Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Willocks Tim DwanaÂścioro z Paryża
- O Monte Cinco
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dacia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Powiedziała, że potrafi zaradzić czemuś takiemu." Żachnął się i przewrócił na bok.Czy te sny są naprawdę takie straszne, żeby aż wołać na pomoc Aes Sedai? A z drugiej strony, czy mógł zrobić coś jeszcze gorszego, niż robił teraz? Wyjechał z Dwu Rzek u boku Aes Sedai.Ale naturalnie nie miał innego wyjścia.Czy teraz mógł jej zaufać? Zawierzyć Aes Sedai? Myśl o tym wydawała mu się równie straszna jak sny.Skulił się pod kocem i tak, jak go uczył Tam usiłował odnaleźć spokój w pustce, sen jednak długo nie nadchodził.ROZDZIAŁ 15OBCY I PRZYJACIELEPromienie słoneczne zlewające się na łóżko Randa obudziły go.wreszcie z głębokiego, choć niespokojnego snu.Nakrył głowę poduszką, ale światło wciąż go raziło, zresztą nie chciał już dłużej spać.Po tym pierwszym śnie opadły go jeszcze inne, mimo iż nie zapamiętał ich, miał już dosyć dręczących wizji.Z westchnieniem odrzucił poduszkę na bok, przeciągnął się i usiadł.Na powrót poczuł ból we wszystkich mięśniach, choć przedtem sądził, że kąpiel go wypędziła.Bolała go również głowa.Nic dziwnego, po takim śnie każdy by miał migrenę.Wspomnienie pozostałych koszmarów rozwiało się, natrętna pamięć wciąż podsuwała obrazy spotkania z Shai'tanem.Pozostałe łóżka były puste.Światło ukośnie wlewało się przez okno, słońce stało już wysoko na horyzoncie.O tej porze na farmie, już dawno byłby po śniadaniu, krzątając się przy codziennych obowiązkach.Wygramolił się z łóżka, mrucząc coś do siebie ze złością.Trzeba było zwiedzić miasto, a oni go nawet nie obudzili.Chociaż tyle, że ktoś dopilnował, by znalazła się dla niego woda w dzbanie, nawet jeszcze ciepła.Umył się i ubrał pośpiesznie, wahając chwilę, czy przypasać miecz Tama.Lan i Thom zostawili swoje sakwy i koce w pokoju, ale broni Strażnika nigdzie nie było widać.W Polu Emonda Lan zawsze nosił ją przy sobie, nawet jeśli nie miał po temu żadnych widocznych powodów.Rand pomyślał, że nie zaszkodzi naśladować tamtego i, wmawiając sobie, że nie powoduj nim dawne marzenia o paradowaniu po ulicach prawdziwego miasta z mieczem, przypasał go sobie, a płaszcz przerzucił przez ramię.Przeskakując po dwa stopnie, zbiegł do kuchni.Uznał, że stanowi ona z pewnością najzupełniej odpowiednie miejsce, w którym można naprędce coś przegryźć.Na pobyt w Baerlon przeznaczyli wszak tylko jeden dzień, a czas uciekał."Krew i popioły, naprawdę mogli mnie obudzić."W kuchni zastał pana Fitch, który właśnie kłócił się z zażywną kobietą o rękach ubielonych mąką po łokcie.Najwyraźniej była to kucharka i właściwie to ona kłóciła się z oberżystą i wygrażała mu palcem przed samym nosem.Pokojówki, pomywaczki, bufetowi i chłopcy pomagający przy rożnie uwijali się przy swoich obowiązkach, starannie unikając szalejącej obok nich burzy.-.mój Cirri to dobry kot - dowodziła ostrym tonem kucharka - i nie chcę słyszeć na jego temat nic złego, zrozumieliście? Moim zdaniem, wam się nie podoba, że on wykonuje swą pracę aż za dobrze.- Miałem skargi - wtrącił się w ten potok słów pan Fitch.- Skargi, paniusiu.Połowa gości.- Nie będę tego słuchać.Nie będę i już.Jeśli oni chcą się skarżyć na mojego kota, to niech sami sobie gotują.Moja biedna, stara kocina, kto będzie tu za ciebie pracował, ty i ja, dwa biedactwa, odejdziemy stąd tam, gdzie nas lepiej docenią, a wtedy zobaczycie.Rozwiązała fartuch i zaczęła go zdejmować przez głowę.- Nie! - wrzasnął Fitch i skoczył, aby ją powstrzymać.Oboje zaczęli kręcić się w kółko - kucharka usiłowała zdjąć fartuch, a on próbował jej w tym przeszkodzić.- Nie, Saro - wydyszał.- Nie trzeba.Powiadam, nie trzeba! Co ja bym bez ciebie zrobił? Cirri to świetny kot.Znakomity kot.To najlepszy kot w całym Baerlon.Jeśli ktoś jeszcze się poskarży, to rozkażę mu, by podziękował kotu za jego pracę.Tak właśnie, podziękować.Nie wolno ci odejść.Saro? Saro!Kucharka przestała biegać w kółko, udało się jej wyrwać fartuch z rąk oberżysty.- No już dobrze.Dobrze.Ściskała fartuch, ale jeszcze go nie zawiązała.- Ale jeśli chcecie, aby coś dzisiaj było na obiad, to lepiej się stąd wynieście, żebym coś mogła uszykować.Chyba, że sami zabierzecie się za gotowanie?Udała, że wręcza mu fartuch.Pan Fitch cofnął się, rozkładając szeroko ręce.Otworzył usta, a potem zatrzymał się i rozejrzał po swym otoczeniu, jakby widział je po raz pierwszy.Pozostałe kobiety nadal ignorowały kucharkę i oberżystę, a Rand zaczął intensywnie przeszukiwać kieszenie płaszcza.Z wyjątkiem monety, którą dostał od Moiraine, znalazł tylko parę miedziaków i garść śmieci: nóż, kamyk do ostrzenia, dwie zapasowe cięciwy do łuku oraz kawałek sznurka, z rodzaju tych, które zawsze mogą się do czegoś przydać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]