Podstrony
- Strona startowa
- Pullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Farmer Philip Jose ÂŒwiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materie 01 ZÅ‚oty kompas
- Pullman Philip Mroczne materie 02 Magiczny nóż
- W dol Tim Johnston
- Day Sylvia Tylko mnie poproÂś
- Auel Jean M Wielka wedrowka (SCAN dal 1070)
- Norton Andre Gwiezdne bezdroza
- 0199291454.Oxford.University.Press.USA.Values.and.Virtues.Aristotelianism.in.Contemporary.Ethics.Jan.2007
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy. Jednak nie całkiem rozumiem, co to oznacza poskarżył się Leo. Czyjesteśmy.no wiesz.Pod wpływem tego okropnego narkotyku i.Bezradnie machnął ręką. I obaj zwariowaliśmy, tak? Czy zażywałeś Chew-Z? spytał go Felix. Nie.Od czasu dożylnej iniekcji na Lunie nie. Ja także nie rzekł Blau. Wcale.Zatem to się rozprzestrzenia.Nawetbez zażywania narkotyku.On jest wszędzie; a raczej to jest wszędzie.Dosko-nale; Hepburn- Gilbert będzie zmuszony zrewidować swoje stanowisko.Będziemusiał spojrzeć faktom w twarz.Myślę, że Palmer Eldritch popełnił błąd; za da-leko się posunął. Może nie mógł się powstrzymać powiedział Leo.Może ten przeklęty stwór jest jak pierwotniak; musiał wchłaniać i rozrastaćsię.instynktownie rosnąć i rosnąć.Dopóki się go nie zniszczy, myślał.I mymusimy tego dokonać; szczególnie ja; Homo sapiens evolvens.Ja jestem człowie-kiem przyszłości.Jeżeli ONZ nam pomoże.Jestem Zbawicielem, powiedział sobie, nowej rasy.Zastanawiał się, czy zaraza dotarła już na Ziemię.Cywilizacja PalmerówEldritchów; szarych, chudych, przygarbionych i niezwykle wysokich, a każdy zesztuczną ręką, stalowymi zębami i elektronicznymi oczami.To nie byłoby miłe.On, Zbawiciel, wzdrygał się przed tą wizją.A jeśli to dotknie i nasze umysły? zadawał sobie pytanie.Nie tylko wygląd zewnętrzny, ale i zmieniona mental-ność.Co wtedy z moim planem zabicia tej istoty?Założę się, że to nie jest realne, pomyślał.Wiem, że to ja mam rację, a nieFelix; wciąż jestem pod działaniem pierwszej dawki nigdy nie odzyskałemświadomości, taka jest prawda.Ta myśl przyniosła mu ulgę; wciąż istniała praw-dziwa, nietknięta Ziemia, tylko on majaczył.Obojętnie jak prawdziwy mógł sięwydawać siedzący obok Felix, statek i wspomnienie wizyty na Marsie oraz roz-mowy z Barneyem Mayersonem. Hej, Felix rzekł trącając go łokciem. Jesteś złudzeniem.Rozumiesz?To mój własny świat.Rzecz jasna nie mogę tego udowodnić, ale. Przykro mi odparł lakonicznie Felix Blau. Mylisz się. Ach, daj spokój! W końcu się obudzę, kiedy ten parszywy narkotyk prze-stanie działać.Będę pił dużo płynów, żeby szybciej wypłukać go z organizmu.Pomachał ręką. Stewardesa zawołał. Proszę podać nam drinki.Dla mnie burbon z wo-dą.Spojrzał pytająco na Felixa.175 To samo mruknął tamten. Tyle że z odrobiną lodu.Jednak nie zawiele, ponieważ kiedy się topi, psuje smak.Po chwili stewardesa wróciła z tacą. Z lodem dla pana? spytała Felixa.Była śliczną blondynką o zielonych, błyszczących jak polerowane kamienieoczach, a kiedy się nachyliła, Leo dostrzegł ładnie zarysowane, wydatne piersi.Spojrzał na nie z uznaniem.Jednak zniekształcona szczęka psuła cały efekt.Po-czuł się oszukany, okradziony.Zauważył też, że znikają i oczy za długimi rzęsami.Zmieniły się w.Odwrócił się, rozczarowany i przygnębiony, i nie patrzył, do-póki dziewczyna nie poszła.Uświadomił sobie, że w przypadku kobiet przemianabędzie szczególnie