Podstrony
- Strona startowa
- Christian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By James
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- James Wallance Bill Gates i jego imperium Micr
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy (2)
- Jan Filip Vybrane kapitoly ke studiu ustavniho prava pdf
- Eddings Dav
- Sagan Carl Kontakt (3)
- Sapkowski Andrzej Pani Jeziora
- Bagley Desmond Pulapka (2)
- Joanna Chmielewska Wszelki wypadek
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naukowcy z „Szapierona” zastanawiali się, ile z tych problemów zdołały rozwiązać pokolenia uczonych w ciągu milionów lat, jakie minęły od chwili, gdy „Szapieron” opuścił Minerwę.Czy nagłe zniknięcie całej cywilizacji wiązało się z odkryciem jakiejś prawdy o wszechświecie, o której nikomu się nie śniło?Reporterzy interesowali się pragmatycznymi podstawami cywilizacji minerwańskiej, zwłaszcza środkami prowadzenia wymiany handlowej między poszczególnymi osobami i całymi organizacjami.Gospodarka wolnorynkowa oparta na systemie monetarnym w wypadku istot tak pozbawionych ducha współzawodnictwa jak ganimedzi była nie do pomyślenia.Zachodziło więc pytanie, jakimi sposobami istoty pozaziemskie posługiwały się przy ocenie i kontroli zobowiązań jednostki względem reszty społeczeństwa.Ganimedzi stwierdzili, że ich system funkcjonował bez pomocy sił motywacyjnych związanych z zyskiem i nie wymagał żadnej formy płatności.Była to jeszcze jedna dziedzina, w której zasadniczo odmienna psychologia i uwarunkowania ganimedów uniemożliwiały płynny dialog, gdyż goście nie mogli zrozumieć wielu przejawów życia, które na Ziemi były czymś oczywistym.Myśl, że potrzebny jest jakiś system gwarancji, że jednostka musi wkładać do puli społecznej przynajmniej tyle samo, ile z niej bierze, wydała im się niezrozumiała, podobnie jak ustalanie standardu „normalnej” relacji typu daje-bierze; jak twierdzili, każda jednostka ma swój własny miernik w tym względzie, pozwalający jej funkcjonować optymalnie w społeczeństwie, i wybór modelu należy do jej podstawowych praw.Pojęcie konieczności materialnej lub jakiejkolwiek formy przymusu sprawiającego, że jednostka żyje nie tak, jakby tego pragnęła, wydało się ganimedom groteskowym naruszeniem zasad wolności i godności osobistej.Nie mogli zrozumieć, dlaczego miałoby być rzeczą konieczną organizowanie życia społecznego w oparciu o takie zasady.Ale – argumentowali ziemianie – czy istnieje inny sposób zapobieżenia temu, by jednostka stała się wyłącznie biorcą, nie dając nic w zamian? A jeśli nie, to czy społeczność ma jakiekolwiek szansę przetrwania?I tym razem ganimedzi zdawali się nie rozumieć, na czym polega problem.Przecież jednostka ma instynktowną potrzebę dawania i zaspokajanie tej potrzeby jest jednym z podstawowych wymogów życia.Dlaczego – dziwili się – ktoś miałby dobrowolnie pozbawiać się satysfakcji płynącej ze świadomości, że jest potrzebny innym? Ten właśnie instynkt przydatności, miast pobudek finansowych, stanowił siłę motywacyjną ganimeda – on po prostu nie mógłby żyć bez poczucia, że jest komuś potrzebny.Ganimed taki po prostu jest.Najgorsze, co mogłoby mu się przydarzyć, to żyć na koszt społeczeństwa, nie mogąc mu nic dać w zamian.Każdy, kto wybierał ten sposób życia, traktowany był na Minerwie jako anomalia społeczna, jak ktoś, kto potrzebuje pomocy psychiatry, osobnik, któremu należy współczuć jak upośledzonemu umysłowo dziecku.To, że taki model życia na Ziemi dość powszechnie uważany jest za spełnienie marzeń, utwierdziło ganimedów w przekonaniu, że gatunek homo sapiens odziedziczył po selenitach wiele przykrych ułomności.Wyrazili przy tym optymistyczny pogląd, do jakiego doszli po zapoznaniu się z kilkoma ostatnimi dziesięcioleciami historii rodzaju ludzkiego, że natura powoli naprawia te błędy.Gdy konferencja dobiegła końca, Hunt stwierdził, że zaschło mu w gardle i chętnie by się czegoś napił.Zapytał ZORAKA, czy gdzieś w pobliżu można dostać coś do picia, po czym zgodnie z jego instrukcją wyszedł przez główne drzwi pomieszczenia, w którym się znajdował, i skręciwszy w prawo, doszedł korytarzem do holu, gdzie podawano napoje orzeźwiające.Zamówił GBZ z coca-colą – najnowszy hit fuzji dwu kultur; automatyczne urządzenia obsługi zawirowały i po chwili odebrał żądany trunek w jednostce dystrybucyjnej.Rozglądając się w poszukiwaniu wolnego miejsca, odnotował mimochodem fakt, że jest tu jedynym ziemianinem.Było kilku pojedynczych gości, siedzieli również małymi grupkami, lecz większość miejsc była wolna.Upatrzywszy sobie stolik z paroma wolnymi fotelami, podszedł i usiadł.Poza jednym czy dwoma zdawkowymi skinieniami głową, nie zauważył, by któryś z ganimedów zainteresował się nim; gospodarze przyzwyczaili się już do widoku obcych na statku.Spojrzał na popielniczkę i sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów.Na moment zastygł w niedokończonym geście; uświadomił sobie nagle, że ganimedzi nie palą.Przyjrzawszy się jej bliżej, stwierdził, że należy do standardowego wyposażenia SKONZ.Rozejrzał się – na większości stolików popielniczki umieszczono.Jak zwykle ganimedzi pomyśleli o wszystkim – spodziewali się gości-ziemian z okazji konferencji.Westchnął, potrząsając głową w niemym podziwie, po czym zapadł w ogromną, luksusową tapicerkę, starając się o niczym nie myśleć.Nie zauważył stojącej obok Szilohin i z zadumy wyrwał go dopiero brzmiący w tonacji ganimedki głos ZORAKA:– Doktor Hunt, o ile się nie mylę? Dobry wieczór.Podniósł szybko głowę.Poznał ją natychmiast.Skwitowawszy uśmiechem jej słowa, wskazał ręką wolny fotel.Szilohin usiadła, stawiając na stoliku szklaneczkę z napojem.– Widzę, że wpadliśmy na ten sam pomysł – odezwała się.– To zajęcie pobudza pragnienie.– Jeszcze jak!– No.a jak było pana zdaniem?– Wspaniale.Słuchali z otwartymi ustami.Pewnie teraz dyskutują zażarcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]