Podstrony
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Brzeziecki Andrzej Lekcje historii PRL w rozmowach
- Andrzejewski Jerzy Lad serca (SCAN dal 764)
- Drzewinski Andrzej Stalo sie ju Zbior 29
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- Joan of Arc and the Hundred Years War by Deborah A Fraioli (2005)
- Dick Philip K. Król Elfów
- Dodd Christina Romantyczna gra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znię.obrazki.Wciąż te same obrazki.Nie sytuacje, nie sceny, ale obrazki.Ciri na blankach wieży.Nieruchomy obrazek.- I nic więcej? %7ładnych doznań poza wzrokowymi?Nimue wiedziała, rzecz jasna, że śniączka tak zdolna jak Condwiramurs śni wszystkimizmysłami - odbiera sny nie tylko wzrokiem, jak większość ludzi, ale również słuchem,dotykiem, węchem - a nawet smakiem.- Nic - pokręciła głową Condwiramurs.- Tylko.- No, no?- Myśl.Uporczywa myśl.%7łe nad tym jeziorem, w tej wieży wcale nie jestem panią, leczwięzniem.- Pozwól ze mną.Tak, jak Condwiramurs się domyślała, dostęp do tarasu możliwy był tylko z prywatnychkomnat czarodziejki, czyściutkich, pedantycznie porządnych, pachnących drzewemsandałowym, mirrą, lawendą i naftaliną.Trzeba było skorzystać z małych sekretnychdrzwiczek i kręconych schodów prowadzących w dół.Wówczas wchodziło się tam, gdzienależało.Komnata, w odróżnieniu od pozostałych, nie miała na ścianach boazerii ani tapiserii, byławyłącznie pobielona, a przez to bardzo jasna.Tym jaśniejsza, że było to ogromne tryptykoweokno, a raczej szklane drzwi wiodące wprost na zwisający nad jeziorem taras.Jedynymi meblami w komnacie były dwa fotele, olbrzymie zwierciadło w owalnejmahoniowej ramie oraz rodzaj stojaka z poprzecznym poziomym ramieniem, na którymzawieszono gobelin.Gobelin mierzył jakieś pięć stóp na siedem i sięgał frędzlami podłogi.Arras przedstawiał skalne urwisko nad górskim jeziorem.Zamek wtopiony w urwisko,zdający się być częścią skalnej ściany.Zamek, który Condwiramurs dobrze znała.Z licznychilustracji.- Cytadela Vilgefortza, miejsce uwięzienia Yennefer.Miejsce, w którym zakończyła sięlegenda.- Tak jest - przytaknęła pozornie obojętnie Nimue.- Tam zakończyła się legenda,przynajmniej w znanych jej wersjach.Znamy właśnie te wersje, dlatego wydaje się nam, żemamy zakończenie.Ciri uciekła z Wieży Jaskółki, gdzie, jak to wyśniłaś, była więzniem.Gdyzorientowała się, co chcą jej zrobić, uciekła.Legenda podaje wiele wersji tej ucieczki.- Mnie - wtrąciła Condwiramurs - najbardziej podoba się ta z rzucanymi za siebieprzedmiotami.Grzebieniem, jabłkiem i chustką.Ale.- Condwiramurs.- Przepraszam.- Wersji ucieczki jest, jak mówiłam wiele.Ale nadal niezbyt jasne jest, w jaki sposób Ciriz Wieży Jaskółki dostała się wprost do zamku Vilgefortza.Nie możesz wyśnić WieżyJaskółki.Spróbuj wyśnić zamek.Przyjrzyj się uważnie temu gobelinowi.Czy ty mniesłuchasz?- To zwierciadło.Jest magiczne prawda?- Nie.Wyciskam przed nim pryszcze.- Przepraszam.- To zwierciadło Hartmanna - wyjaśniła Nimue, widząc zmarszczony nos i nadąsanąminę adeptki.- Jeśli chcesz, zajrzyj.Ale bądz, proszę, ostrożna.- Czy to prawda - spytała drżącym z podniecenia głosem Condwiramurs - że z Hartmannamożna przejść do innych.