Podstrony
- Strona startowa
- Zelazny Roger Kraina Przemian (SCAN dal 709)
- Jonathan Carroll Kraina Chichów
- Zelazny Roger Kraina Przemian
- Smith Lisa Jane Wizje w mroku Opętany
- Marr Melissa Wróżki 02 Król Mroku
- Know your Enemy Robert Henry Williams
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Professional Feature Writing Bruce Garrison(3)
- Camus Albert Upadek
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Będę potrzebował snu, zanim wyruszę dzisiaj w nocy.Jest czas na spacer, jeżeli zechcesz pójść ze mną.Spojrzała na mnie poważnie swymi zielonymi oczami.Skinęła głową, obeszła stół dookoła i wyciągnęła do mnie rękę.Chwyciłem jej dłoń i zaczęliśmy schodzić po stopniach aż do wylotu jaskini.Potem szliśmy górską doliną, nic do siebie nie mówiąc.Pozwoliłem jej prowadzić.Posuwaliśmy się w milczeniu do górnego krańca doliny.Obok szemrał strumyk.Arles stąpała bardzo lekko.Za nią falował jasny, mglisty welon włosów utkany jak pajęczyna.Zastanawiałem się, czy celowo opierała drugą rękę na futerale broni, którą miała u boku.Trudno było mi skupić na niej całą uwagę albo przejmować się, czy ona wie, kim jestem.W głębi doliny, całym swym pięknem i szatańskim urokiem majaczyła mi przed oczyma twarz Medei, twarz, której żaden mężczyzna nigdy nie potrafiłby zapomnieć.Przez chwilę byłem wściekły na samo wspomnienie, że Edward Bond w moim ciele przyjmował ostatniej nocy pocałunki przeznaczone dla Ganelona.Tak, dzisiaj w nocy znów ją zobaczę, zanim umrze z mojej ręki.Ujrzałem oczyma duszy tamtą maleńką dróżkę na makiecie, wijącą się w dół z Zaniku Zgromadzenia do świątyni ofiarnej.Wiedziałem, że w którymś momencie nadchodzącej nocy prawdziwą drogą znów przejedzie kawalkada, tak jak jechała ostatnio ze mną.Wzdłuż drogi znów będą się ukrywać leśni ludzie, a ja znów poprowadzę ich przeciwko Zgromadzeniu.Tym razem wynik będzie zupełnie inny, przechodzący wszelkie oczekiwania Buntowników i Zgromadzenia.Cóż za dziwne nici uprzędły Norny.Poprzedniej nocy byłem Edwardem Bondem, dzisiaj jestem Ganelonem, który poprowadzić ma tych samych ludzi do takiej samej walki przeciwko temu samemu wrogowi, lecz z zamiarem tak różnym, jak różni się noc od dnia.Obaj pozostaniemy śmiertelnymi wrogami, chociaż w jakiś przedziwny sposób, na zasadzie rozszczepienia dzielimy ze sobą wspólne ciało.Jesteśmy wrogami, chociaż nigdy się nie spotkaliśmy ani nie mogli ze sobą zetknąć pomimo jedności cielesnej.To zbyt niezwykła zagadka, aby dało się ją rozwiązać.- Edwardzie - tuż obok odezwał się głos.Miałem przed sobą Arles spoglądającą na mnie tym samym tajemniczym wzrokiem, którym tak często mnie dzisiaj obdarzała.- Edwardzie, czy ona jest bardzo piękna?- Kto? - wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia.- Czarodziejka.Czarodziejka ze Zgromadzenia.Medea.Prawie że roześmiałem się w głos.Czyżby to był powód trwającej cały dzień powściągliwości ze strony Arles? Czyżby uważała, że przyczyną mojej dezercji i zmian, jakie we mnie wyczuwała, była czarująca rywalka? W każdym razie powinienem rozproszyć te obawy.Przywołałem Llyra, aby wybaczył mi kłamstwo, i wziąłem Arles w ramiona.- Ani na tym świecie, ani na Ziemi nie ma drugiej takiej kobiety, która chociaż w części dorównywałaby urodą tobie, kochanie - powiedziałem.Mimo to Arles patrzyła na mnie z powagą.- Będę zadowolona dopiero wtedy, kiedy naprawdę będziesz tak uważał, Edwardzie - odparła.- Teraz tak nie myślisz i dobrze o tym wiem.- Kiedy zacząłem zaprzeczać, przyłożyła mi palce do ust.- Nie mówmy już o niej.Jest przecież czarodziejką.Włada mocami, których żadne z nas nie potrafiłoby odeprzeć.To nie moja ani nie twoja wina, że jest zbyt piękna, by dało się o niej w jednej chwili zapomnieć.Zresztą mniejsza o to.Spójrz.Pamiętasz to miejsce?Wyślizgnęła się zgrabnie z moich objęć, wyciągając rękę w stronę rozciągającej się pod nami panoramy.Staliśmy w niedużym lesie składającym się z wysokich drzew szumiących na szczycie niewielkiego wzniesienia.Liście i gałęzie tworzyły wokół nas altanę z mnóstwa przeplatających się jakby rozkołysanych wici.Miejscami prześwitywał falisty krajobraz płonący w świetle zachodzącego czerwonego słońca.- To będzie kiedyś nasze - powiedziała cicho Arles.- Kiedy przestanie istnieć Zgromadzenie i kiedy zginie Llyr.Będziemy wtedy mogli żyć na wolności, karczować lasy, budować miasta - żyć znów jak ludzie.Pomyśl nad tym, Edwardzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]