Podstrony
- Strona startowa
- Nowak Zdzislaw Zbojecka wyprawa Hodzy Nasredin
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t1
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t.1 (SCAN
- Alfred Szklarski Tajemnicza wyprawa Tomka (2)
- Szklarski Alfred 5 Tajemnicza wyprawa Tomka
- Robin Hobb Czarodziejski Statek t.1
- Joseph Heller Teraz i Wtedy
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Wszystkie Weyry Pernu
- Szrejter A. Mitologia Germansk
- Herbert Frank Heretycy Diuny (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zaczęła trącić resztkami zupy, którą żołnierze,podrywając się do walki, rozlali na zaśnieżoną drogę.Zacisnąłem szczęki. Widziałeś członków kręgu Mocy? zapytała królowa Ketriken.Pokręciłem głową. Nie widziałem odezwałem się z trudem ale jeden z koni był wyjątko-wo rosły, a ubrania w torbach przy siodle pasowałyby akurat na Mocarnego.Przyinnym znalazłem granatowe stroje, a w takich gustuje Bystry.Było też niewyszu-kane odzienie w sam raz dla Stanowczego.Wymawiałem imiona niewyraznie, jakbym się bał, że mogę zawezwać człon-ków kręgu Mocy.A przecież były to imiona ludzi, których skazałem na pewnąśmierć, bo pozbawiłem koni i prowiantu.Góry położą kres ich żywotom, Mocim nic nie pomoże.Mimo wszystko nie czułem dumy.Wiedziałem też, że nieuwierzę w śmierć wrogów, dopóki nie zobaczę ich kości.Na razie zyskałem tyl-ko pewność, że tej nocy nas nie zaatakują.Wyobraziłem sobie, jak wracają przezfilar, spodziewając się zastać czekającą na nich strawę, ogień i schronienie.Znajdątylko ciemność i mróz.Nie zobaczą krwi na śniegu.Zupa wystygła.Zmusiłem się do jedzenia; szybko przełykałem, nie chcąc po-znać smaku.Maślak grywał na świstułce.Pamiętałem go, siedzącego na stopniachprzy tylnym wyjściu z pomywalni i grającego dla kilku dziewek służebnych.Za-mknąłem oczy, zapragnąłem przypomnieć sobie o nim coś złego.Na próżno.Po-dejrzewałem, że jedyną jego winą była służba niewłaściwemu panu. Bastardzie! Królowa Ketriken jak zawsze czuwała. Nic, nic.Zwyczajnie się zamyśliłem. Jeszcze chwila, a byłbyś zbłądził myślami.Strach był dzisiaj twoim sprzy-mierzeńcem, ale musisz przecież kiedyś spać, a kiedy zaśniesz, trzeba, byś dobrzestrzegł swego umysłu.Członkowie kręgu Mocy po powrocie rozpoznają, kto imwszedł w paradę i ruszą za tobą na łowy.Nie mylę się, prawda?504Oczywiście.Zagrożenie ubrane w słowa zyskało na sile.Wolałbym, żeby roz-mowa nie odbywała się na dodatek w obecności Pustki oraz Wilgi. To może zagramy? odezwała się Pustka.Rozegraliśmy cztery partie.Wygrałem dwukrotnie.W końcu staruszka uło-żyła na planszy prawie same białe piony i dała mi jeden czarny, którym miałemdoprowadzić do zwycięstwa.Próbowałem się skupić na grze, ale byłem za bar-dzo zmęczony.Przypomniało mi się, że już rok minął od dnia, gdy jako martwyopuściłem Kozią Twierdzę.Ponad rok nie spałem we własnym łóżku.Ponad roknie wiedziałem, czy następnego dnia będę miał co jeść.Ponad rok nie trzymałemw ramionach Sikorki, więcej niż rok minęło od dnia, gdy kazała mi odejść nazawsze. Bastardzie, przestań! Pustka wyrwała mnie z zamyślenia. Nie możeszsię poddawać.Musisz być silny. Jestem zbyt zmęczony. Twoi wrogowie byli dziś nieostrożni.Nie spodziewali się, że ich odkryjesz.Nie powtórzą tego błędu. Mam nadzieję, że go nie przeżyją odparłem z pewnością siebie, którejnie czułem. To nie takie proste rzekła Pustka, nieświadoma, jak bardzo jej słowamnie zmroziły. Powiedziałeś, że na dole jest cieplej.Gdy tylko się zorientują,że nie mają zapasów, wrócą do miasta.Mają tam wodę, a na pewno wzięli ze sobąprowiant przynajmniej na jeden dzień.Nie wydaje mi się, żebyśmy mogli ich jużuważać za pokonanych.Zlepun zaskomlał płaczliwie i usiadł obok mnie.Zdusiłem w sobie rozpaczi uspokoiłem go poklepywaniem po karku. Chciałbym po prostu raz móc się wyspać powiedziałem cicho. Samwe własnym umyśle, śniąc własne sny, bez obawy, dokąd się nimi przeniosę i ktomnie napadnie.Bez strachu, że opanuje mnie pożądanie Mocy.Zwyczajnie sięwyspać. Mówiłem bezpośrednio do niej, wiedząc, że doskonale mnie rozumie. Nie mogę ci tego zapewnić odparła spokojnie. Mogę ci podarowaćtylko grę.Zaufaj jej.Używana była przez całe pokolenia ludzi obdarzonych kró-lewską magią, gdy musieli toczyć walkę podobną do twojej.Znowu pochyliłem się nad planszą i zapamiętałem rozstawienie pionów, a kie-dy się położyłem obok trefnisia, miałem zagadkę przed oczyma.Unosiłem się tej nocy na podobieństwo ptaka, gdzieś pomiędzy snem a czu-waniem.Potrafiłem się zatrzymać tuż obok snu i zostać tam, rozmyślając o grzePustki.Niejeden raz wracałem na stronę czuwania.Dostrzegałem słaby blask są-czący się z piecyka i uśpionych towarzyszy dookoła.Kilkakrotnie przykrywałemtrefnisia: za każdym razem jego skóra zdawała się bardziej chłodna, a sen głębszyi spokojniejszy.Królowa Ketriken, Wilga oraz Pustka zmieniały się na warcie.505Zauważyłem, że wilk dotrzymuje towarzystwa królowej.Mnie nadal wykluczanoz nocnego czuwania i byłem za to egoistycznie wdzięczny.Tuż przed świtem znów się przecknąłem.Sprawdziłem, czy trefniś nie zrzuciłkoców, położyłem się i przymknąłem powieki, w nadziei że uda mi się pochwycićjeszcze kilka chwil wytchnienia.Ujrzałem przed sobą kolosalne oko, oddane w najwierniejszych szczegółach.Walczyłem, by rozewrzeć powieki, wyrywałem się ku światu czuwania, lecz zo-stałem pochwycony, zupełnie jakby mnie porwał prąd wsteczny od odbitej fali.Opierałem się całą siłą woli.Wyczuwałem kres snu tuż nad sobą, jak pęcherzykbańki mydlanej, który mógłbym przebić bez trudu, gdybym tylko zdołał go do-sięgnąć.Nie mogłem.Walczyłem, wykrzywiałem twarz w straszliwe grymasy,usiłując otworzyć samowolne powieki.Oko na mnie patrzyło.Jedno ogromne ciemne oko.Nie Stanowczego.KsięciaWładczego.Patrzył na mnie i radował się moimi próżnymi wysiłkami.Więziłmnie bez trudu, niczym muchę pod szklaną misą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]