- Zwiatów? Owszem.Ale nie od razu, nie bez przygotowań, medytacji, koncentracji icałego mnóstwa innych rzeczy.Zalecając ci ostrożność, myślałam o czymś innym.- O czym?- To działa w obie strony.Z Hartmanna zawsze może coś wyjść.* * *- Wiesz, Nimue.Gdy patrzę na ten gobelin.- Zniłaś?- Zniłam.Ale dziwnie.Z lotu ptaka.Byłam ptakiem.Widziałam ten zamek z zewnątrz.Nie mogłam wejść do środka.Coś broniło dostępu.- Patrz na gobelin - rozkazała Nimue.- Patrz na cytadelę.Patrz na nią uważnie, skupiajuwagę na każdym szczególe.Koncentruj się mocno, ostro wryj ten obraz w pamięci.Chcę,byś się we śnie tam dostała, weszła do środka.Ważne jest, byś tam weszła.* * *Na zewnątrz, za murami zamczyska, musiała hulać iście diabelska zawierucha, wpalenisku komina ogień aż huczał, szybko pożerając polana.Yennefer rozkoszowała sięciepłem.Jej obecne więzienie było, co prawda, o nieba całe cieplejsze od mokrego lochu, wktórym spędziła chyba ze dwa miesiące, ale i tak ząb tam na ząb nie trafiał.W lochu zupełniestraciła rachubę czasu, pózniej też nikt nie śpieszył się z informowaniem jej o datach, ale byłapewna, że jest zima, grudzień, może nawet styczeń.- Jedz, Yennefer - powiedział Vilgefortz.- Jedz, proszę, nie krępuj się.Czarodziejka ani myślała się krępować.Jeżeli zaś dość powolnie i nieporadnie sprawiałasię z kurczakiem, to wyłącznie dlatego, że jej ledwo zagojone palce wciąż były niezgrabne isztywne, trudno było utrzymać w nich nóż i widelec.A jeść rękoma nie chciała - pragnęłazademonstrować Vilgefortzowi i pozostałym biesiadnikom, gościom czarodzieja.Nie znałażadnego z nich.- Z prawdziwą przykrością muszę cię powiadomić - powiedział Vilgefortz, pieszczącpalcami nóżkę kielicha - że Ciri, twoja podopieczna, rozstała się z tym światem.Winić za tomożesz wyłącznie siebie, Yennefer.I twój bezsensowny upór.Jeden z gości, niewysoki i ciemnowłosy mężczyzna, kichnął potężnie, wysmarkał się wbatystową chusteczkę.Nos miał opuchnięty, zaczerwieniony i ewidentnie na amen zatkany,- Za zdrowie - powiedziała Yennefer, która złowieszczymi słowami Vilgefortza nieprzejęła się w ogóle.- Od czegóż to takie okropne przeziębienie, miły panie? Staliście wprzeciągu po kąpieli?Drugi gość, starszy, wielki, chudy, o paskudnie bladych oczach, zarechotał nagle.Przeziębiony zaś, choć twarz skurczyła mu się od złości, podziękował czarodziejce ukłonem ikrótkim zakatarzonym zdaniem.Nie dość krótkim, by nie ułowiła nilfgaardzkiego akcentu.Vilgefortz odwrócił ku niej twarz.Nie nosił już na głowie złotego rusztowania anikryształowej soczewki w oczodole, ale wyglądał jeszcze okropniej niż wtedy, latem, gdyzobaczyła go okaleczonego po raz pierwszy.Regenerowana lewa gałka oczna była jużsprawna, ale znacznie mniejsza od prawej.Widok zapierał dech.- Ty, Yennefer - wycedził - mniemasz pewnie, że kłamię, że usidlam cię, próbujępodejść.W jakim celu miałbym to robić? Wieścią o śmierci Ciri przejąłem się tak samo jakty, co ja mówię, bardziej niż ty.Koniec końców, ja wiązałem z dzieweczką bardzo konkretnenadzieje, układałem plany mające zdecydować o mojej przyszłości.Teraz dziewczyna nieżyje, a moje plany runęły.- To dobrze.- Yennefer, z trudem utrzymując nóż w sztywnych palcach, kroiła nadzianyśliwkami schab
[ Pobierz całość w formacie PDF ]