Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (2)
- Willocks Tim DwanaÂścioro z Paryża
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojąwszy wrogie zamiary czarownika, wyrwał zza pasa kindżał i runął na niego jak burza.Jednak hipnoza nie była jedyną bronią Khemsy.Patrząca z boku Jasmina nie dostrzegła chytrego uniku czy też czaru, dzięki któremu człowiek w zielonym turbanie uchylił się przed straszliwym pchnięciem wymierzonym w brzuch.Wąskie ostrze przeszło mu pod pachą i Jaśminie wydało się, że Khemsa tylko musnął otwartą dłonią masywny kark Conana - lecz Cymerianin z łoskotem zwalił się na ziemię.Jednak cios nie zabił go; padając złagodził impet upadku lewą ręką, jednocześnie wymierzając zamaszyste cięcie w nogi Khemsy, który uniknął ciosu tylko dzięki całkiem nie czarodziejskiemu susowi w tył.Nagle Jasmina krzyknęła głośno, widząc jak kobieta, w której rozpoznała Gitarę, wysuwa się zza skał i staje u boku człowieka w zielonym turbanie.Słowa powitania zamarły na ustach Devi, gdy zobaczyła złość malującą się na pięknej twarzy dziewczyny.Conan podnosił się wolno, wstrząśnięty i oszołomiony potwornie silnym ciosem, który - zadany według reguł sztuki zapomnianej na długo przed pogrążeniem się Atlantydy w fale oceanu - złamałby kark każdego przeciętnego człowieka jak spróchniałą gałąź.Khemsa spojrzał na niego uważnie i trochę niepewnie.Mag poznał w pełni swą siłę, gdy musiał stawić czoło nożom rozwścieczonych Wazulisów w rozpadlinie przy wiosce Kurum, jednak odporność Cymerianina chyba odrobinę zachwiała jego nowo nabytą pewnością siebie.Podstawą magii jest sukces, nie porażka.Khemsa ruszył naprzód podnosząc rękę.i nagle zamarł z uniesionym ramieniem, patrząc w górę szeroko otwartymi oczami.Conan mimowolnie też spojrzał w tym kierunku, tak samo jak obie kobiety: skulona przy dygoczącym wierzchowcu Jasmina i dziewczyna Khemsy.Po górskich zboczach toczyła się purpurowa, stożkowata chmura, jak wirujący obłok błyszczącego pyłu niesiony wiatrem.Twarz Khemsy przybrała barwę popiołu; ręka mu zadrżała i opadła bezwładnie.Stojąca przy nim dziewczyna, wyczuwając zachodzącą w nim zamianę, spojrzała badawczo.Purpurowy obłok spłynął po zboczu góry i zatoczywszy długi łuk wylądował na skalnej półce między Conanem a Khemsa, który odskoczył ze zduszonym okrzykiem.Cofnął się, ciągnąc za sobą dziewczynę i kurczowo zaciskając dłoń na jej ramieniu.Purpurowa chmura przez chwilę stała w miejscu, wirując z oszałamiającą szybkością niczym bąk puszczony w ruch.Później, bez ostrzeżenia, zniknęła niespodziewanie, jak rozpryskująca się bańka mydlana.Na skale stali czterej mężczyźni.To było nieprawdopodobne, niemożliwe, a jednak nie duchy czy zjawy, lecz czterej wysocy mężczyźni o wygolonych czaszkach, w czarnych togach kryjących ich stopy i dłonie, naprawdę stanęli tam w milczeniu, zgodnie kiwając ptasimi głowami.Patrzyli na Khemsę, lecz stojący za ich plecami Conan poczuł, że krew płynąca mu w żyłach zamienia się w lód.Podniósł się i cofnął powoli, aż plecami dotknął sierści drżącego rumaka, a ramieniem mógł objąć wystraszoną Devi.Nie padło ani jedno słowo.Cisza zaległa wokół jak ciężki całun.Wszyscy czterej mężczyźni w czarnych togach patrzyli na Khemsę.Ich twarze o ptasich rysach były pozbawione wyrazu, a spojrzenia nieruchome i skupione.Khemsa trząsł się jak w febrze; stopami mocno wpierał się w skałę, a mięśnie łydek miał napięte w ogromnym wysiłku.Pot spływał strumieniami po jego smagłej twarzy.Prawą dłoń zaciskał tak mocno na czymś ukrytym pod brązową togą, że krew odpłynęła mu z posiniałej ręki.Lewą dłoń położył na ramieniu Gitary i zacisnął ją kurczowo, rozpaczliwym chwytem topiącego się człowieka.Dziewczyna nie skrzywiła się i nie jęknęła, chociaż palce Khemsy wpijały się w jej ciało jak szpony.Wiodąc niespokojne życie Conan był świadkiem setek bitew, ale nigdy nie widział takiej jak ta, w której połączone siły czterech demonów zmagały się z jedną, równie diabelską mocą.Jednak Cymerianin zaledwie wyczuwał istotę tych koszmarnych zmagań.Przyparty do muru, osaczony przez swych dawnych panów, Khemsa walczył o życie używając wszystkich mrocznych sposobów, całej swej przerażającej wiedzy, jaką posiadł w ciągu długich, ponurych lat nowicjatu i wasalstwa.Był silniejszy, niż myślał, a konieczność użycia tej siły we własnej obronie wyzwoliła w nim niespodziewane zasoby energii.Strach i rozpacz zwielokrotniły tę siłę.Chwiał się pod bezlitosnym naporem czterech par oczu, ale nie ustępował pola.Jego twarz wykrzywił zwierzęcy grymas bólu, a ciało prężyło się jak łamane kołem.Była to wojna dusz, wypaczonych umysłów nurzających się w wiedzy niedostępnej człowiekowi od miliona lat; bitwa mózgów, które zgłębiły otchłanie mroku i poznały czarne gwiazdy, rodzące koszmary.Jasmina rozumiała to lepiej niż Conan.I domyślała się, dlaczego Khemsa mógł wytrzymać skoncentrowane uderzenie czterech umysłów, których wola była w stanie rozbić na atomy skałę, na której stał.Przyczyną tego była dziewczyna, którą przyciskał do siebie z siłą rozpaczy.Ona była kotwicą jego znękanej duszy, druzgotanej falami psychicznych emocji.Siłą Khemsy była jego słabość.Miłość do dziewczyny, choć może gwałtowna i zła, stanowiła jednak więź łączącą go z resztą ludzkości, dając oparcie dla dźwigni jego woli, tworząc łańcuch, którego nie mogli rozerwać upiorni wrogowie; a przynajmniej nie mogli rozerwać tego ogniwa, jakim był Khemsa.Zrozumieli to prędzej niż on.Jeden z nich przesunął swe spojrzenie na Gitarę.Tu nie napotkał oporu.Dziewczyna skurczyła się i oklapła jak zeschły liść.Wiedziona przemożnym nakazem wyrwała się z uścisku kochanka, zanim ten pojął, co się dzieje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]