlałem.Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny.Ktoś przekręcił mnie na plecy, zba-dał. Złamany nos oświadczył. Piorun, mówiłem, że nie życzę sobie żadnych złamań! książę Władczybył wściekły. Będę musiał przecież pokazać go ludziom.Przynieś mi trochęwina dodał zirytowany, zwracając się do kogoś na boku. Nic nie będzie po nim widać, wasza wysokość zapewnił go ten, kto mniebadał.516Pochylił się nade mną, chwycił za nos i szarpnął.Zabolało gorzej niż złamanie.Znowu zemdlałem.Gdzieś z oddali dobiegały mnie głosy, ale długo trwało, nimwyodrębniłem z nich słowa, a ze słów poskładałem zdania.Głos księcia Władczego: Dlaczego do tej pory się nie bronił? A co konkretnie chcemy z niego wy-dobyć? Wiem tylko, co powiedzieli mi Pogodna i Prawy, wasza wysokość. GłosStanowczego zdradzał zmęczenie. Twierdzili, że był wyczerpany używaniemMocy, a Prawemu nieomal udało się dostać do jego umysłu.Wtedy bękart.rzu-cił się na niego.Prawy był przekonany, że został zaatakowany przez wielkiegowilka.Pogodna widziała na jego ciele ślady pazurów, chociaż bardzo szybko znik-nęły.Usłyszałem skrzypienie drewna, książę Władczy poruszył się w fotelu. No więc niech to zrobi.Chcę zobaczyć to Rozumienie. Pauza. A mo-że jesteś za słaby? Może to Prawego powinienem był zostawić w odwodzie? Mam więcej talentu niż Prawy, wasza wysokość zapewnił Stanowczyspokojnie ale Bastard zna moje zamiary.Ataku Prawego się nie spodziewał.Jest bardzo silny dodał ciszej. Wezże się wreszcie do roboty! rozkazał książę Władczy niecierpliwie.Chciał zobaczyć Rozumienie? Wziąłem głębszy oddech, zebrałem resztki sił.Próbowałem zogniskować gniew na księciu Władczym, odepchnąć go tak, żebysię zatrzymał dopiero na ścianie.Nie mogłem.Ból nie pozwalał mi się skoncen-trować.Pokonały mnie własne mury obronne.Książę Władczy tylko drgnął lekko,przyjrzał mi się uważniej. Odzyskał przytomność zauważył. Werdykt, więzień należy do ciebie.Tylko uważaj na jego nos.W ogóle nie ruszaj twarzy.Resztę łatwo przykryć.Werdykt zużył trochę czasu stawiając mnie na nogi, tylko po to by jednymciosem znowu mnie rozłożyć na ziemi.Znużył mnie ten rytm znacznie wcześniejniż jego.Upadki były równie bolesne jak razy.Nie mogłem ustać na nogach anizasłonić się ramionami.Po trochu zapadałem się w siebie, mniejszy i mniejszy,przyczajony, dopóki ostry ból nie zmuszał mnie do ponownej czujności i do wal-ki.Zazwyczaj tuż przed ponownym omdleniem.Zdałem sobie nagle sprawę, żeksiążę Władczy jest rozradowany.On nie chciał mnie wiązać i katować.Chciał pa-trzeć, jak walczę, jak próbuję się bronić i jak przegrywam.Obserwował też swoichstrażników, zapamiętując bez wątpienia, którzy odwracają oczy.Wykorzystywałmnie, żeby ich ocenić.Nie chciałem myśleć o tym, że mój ból sprawiał mu przy-jemność.Jedyne, co się naprawdę liczyło, to utrzymanie murów obronnych wokółmojej świadomości.Tę bitwę musiałem wygrać.Za czwartym razem odzyskałem przytomność w celi.Obudził mnie koszmar-ny dzwięk sapanie czy pogwizdywanie.To był mój oddech.Leżałem na pod-łodze.Uniosłem rękę, wczepiłem się paznokciami w płaszcz księcia Krzepkiego,517ściągnąłem go z ławy.Spadł częściowo na mnie.Leżałem jeszcze jakiś czas.%7łoł-dacy księcia Władczego byli mu posłuszni.Nic mi nie złamali.Wszystko mniebolało, ale nic nie zostało złamane.Dostałem od nich potężną dawkę bólu, ale odtego się nie umiera.Poczołgałem się do dzbana z wodą.Nie sposób opisać, ile mnie kosztowałowypicie kilku łyków.Miałem spuchnięte i obolałe ręce, na próżno starałem sięnie uderzać brzegiem dzbana o usta.Woda mnie orzezwiła, wyrazniej odczuwa-łem cierpienie.Połówka chleba była na miejscu, a jakże.Rozmoczyłem kawałek,a potem żułem go długo.Smakował jak krew.Piorun obluzował mi zęby i poroz-cinał wargi.Nos był jednym wielkim ogniskiem pulsującego bólu.Nie śmiałemgo dotknąć, choćby opuszkiem palca.Jedzenie nie sprawiało mi przyjemności,przynosiło tylko częściową ulgę od głodu, który wypełznął spoza bólu.Po jakimś czasie usiadłem.Owinąłem się płaszczem i zacząłem myśleć.Ksią-żę Władczy zamierzał mnie katować dotąd, aż zaatakuję Rozumieniem w obec-ności jego żołdaków, którzy potem o tym zaświadczą albo nie zdołam obronićumysłu przed Stanowczym, który wymusi na mnie przyznanie się do winy.Któradroga była bardziej prawdopodobna? Bo że książę wygra, nie miałem wątpliwo-ści.Wyjdę z lochów jedynie martwy.Co mi pozostawało? Mogłem ich sprowoko-wać, żeby mnie pobili na śmierć, zanim użyję Rozumienia albo poddam się MocyStanowczego.Mogłem przyjąć truciznę, przygotowaną dla Osiłka.Była śmiertel-na.To pewne.W moim obecnym stanie umarłbym szybko.W męczarniach.Taka tortura czy inna, co za różnica
[ Pobierz całość w formacie PDF ]