Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Rowni bogom Asimov Isaac
- Pamietniki.Rudolfa.HĂśssa
- Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.1 (3
- ÂŚwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian
- Karlheinz Deschner Opus Diaboli
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak - odparła Kasieńka z zakłopotaniem.- Wie pani, ja nie ma doświadczenia.A pani? Pani umie robić awantury? Barbara patrzyła na nią przez chwilę w milczeniu.- O, tak.- odparła wreszcie z wolna głosem rozmarzonej tygrysicy.Kasieńka poczuła wzmożony przypływ zainteresowania.Uznała, że bezwzględnie musi z tą kobietą porozmawiać obszerniej.Wyszła do kuchni i postawiła na gazie czajnik z wodą.- Napijemy się kawy - powiedziała z ożywieniem.- Bo widzi pani, ja mam kilka problemów.W godzinę później obie damy pogrążone już były bez reszty w nader zajmującej konwersacji.Wachlarz konsultowanych zagadnień rozszerzał się z minuty na minutę, a wątła z początku nić wzajemnego zainteresowania i sympatii nabierała cech liny okrętowej.Siedzący w pracowni Lesio skracał sobie czas oczekiwania bohaterskim śpiewem i upojnymi marzeniami.Po dwóch godzinach jednakże zmarzły mu nogi i poczuł się głodny, zwrócił więc myśl ku tematom przyziemnym.Gdzie, u diabła, podziewa się ten Janusz z jego ubraniem? Wpadł pod tramwaj czy co? Na dobrą sprawę w ciągu dwóch godzin można już było dojść do jego domu i wrócić nawet na piechotę! A może rozszalała Kasieńka nie poprzestała na dziwnych czynach ostatniej nocy i kontynuuje niepojętą działalność, odmawiając mu teraz odzieży?.Zaniepokojony zdjął przeszkadzające mu ręczniki z nóg, podszedł do telefonu i wykręcił swój własny numer.Głos żony w słuchawce tak go w pierwszej chwili przeraził, że nie odzywając się, rzucił ją czym prędzej na aparat.Potem jednakże przyszła mu do głowy straszna myśl.Jego żona jest w domu?.To co ten Janusz robi tam tyle czasu?!.Śmiertelnie oburzony i pełen podejrzeń wykręcił numer po raz drugi.- Słucham - powiedziała Kasieńka głosem jakby nieco zniecierpliwionym.- Co to znaczy? - powiedział Lesio.- Co wy tam robicie tyle czasu? Może ja bym też wziął udział w tych rozrywkach?- Mowy nie ma - odparła stanowczo Kasieńka.- Jestem zajęta.Nie zawracaj nam głowy.I odłożyła słuchawkę.Lesio zdrętwiał.W mgnieniu oka wyobraźnia ukazała mu obraz jego żony w ramionach tej świni, obraz odrażający, wyuzdany, rozpustny!.Więc do tego już doszło?!.Ta kobieta nie ma czci, sumienia, wstydu! I ten Janusz!.I to kolega, przyjaciel!.Obłudne, rozpasane bydlę! Nie, on tego tak zostawić nie może!.Klepiąc w podłogę bosymi stopami popędził do szatni, gdzie wisiała kupa zwiędłych łachów, będących nie tak dawno jego ubraniem.Marynarka prezentowała się jeszcze jako tako, wyglądała po prostu jak bardzo zniszczona i brudna marynarka, ale płaszcz, a co gorsza spodnie, przedstawiały sobą obraz nędzy i rozpaczy.O skarpetkach nie warto było nawet myśleć.Z rozpaczą i wściekłością w duszy Lesio obejrzał zmiętoszone, jakby nieco tłuste, ciemnobrązowe szczątki, rzucił je na podłogę i popędził z powrotem do pokoju.Chwycił słuchawkę z zamiarem zakłócenia rozgrywającej się w jego domu idylli przynajmniej