trudna do zniesienia; na przykład bez szczególnej przyjemno-ści myślał o następnym spotkaniu z Roni Fugate. Widziałeś? zapytał Felix. Tak i to dowodzi, że musimy działać szybko powiedział Leo. Zarazjak wylądujemy w Nowym Jorku, odszukamy tego nędznego krętacza, Hepburn-Gilberta. Po co?Leo spojrzał uważnie i wskazał na sztuczne, błyszczące palce, którymi Felixtrzymał kieliszek. Właściwie jestem z nich zadowolony odparł Felix.Tak też myślałem, pomyślał Leo.Właśnie tego się spodziewałem.Jednakwciąż wierzę, że się do ciebie dobiorę; jeżeli nie w tym tygodniu, to w przy-szłym.Jeśli nie w tym miesiącu, to kiedyś.Wiem; już znam siebie i wiem, copotrafię.Wszystko zależy ode mnie.I bardzo dobrze.Na tyle zajrzałem w przy-szłość, aby nigdy nie rezygnować, nawet jeśli będę jedynym, który nie ulegnie,który wciąż zachowa dawny, preeldritchowski sposób życia.Niczym innym, jakwiarą w moc, którą od początku posiadam, nie mogę się podeprzeć i zwyciężyć.Tak więc w pewnym sensie to nie ja; to coś we mnie, czego nawet Palmer Eldritchnie jest w stanie dosięgnąć i wchłonąć, ponieważ jako nie należące do mnie, niemoże być utracone.Czuję, jak rośnie.Znosząc zewnętrzne, nieistotne zmiany, ta-kie jak ramię, oczy i zęby nietknięte przez żaden z trzech stygmatów zła, jakiePalmer Eldritch sprowadził z Proximy; wyobcowanie, oderwanie od rzeczywisto-ści i rozpacz.%7łyliśmy już tysiące lat gnębieni jedną plagą, myślał, która częściowo znisz-czyła naszą świętość płynącą ze zródła lepszego niż Eldritch.A jeśli to nie jestw stanie zupełnie pozbawić nas ducha, to co może tego dokonać? Czy to za-mierza dokończyć dzieła? Jeśli tego chce.jeśli Palmer Eldritch wierzy, że poto tu przybył jest w błędzie.Ponieważ tą siłą zostałem obdarzony bez mojejwiedzy.i n a w e t t a p r a d a w n a z a r a z a n i e z d o ł a ł a m i j e jo d e b r a ć.Widzicie?Mówi mi to mój zewoluowany umysł, pomyślał.Terapia E nie była daremna.176Może pod pewnym względem nie będę żył tak długo jak Palmer Eldritch, lecz podinnym znacznie dłużej; przeżyłem sto tysięcy lat przyspieszonej ewolucji i stałemsię bardzo mądry opłaciło się.Teraz mam pewność.A w kurortach Antarkty-ki znajdę innych, podobnych do mnie; stworzymy gildię Zbawców.Ratującychresztę ludzkości. Hej, Blau powiedział, szturchając sztucznym łokciem siedzącego oboktowarzysza. Jestem waszym potomkiem.Eldritch przybył tu z innej przestrze-ni, a ja z innego czasu.Rozumiesz? Uhm mruknął Felix Blau. Popatrz na moją czaszkę, wysokie czoło; jestem baniogłowy, no nie? A tenczub; nie tylko na szczycie, ale na całej głowie.Więc w moim przypadku tera-pia naprawdę przyniosła wyniki.Zatem jeszcze się nie poddawajcie.Wierzcie wemnie. Dobrze, Leo. Trzymaj się mnie.Będziesz mi potrzebny.Może będę na ciebie patrzył parąlukswidowych, sztucznych, jensenowskich oczu, ale wciąż będę tam, w środku.Dobrze? Dobrze odparł Felix Blau. Jak chcesz, Leo. Leo ? Jak możesz dalej mówić mi Leo ?Sztywno wyprostowany w swoim fotelu, mocno ściskając poręcze, Felix Blauspoglądał na niego błagalnie. Pomyśl, Leo.Na Boga, pomyśl. No tak. Otrzezwiawszy nagle, Leo pokiwał głową; czuł się skarcony. Przepraszam.To chwilowe.Wiem, o co ci chodzi; wiem, czego się obawiasz.Jednak to nic nie znaczy.Po chwili dorzucił: Będę myślał.Już nie zapomnę.Solennie pokiwał głową.Statek pędził dalej, wciąż bliżej i bliżej Ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]