Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Fowles John Mag
- Burroughs Edgar Rice Pellucidar (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Padając do tyłu, chwycił za nogę i zawisł plecami nad krawędzią skalnej ściany.Przeturlał się w lewo, nie puszczając nogi, aż poczuł, że lufą natrafił na ciało.Pociągnął za spust i świat przesłoniły mu strzępy żywego mięsa, odłamki kości i fontanny krwi.Eksplozja wyrzuciła żołnierza w powietrze, zmieniając jego prawą nogę w masę przesiąkniętych czerwienią szmat.Adrian zebrał się w sobie, żeby odpełznąć na bok, ale czuł się bezsilny, bez odrobiny powietrza w płucach.Uniósł się na jednej ręce i spojrzał na brata.Andrew kiwał się w przód i w tył, z jego ust ociekających śliną i krwią dobywały się gardłowe dźwięki.Podparłszy się rękami, dźwignął ciało z ziemi i na wpół klęcząc wpatrywał się obłąkanym wzrokiem w to, co zostało z jego nogi.Po chwili przeniósł spojrzenie na sprawcę.I nagle zaczął krzyczeć.— Pomóż mi! Nie możesz dać mi umrzeć! Nie masz prawa! Przynieś mi plecak!Zaniósł się kaszlem,, przytrzymując jedną ręką roztrzaskaną nogę, a drugą, roztrzęsioną, wskazując na alpejski plecak oparty o trumnę.Broczył krwią, całe ubranie było nią przesiąknięte.Wewnętrzne uszkodzenia postępowały coraz szybciej — umierał.— Nie mam prawa pozwolić ci umrzeć — powiedział Adrian słabym głosem, chwytając łapczywie powietrze.— Czy zdajesz sobie sprawę z tego, coś sam zrobił? Ilu ludzi zabiłeś?— Zabijanie to narzędzie! — krzyknął żołnierz.— Wyłącznie narzędzie!— A kto decyduje, kiedy z owego narzędzia skorzystać? Ty?— Tak! I tacy jak ja! Wiemy, kim jesteśmy, wiemy, co możemy zdziałać.Ludzie tacy jak ty.wy nie macie.Na miłość boską, pomóż mi!— Ty ustalasz zasady.Wszyscy pozostali mają się podporządkować.— Tak! Bo nam na tym zależy! Całej reszcie, nikomu na niczym nie zależy.Wszyscy wolą, żeby ktoś inny ustalił im zasady.Temu nie możesz zaprzeczyć!— Właśnie zaprzeczam — odparł cicho Adrian.— To znaczy, że się okłamujesz! Albo jesteś głupi.O Chryste.— Głos mu się załamał, chwycił go następny atak kaszlu.Przycisnął ręce do brzucha i znów popatrzył na swoją nogę, po czym przeniósł spojrzenie na kopiec ziemi.Oderwał od niego wzrok i spojrzawszy na Adriana powiedział: — Tu.Na wyciągnęcie ręki.Zaczął czołgać się do otwartego grobu.Adrian podniósł się powoli z ziemi, zahipnotyzowany okropnym widokiem.Resztki litości podpowiadały mu, żeby pociągnąć za spust, przerwać to życie, które dobiegało już niemal kresu.Z miejsca, gdzie stał, widział zakopaną w ziemi urnę z Salonik.Zbutwiałe listwy zostały oderwane, ukazując znajdujące się pod spodem żelazo.Strzały z rewolweru odłupały z wieka strużyny metalu, obok leżał zwój liny.Tu i tam widać było kawałki grubej tektury z wyblakłymi znakami przypominającymi krucyfiks okolony wieńcem cierni.A więc znaleźli ją.— Czy nic nie rozumiesz? — Szept żołnierza był ledwie słyszalny.— Oto ona.Odpowiedź.Odpowiedź!— Na co?— Na wszystko.— Na kilka sekund Andrew stracił panowanie nad mięśniami swych oczu.Uciekły mu w głąb czaszki, źrenice zniknęły na chwilę pod górnymi powiekami.Jego głos nabrał tonów rozzłoszczonego dziecka.Wyciągnął prawą rękę w głąb grobu.— Mam ją.Nie możesz mi przeszkodzić! Teraz już nie! Teraz możesz mi tylko pomóc.Pozwolę ci sobie pomóc.Zawsze ci na to pozwalałem, pamiętasz? Czy pamiętasz, jak zawsze pozwalałem, żebyś mi pomagał?! — Ostatnie pytanie rozległo się przeraźliwym krzykiem.— Zawsze ty o tym decydowałeś, Andy.Decydowałeś, kiedy pozwolisz mi sobie pomóc — powiedział Adrian cicho, próbując zrozumieć dziecinne bredzenie, zahipnotyzowany padającymi słowami.— Oczywiście, że ja.To musiała być moja decyzja.Moja i Victora.Adrian przypomniał sobie nagle słowa matki.“Zawsze widział tylko skutki posiadania siły, nigdy nie rozumiał wszystkich komplikacji, współczucia".Prawnicza natura Adriana dopominała się wyjaśnień.— Co powinniśmy z tą urną zrobić? Teraz, kiedy już ją znaleźliśmy, co powinniśmy z nią.— Wykorzystać! — krzyknął znów Andrew, rzucając kawałkiem skały w krawędź grobu.— Wykorzystać! Wykorzystać! Ustawić wszystko jak trzeba! Powiemy im, że jak nie, to wszystko rozwalimy w gruzy!— A gdyby się okazało, że to niemożliwe? Że to wszystko nie ma znaczenia? Że w urnie nic nie ma?— No to co? Powiemy im, że jest! Ty nie wiesz, jak się do tego zabrać.Powiemy im to, co będziemy chcieli! Będą się płaszczyć przed nami.będą skamlać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]