akustycznie, ale rozmyślił się w połowie nakręcania numeru.Nie, to na nic, spłoszy tę parę wyuzdanych złoczyńców, nie złapie ich osobiście na gorącym uczynku, a przez telefon nie da przecież Januszowi po mordzie! Musi się tam dostać! Musi! I to natychmiast!.W kwadrans po telefonie Lesia Barbara i Kasieńka uprzytomniły sobie nagle, co ten telefon oznaczał.Zaabsorbowane konwersacją, dwoma francuskimi żurnalami, oceną całej kolekcji posiadanych kosmetyków i szczegółową analizą wad, zalet i upodobań mężów, zapomniały całkowicie o przyczynie zawarcia znajomości.W okropnym pośpiechu, poruszone nieco wyrzutami sumienia, zapakowały przygotowaną już odzież i umówiwszy się na najbliższą przyszłość, rozstały się z obustronnym żalem.Każda z nich odkryła w drugiej nad wyraz dla siebie interesujące cechy charakteru i obie postanowiły kontynuować i zacieśnić świeżo nawiązane kontakty.Przepełniony od stóp do głów śmiertelnym oburzeniem Lesio, po kilkakrotnym przemierzeniu biegiem trasy szatnia-pokój i z powrotem, podjął dramatyczną decyzję.Z determinacją naciągnął na fartuchy marynarkę, na bose nogi włożył buty, przy czym czyniąc to wzdrygnął się ze wstrętem, bo buty robiły wrażenie wypełnionych czymś śliskim i obrzydliwym, chwycił do ręki zwinięte w kłąb spodnie, płaszcz, krawat i koszulę i wybiegł z pracowni.Na dole wyjrzał ostrożnie z bramy i wyczekawszy chwili, kiedy na ulicy było mało ludzi, wyskoczył i przebiegł szybko na drugą stronę.Zamierzał łapać samochody, przejeżdżające Kredytową tylko w jednym kierunku.Do postoju taksówek nie śmiał iść, obawiając się spotkania jakiegoś milicjanta.Ukrył się więc w przeciwległej bramie i czyniąc z niej nagłe wypady usiłował zatrzymywać wszystko, cokolwiek przejeżdżało.Dwie wolne taksówki na widok wyskakującego znienacka z bramy dziwnie wyglądającego faceta gwałtownie dodały gazu.Inne samochody, przejechawszy obok Lesia, zwalniały, po czym, gdy ruszał w ich kierunku, przyśpieszały z niezwykłym zrywem.Nieliczni przechodnie oglądali się, przystając w bezpiecznej odległości.Lesia zaczęła ogarniać rozpacz.Nogi mu marzły w śliskim wnętrzu butów, niedokładnie zwinięta eks-odzież wypadała mu z rąk, a co najgorsze, z tyłu, za nim, u drugiego wylotu bramy zebrała się gromadka dzieci, żywo komentujących sensacyjne zjawisko.Zaintrygowana zbiegowiskiem dzieci dozorczyni wyszła zobaczyć, co też takiego dzieje się w jej bramie, i na widok miotającego się tam i z powrotem osobnika, ubranego w marynarkę, spod której wystawało mu coś w rodzaju krótkiej, beżowej spódnicy i gołe nogi, machającego trzymanymi w rękach strasznymi zwisającymi na wszystkie strony łachmanami, zachłysnęła się przerażeniem.- Wariat!!! - rozległ się za Lesiem przeraźliwy, histeryczny okrzyk.- Ratunku!!! Milicja!!!.Doprowadzony do ostateczności Lesio obejrzał się, zawahał, po czym nagle wyskoczył z bramy, ruszając wprost na znieruchomiałą grupkę przechodniów, stojących mu na drodze do postoju taksówek.Na moment mignęła mu w głowie obawa, że będą go chcieli zatrzymać, nie zastanawiając się więc już nad tym, co czyni, wyszczerzył zęby i runął wprost na nich, wściekle warcząc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]